Witam.Trafilam tutaj poniewaz nie moge sie pozbierac po zdradzie.Moze napisze pare slow od poczatku;wiec moje zycie wywrocilo sie do gory nogami w listopadzie ,kiedy to dowiedzialam sie ze nie jestem juz jedyna w zyciu mojego meza.Cios byl straszny ,tym bardziej ze uchodzilismy za malzenstwo ktorego ze swieczka szukac (jestesmy 15 lat po slubie.mamy 14 letnia corke),wiec to wszystko bylo nie do uwierzenia.Zdrade odkrylam zupelnie niechcacy,przypadkowo ,widocznie los tak chcial .Maz sie nie wypieral ani nie zaprzeczal.Byla to kolezanka z, ktora pracowal w fabryce.Podobno trwalo to ok. roku.Pytalam niejednokrotnie czemu mi to zrobil skoro bylismy dobrym a nawet bardzo dobrym malzenstwem.Najpierw twierdzil ,ze pogubil potem, ze sie z nim klocilam(klotnia nazwal to ze ja prosilam i blagalam, by do nas wrocil z 8 letniej emigracji,nastepnym powodem zdrady bylo to ze bylam za dobra dla niego)powody smieszne ,ale mi nie bylo i nie jest do smiechu.Idzie 8 miesiac po tym wszystkim a ja dalej zyje w zawieszeniu ,z dnia na dzien ,nic mnie nie cieszy ,ani nowy dom ,budowany dla nas.Dawniej cieszyla mnie byle blahostka .Dalam mezowi szanse,bo bylismy krok od rozwodu,ale teraz juz sama nie wiem czy to bylo sluszne .Nie daje rady psychicznie ,jestem rozerwana na pol ,bo gdzies tam gleboko go kocham a rownoczesnie nienawidze za to co mi zrobil. On nadal jest za granica ,ja w Polsce .Ciagle czuje lek i niepokoj ,boje sie ze zmarnuje szanse ,ktora mu dalam,swiadomosc, ze jest tam znow sam zatruwa mi zycie.Ustalilismy ,ze wroci tam na chwile zebysmy cos odlozyli zanim on zjedzie na stale ,juz nie wiem co mam robic i myslec wszystko mi jedno czasami.Przepraszam, ze napisalam tak chaotycznie ,ale chcialabym wykrzyczec calemu swiatu jak cierpie ,a musze wszystko dusic w sobie ,moze teraz cos mi ulzy ,majac swiadomosc, ze ktos to przeczyta,moze ku przestrodze ,ze dla chwili zabawy nie warto rujnowac komus zycia i sprawic by cierpial niewinnie....za milosc -zdrada i gdzie tu sprawiedliwosc ,nie rozumiem ,nic juz nie rozumiem....