Skocz do zawartości
Nerwica.com

zanq93

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia zanq93

  1. Cześć. Dzisiaj tu trafiłam, bo od kilku dni nie robię nic innego jak czytam o depresji. Nie sądziłam, że kiedyś aż tak przekonam się o tym jak bardzo ciężka to jest choroba. Słowem wstępu..Otóż, ponad trzy lata temu poznałam chłopaka, chorował wtedy na depresję, ale ja o tym nie wiedziałam. Na jakiś czas zniknął z mojego życia, o chorobie dowiedziałam się całkiem później- gdy już byliśmy razem, ale to niczego dla mnie nie zmieniało. Nie wdając się w szczegóły, pokrótce przedstawię sytuację jak ona teraz wygląda- nie jesteśmy razem, ale się nadal kochamy. Jednak do mojego Ukochanego wróciła choroba... Zaczęło się tak dość niewinnie, bo od braku snu. Później już zaczął być bardziej przygnębiony, tłumaczy mi, że próbował z tym walczyć, ale się mu nie udało. Teraz kompletnie jest bez chęci do życia, do czegokolwiek. W dodatku nie wierzy, że sytuacja może się poprawić. Stracił nadzieję. Mówi, że wtedy, ponad trzy lata temu, gdy po raz pierwszy doświadczył depresji, też miał takie wrażenie, że już nigdy się mu nie polepszy, a siebie, swoje życie stracił bezpowrotnie. Ale po ok. 3 tygodniach zażywania leków się mu polepszyło. Teraz sytuacja wygląda tak- na szczęście bez szczególnego namawiania poszedł do lekarza. On jest sam świadom tego, że jest chory i chciał walczyć. Ostatnio poszedł znowu- lekarz zwiększył mu dawkę. Od wczoraj bierze tą zwiększoną dawkę, ale dziś mówił, że czuje się wyjątkowo fatalnie. Nie tracę wiary, bo leki bierze niecałe 2 tygodnie, a naczytałam się o tym sporo i wiem, że na efekty trzeba czekać. I trzeba mieć mnóstwo cierpliwości. On aktualnie wyjechał z naszego miasta studenckiego i jest w domu rodzinnym. I tu pojawia się problem, bo jego mama- wspaniała kobieta, ale traci cierpliwość. Jest również załamana, ale mam wrażenie, że ona kieruje się tylko tym, co on mówi- że jest fatalnie, że nigdy nie będzie lepiej, że on już przegrał swoje życie. Ale to na tym polega ta choroba, a chciałabym, żeby ona wierzyła, że leki zadziałają i będzie poprawa. Jeżeli ona w to nie wierzy, to jak on ma uwierzyć... Namawia go do powrotu na studia. Ale czy to nie lekka przesada? Aktualnie sesja- gorący okres. On tego nie udźwignie, a dodatkowo się załamie. Przerośnie go to, będzie jeszcze gorzej. Wydaje mi się, że w jego obecnym stanie, to by był skok na ZBYT głęboką wodę. Bo to jest tak, że on ma wyrzuty sumienia, że się dał tej chorobie. Mówi, że jest mu wstyd, nie chce wychodzić do ludzi, boi się reakcji. Ale z drugiej strony, jak jest w domu to ma podwójne wyrzuty sumienia, że doprowadza swoją mamę do takiego stanu. No i błędne koło... Staram się robić co w mojej mocy. Słucham go, gdy chce o tym porozmawiać, mówię mu, że wyjdzie z tego, że to choroba, z którą da się wygrać, już raz mu się udało przecież. Ale on mówi, że nie poznaje siebie, nie czuje się sobą i życie mu ucieka. Fakt, jest teraz nieco wyłączony z codzienności, ale każda choroba ma to do siebie... Staram się jak mogę dodawać mu wiary i otuchy. Mówię mu, że zdrowie jest najcenniejsze i żeby dodatkowo nie zamartwiał się studiami. Przecież ma zwolnienia i gdy je przedłoży w dziekanacie, to spokojnie będzie mógł podejść do sesji w innym terminie. Ale on się bardzo obwinia za tę sytuację. A ja naprawdę nie wiem co robić... Boję się bardzo, mnie też powoli ta sytuacja przerasta. W dodatku prosił mnie o dyskrecję wobec tego męczę to w sobie, ale myślę, że ja też na chwilę obecną potrzebuję jakiejś pomocy, dobrego słowa, zwłaszcza od osób, które wiedzą coś więcej na temat tej choroby. Powoli i ja tracę siły, nie mam na nich ochoty, czuję się przygnębiona. A wydaje mi się, że powinnam mieć teraz siły za nas dwoje. Skąd je brać? Skąd brać cierpliwość i wiarę? Pomóżcie mi.
×