Skocz do zawartości
Nerwica.com

brujita

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia brujita

  1. Witam serdecznie. Ze mną jest podobnie - od jakiegoś czasu uczę się żyć z depresją, mojego partnera. Poznaliśmy się kilka lat temu. to nie jest łatwy związek, bo mieszkamy w różnych miastach i widujemy się bardzo rzadko. W dodatku on ma trudną sytuację osobistą, rozwodzi się i walczy o prawo do opieki nad dzieckiem. Do niedawna wszystko było całkiem dobrze, mówił że chce żebym została jego żoną, że chce założyć ze mną rodzinę, mieć dzieci. Mimo trudności optymistycznie patrzył w przyszłość. Teraz boryka się z depresją, jest na lekach przeciwlękowych. Do problemów osobistych doszła jeszcze utrata pracy. Mimo fizycznego oddalenia staram się przy nim być, wspierać, pocieszać, pomagać. Wiem, że popełniłam sporo błędów, nie wiedziałam jak postępować z człowiekiem w depresji. Ale uczę się i staram, choć nie jest to łatwe. Ze zrozumieniem podchodzę do tego, że jest maksymalnie skupiony na sobie, że kiedyś prowadziliśmy dialog a teraz jego nie interesuje co u mnie, stale mówi tylko o sobie. Staram się ważyć słowa tak, żeby przypadkiem nie poruszyć czułej struny i nie pogorszyć jego dobrego akurat samopoczucia. Przestałam mówić o swoich potrzebach bo i tak je ignorował. Przestałam nalegać, żebyśmy się spotkali, bo i tak jest głuchy na moje prośby. Ważny jest tylko on i jego problemy. Jestem wyrozumiała bo wierzę, że to minie kiedy znajdzie pracę i w sprawach rodzinnych też coś się ruszy w dobrym kierunku. Ale wczoraj miarka się przebrała. Dowiedziałam się, że nasz związek przypomina mu jego znienawidzone małżeństwo - ma kobietę a jakby jej nie miał. Co to za układ, my w dwóch różnych miastach. Problem jednak polega na tym, że ja nie mogę z nim zamieszkać do czasu uzyskania przez niego rozwodu, w ogóle nawet nie mogę do niego przyjechać "dla dobra sprawy". I dalej, że dzięki lekom wyraźnie widzi w jakiej jest sytuacji. Ze nasz związek jest dla niego nierealny a on musi robić realne plany bo inaczej jego depresja się pogłębi. Ze nie chce fikcji. To bardzo mnie zabolało, bardzo. A najbardziej wyrzut, że każdy przyjazd do mnie to rozłąka z dzieckiem. Tłumaczyłam, że przecież od samego początku znałam jego sytuację, wiedziałam, że nie będzie łatwo, że sprawa może ciągnąć się latami. Pokochałam go ze wszystkimi konsekwencjami. Ze jeśli ludzie naprawdę chcą być ze sobą to zawsze znajdą jakieś rozwiązanie. Później tłumaczył, że przed nim ciężka walka, nie wie jak długa, a on czuje, że mnie blokuje a nie wolno mu tego robić, bo ja mam prawo ułożyć sobie życie. A ja się poczułam jakby ze mną zrywał. Usłyszałam jeszcze zachwyty na temat innej kobiety, że jest niesamowicie seksowna i ma coś w sobie. No i mieszka w tym samym mieście co on. Nie rozumiem, jak można mówić coś takiego swojej kobiecie? Udało mi się wytargować tyle, że poczekamy jakiś czas i zobaczymy jak się sprawy potoczą. Mam wrażenie, jakby ta choroba wyprała go z wszelkich uczuć i emocji. Bez skrupułów mówi mi rzeczy, które ranią mnie do żywego. A ja nie wiem, który on jest prawdziwy - ten, który dosłownie kilka dni temu zapewniał że myśli poważnie o mnie i o naszym związku czy ten, który wczoraj powiedział mi, że się pomylił. Tłumaczę sobie, że to choroba, ale łzy nie chcą przestać lecieć. A najgorsze jest to, że sama zaczynam popadać w otępienie, nic mnie nie cieszy, nie mogę zmobilizować się do nauki, wszystko mi obojętnieje. Trudne to wszystko szalenie.
×