Skocz do zawartości
Nerwica.com

Renata Mi

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Renata Mi

  1. Witam, Potrzrebuje rady, pomocy jakis konkretnych wskazowek, co robic. Moj maz jest chory na depresje od wielu lat, jestesmy razem ponad 10 lat a na deprsje zaczal chorowac w 2008-2009 roku, kiedy zbankrutowla jego firma, powodem byl stres a w tym szczegolnie stres finansowy, dzieki mnie poszedl do lekarza i zaczal sie leczyc, jedne leki nie podzialaly , drugi tez nie w koncu przepisano mu Fluokcetyne tj Prozak I po tym nastapila poprawa- lekka poprawa. Przez jakis czas bylsimy w sytuacji, ze mogl pozwolic sobie na nie pracowanie ok 3-4 miesicy, ten okres byl musze powiedziec z perspektywy czasu najlepszy, nie mial pracy, nie mial stresu, leki dzialaly a on byl radoscny, szczeliswy jednym slowem normalny. Nie byla to jakas euphoria byl to po prostu normalny stan. Potem wrocil do pracy, znowu otworzyl swoj bisnes, szlo tak sobie ale przez pare miesicey bylo dobrze. Wspomne, ze przez caly ten czas bral leki, w koncu sam na wlasne zyczenie stwierdzil, ze przestaje brac leki bo ma po nich skutki uboczne i zle sie czuje. Skutki uboczne bylo moze uciazliwe ale nie grozne, to byl np: ataki ziewania albo uczucie sennosci, czyli ze tak powiem moza zyc z tym. Na moje prosby, zeby skoksultowal sie z lekarzem ,zanim je przestanie brac nie reagowal. Podobnie jak go namawialam, zeby zaczal terapie, uwazal, ze on wszytko wie lepiej I nikt mu nie bedzie mowil, co ma robic. Faktem jest, ze bardzo duzo czasu poswiecil na czytaniu o depresji , najnowszych informacjach o leczeniu etc. Jednak od kilku tygodniu ma nawrot, cokolwiek to znaczy.. nie da sie z nim wytrzmac, nie jest odporny na zaden stress, wszytko wywoluje u niego smutek, beznadzieje, a czasmi nawet agresje, krzyk. Na moje prosby zeby wrocil do lekarza, odpowiada, ze nie bedzie sie oddawal w rece szarlatana bo juz raz to zrobil i nic mu nie pomoglo. To jest jego teoria ja twierdze bylo lepiej. Bylam z nim w najgorszych chwilach, przy nim ciagle, pomagalam, znowislam, pracowalam utrzymywalm nas przez jakis czas, znosilam jego zle nastroje, bycie nieprzyjemnym, agrsywanym, wszytko co ci ,ktorzy przeszli przez depresje wiedza. Od jakiegos czasu, coraz czesciej mysle, ze to wszytko brnie do nikad i ze, nie wazne jak bardzo bede sie starac to nie jestem w stanie mu pomoc. W ten sposob marnuje sobie zycie, zreszta on sam mi powiedzial, ze on juz dawno wiedzial, ze ja sie przy nim marnuje i on z tego nie wyjdzie juz niogdy bo jak twierdzi dla niego nie ma ratunku. Czy moze ktos z wam byl w podobnej sytuacji? Czy byl z wieloletnim partnerem, ktory chorowal na depresje, czy jest cos jeszcze co ja moglabym zrobic, zeby mu pomoc? Bede bardzo wdzieczna za zainteresowanie
×