Witam jestem nowa na forum, na temat hipochondrii też coś mogę napisać od siebie.
Odkąd w sumie pamiętam miałam napady hipochondryczne - co 2/3 miesiące. Obecnie psychiatra podejrzewa u mnie chorobę afektywną dwubiegunową, bądź zaburzenia depresyjne nawracające. W skrócie tyle jeśli chodzi o choroby umysłowe.
Wspominałam o hipochondrii - co pór roku robię badania krwi, ostatnie w marcu. W maju pojawił się kolejny napad (tak to nazywam, bo inaczej nie potrafię tego określić) hipochondrii, dodatkowo pojawiły się objawy somatyczne - hiperwentylacja, zaburzenia równowagi, bóle głowy, kołatania serca, schizy na punkcie ciśnienia (przypuszczam, że z powodu ciągłego zdenerwowania, mimo to w gabinecie lekarskim wychodziło dobre, pomijając przyśpieszone tętno).
Dodatkowo niepokojące objawy jak krew na papierze po wypróżnieniu (ilości śladowe, ale możecie sobie wyobrazić jak się czułam). W przeciągu 3dni popędziłam do proktologa - diagnoza - nic mi ponoć nie jest, ale dietę muszę zmienić gdyż ranki mogą wynikać ze zbyt twardego stolca. Ok, niech będzie.
Przy okazji szlajania się po lekarzach trafiłam do gina - niestety na badaniu wyszedł mięśniak,spory, za 1,5 miesiąca do kontroli. Mało tego lekarka wymacała guzek w piersi. Całe życie życie bałam się nowotworów, odkąd pamiętam, a pierwszy taki poważny napad miałam chyba około 16 roku życia (wtedy na tapecie był chłoniak, wyobraźcie sobie, że świrowałam tak, aż w końcu powiększył mi się węzeł pod pachą! Innego rozwiązania nie widzę, nigdy przy chorobach nie powiększały mi się węzły pod pachami!). Obecnie mam 23, i jak sobie tak myślę, to przez tą chorobę jestem wrakiem. Huśtawki co kilka miesięcy, ileż to ja chorób nie przerobiłam, czasami doprowadzam się do takiego stanu, że jestem pewna, przekonana, że jestem chora.
Wyobraźcie sobie jak się poczułam kiedy wyszłam od ginekologa ostatnio - skończyło się na tym, że przez tydzień nie wychodziłam z mieszkania, prawie zawaliłam sesje, a sytuacje przedstawiałam znajomym tak, że byli bardziej przerażeni ode mnie.
Na szczęście w między czasie dostałam się do psychiatry - od tygodnia jestem na antydepresantach i neuroleptykach - nie wiem czy mi pomaga Perazyna czy kwestia placebo, ale przynajmniej wychodzę z domu, w sobotę nawet widziałam się ze znajomymi, coś robię w kierunku zaliczenia egzaminów, może nie wszystkich, ale chociaż części. Jutro idę do innego gina w sprawie mięśniaka, wciąż się boje, ale jestem dobrej myśli. Guzek w piersi okazał się gruczołem, więc mam nadzieje na pozytywy w tej drugiej sprawie.
Rozmawiałam ostatnio z koleżanką - wspólnie doszłyśmy do wniosku, że psychika ma duży wpływ na zdrowie fizyczne (tu polecam Aarona Antonovskoego i jego koncepcje salutogenezy). Trzymajcie za mnie kciuki jutro, bo nie chcę się znowu stresować i bać.