Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje..
Mam 23 lata, jestem od 2 lat z facetem, mieszkamy razem i kochamy się.
Od pewnego czasu, konkretnie od momentu gdy On zmienił pracę, bardzo się zmieniliśmy. On zamknął się w sobie, ucieka w piwo, nie mówi, nie okazuje mi uczuć (choć są dni gdy jest cudownie). Woli siedzieć bezczynnie i patrzeć się w telewizir / ścianę niż zrobić coś, żeby nie myśleć wciąż o problemach w pracy.
Ja w efekcie tych zmian (dodatkowo wpływ chyba mogą mieć tabletki antykoncepcyjne?) zaczynam mieć jakieś dziwne stany psychicznego niepokoju. Zaczynam wariować, podczas gdy staramy się spokojnie rozmawiać, wykrzykujemy do siebie morze przykrych słów, wpadam w jakąś niewytłumaczalną panikę, płacz, słowootok.. a gdy sytuacja ucichnie (z reguły On nie wytrzymuje i wychodzi) to ja wpadam w taki "niebyt" - płaczę, jest mi wszystko jedno, boli mnie "złamane serce" i moja :niedoceniona kobiecość" i jest mi wszystko jedno ze wszystkim...
Jak sobie radzić? Obydwoje chcemy ratować ten związek.
Po drodze gdzieś się obydwoje pogubiliśmy...
Jak mam sobie radzić z "napadami depresji" - i czy to wogóle mogę tak nazywać??
Poradźcie kochani!
pozdrawiam,
colacola