Na forum trafiłam przez przypadek, chyba ściągnęła mnie potrzeba wyżalenia się, ewentualnie jakiejś porady. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, chyba przechodzę jakieś załamanie nerwowe. Zawsze byłam ambitna i wydawałoby się w miarę inteligenta. Studiuję dość wymagający kierunek. Ostatnio kompletnie się załamałam, nie mogę się pozbierać. Swoje problemy uważam za banalne i bez znaczenia, przecież jest tyle nieszczęść a ja mam załamanie z jakichś błahych powodów...
Mam właśnie sesję, od miesiąca siedzę nad książkami. Byłam bardzo zmotywowana, z nastawieniem, że dam radę, zdam wszystkie egzaminy w pierwszym terminie! Po jednym z egzaminów wróciłam kompletnie rozbita, nie trafiłam w pytania, wiem że go nie zdałam. Kompletnie się załamałam, nie mogłam się pozbierać, przepłakałam cały dzień, a w następny miałam mieć kolejny egzamin, na który się uczyłam i nie poszłam, załatwiłam zwolnienie lekarskie, bałam się, że kolejnego nie zdam. W poniedziałek mam kolejny, na który też nie pójdę, skorzystam z tego zwolnienia. Był moment że wróciła moja motywacja i chęć do życia, ale dzisiaj zamiast się uczyć to śpię albo płaczę. Wszystko mnie wykończyło, pewnie dostanę łatkę tej co ucieka z egzaminów i niezbyt inteligentnej. Powinnam się teraz zebrać w garść i pouczyć, wiem że potrafię, ale pierwszy raz odczuwam aż taką niemoc...Dzisiaj zerwałam też z chłopakiem, niby powinnam to zrobić już dawno, związek bez przyszłości i z samymi problemami, ale to mnie dobiło, powiedzieliśmy kilka słów za dużo...Nie wiem, czy dam bez niego radę. Sama sprowokowałam zerwanie, wszystko jest z mojej winy. Nie potrafię się pozbierać, wiem że moje "wakacje" będą wyglądały mniej więcej tak jak teraz, w kompletnym dołku i rozsypce. Studia mnie wykończyły, wyścig szczurów, sama należę do ambitnych, ale wiadomo, że ciężko jest sprostać swoim własnym oczekiwaniom. Jestem rozczarowana sama sobą, nic mnie nie cieszy. Uważam, że nie jest to chwilowe załamanie, nie potrafię przemóc się do niczego. Swego czasu podejrzewałam chorobę afektywną dwubiegunową, poczytam forum, może wyjaśni to moje nastawienie do życia. Nie mam pojęcia, może to początki depresji, nie potrafię zmienić nastawienia do życia, najchętniej przespałabym cały dzień, uciekła od problemów. Od rodziców dostałam sporo wsparcia, ale wiem że ich rozczarowałam, sama siebie rozczarowałam. Pierwszy raz jakaś niemoc wygrała z ambicjami. Studia były dla mnie ważne, teraz po tych porażkach myślę, aby je rzucić, nie mam pomysłu na dalsze życie, co ze sobą zrobić. Rozumiem, że to błahy problem, ale może ktoś jest lub był w podobnej sytuacji...