Skocz do zawartości
Nerwica.com

thalion

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia thalion

  1. Witam, mój chłopak, z któym mieszkam od około roku zachorował na depresję. Od około lutego brał leki psychotropowe ( Mozrain) z przerwami, ze względu na naciski jego matki, żeby się od tego nie uzależnił. Oczywiście takie branie leków w kratkę tylko pogarszało jego stan, co zawsze odbijało się tylko na mnie (jego rodzina pochodzi z małej miejscowości, my mieszkamy i studiujemy w Warszawie). Wszystko zaczęło sie od tego, że czuł się źle, wiecznie był zmęczony, spał po kilkanaście godzin dziennie, miał sine paznokcie. W końcu nie wytrzymałam i zapisałam go do lekarza POZ. Zaprowadziłam go do przychodni i dostał diagnozę depresja +skierowania na bardzo dużo badań aby wykluczyć coś innego. Diagnoza się potwierdziła. OD tamtej pory jest tylko gorzej. Mam wrażenie, że pogrążył się w chorobie, depresja jest jego usprawiedliwieniem na dosłownie wszystko. Co gorsza, zachowanie jego rodziny bardzo pogarsza jego stan. Nie mogę praktycznie zostawić go ani na chwilę, bo miewa stany lękowe i myśli samobójcze. Cały semestr prawie nie chodziłam na zajęcia aby się nim zajmować, aby nie przesiadywał sam. On nie chodził na zajęcia w ogóle, bo nie miał siły, dostał urlop zdrowotny ze względu na zły stan zdrowia. Mieszkamy razem z jego siostrą, która niestety kompletnie nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, nie obchodzi jej za bardzo co się z nim dzieje i wręcz działa na niego źle, przez jej ciągłe zaczepki i prowokacje. Na wizyte u psychiatry czekaliśmy aż do końca kwietnia (takie długie terminy na nfz, a niestety nie stać nas na długotrwałe leczenie prywatne). Lekarz kazał brać regularnie Mozarin, dał skierowanie na psyterapię. Termin na spotkanie z psychologiem był na koniec maja - niestety tego samego dnia musiałam sama wybrać się do dentysty. On miał jechać do psychologa, ja miałam dojechać do przychodni i miałąm z nim być, bo on sam nie chce czy nie może się zmusić. Dobrze, że z drogi zadzwoniłam - nie wybierał się na wizytę. Miałam do niego wtedy pretensje, owszem - uważam, że psychoterapia pomogłaby mu z lękami, z różnymi powodami depresji (miał ostatnio bradzo ciężki okres i kumulacja wielu czynników wywołała u niego aż tak ostry stan depresyjny). Ja sama nie daję już rady. Sama czuję się coraz gorzej, zmagam się z depresją od 15 roku życia, nigdy nie leczyłam się farmakologicznie, nie chodziłam na psychoterapię. Sytuacja z nim zaczyna wymykać mi się spod kontroli. Teraz mam sesję, jestem na 3 roku, chcę sie obronić i dostać na II stopień. Nie jestem w stanie ciągle skakać wokół niego, musze się skoncentrować na sobie, aby zdać egzaminy, napisać pracę i się obronić. Prosze go, aby np pomógł mi w domu, żeby to on posprzątał, coś ugotował. On jest z natury bałaganiarzem strasznym, więc niestety sprzątanie odpada, ja znowu chcę mieć zawsze czysto. Jak gotuje, bez przerwy woła mnie do kuchni żeby mu pomóc, w rezultacie nie mogę się uczyć i staję się bardzo nerwowa. Ponadto zostawia straszny bałagan w kuchni, który ja sprzątam znów zamiast się uczyć i denerwuję się jeszcze bardziej. Kiedy zwracam mu uwagę, że przez to pomaganie mu, nie mogę się uczyć zaczynają się straszne awantury. Cały czas mi zarzuca, że go nie szanuję, obraża się na mnie kiedy mu mówię, że przesadza i żeby się uspokoił, wychodzi, wysyła mi smsy, że się zabije, ja biegam za nim po mieście, przepraszam, zaciągam do domu. Sama przypłącam to strasznymi nerwami. Najgorzej jest kiedy jadę do moich rodziców na weekend. On nie potrafi funkcjonować beze mnie. Dzwoni do mnie kilka razy dziennie, ja niestety nie zawsze mogę odebrać telefon. Potem ma do mnie pretensje, że go zawiodłam, że on już nie chce żyć, że się zabije. Ostatnią taką akcję przypłaciłam załamaniem nerwowym. Najgorsze jest to, że nie mogę z nim szczerze porozmawiać, bo on zawsze uważe, że ja go nie szanuję, a kiedy np mówię mu, że nie mogę cały czas być z nim, bo zaniedbuję swoje obowiązki, on rzuca mi tylko pogardliwe "nikt tego od Ciebie nie wymaga" - podczas gdy często rano, kiedy wstaję żeby iść na zajęcia on mnie prosi, żebym z nim została, bo źle się czuje, czy np w nocy ma ataki lękowe, ja z nim siedze do 3-4, a potem nie jestem w stanie wstać na rano. Dwa tygodnie temu byliśmy u psychiatry. Mój chłopak powiedział, że źle się czuje po Mozarinie, bo czuje się otępiały. Lekarz zmienił mu leki, kazał brać leki o innym profilu i powiedział, że przez peirwsze dwa tygodnie będzie gorzej się czuł. Mój chłopak w związku z tym nie wziął tych leków, bał się czuć się gorzej, mówił, że po Mozarinie czuł się ostatnio naprawdę fatalnie i że przez te dwa tygodnie, przez które odstawił leki nadal czuł się otępiały, ciągle miał stany lękowe i myśli samobójcze. Dzisiaj ja od rana czuję się fatalnie, czuję straszny ucisk w klatce piersiowej. On od rana chciał się przytulić, bo wtedy czuje się lepiej. Prosiłam go żeby dał mi spokój, bo boli mnie i nie mogę oddychać, kiedy on mnie ściska. Za trzecim razem znów stwierdził, że go nie szanuję, ze on tego nie wytrzyma i wyszedł. JA już nie mogę znieść tego wywoływania u mnie poczucia winy. Czuję się fatalnie. Bardzo go kocham i są momenty, kiedy on zachowuje się jakby był zdrowy. Ale potem ma jakiś napad i nie mam pojęcia jak mu pomóc. Cokolwiek robię powoduje u niego wściekłość, bo uważa, że go nie szanuję, albo że traktuję go jak dziecko. Nie mam pojęcia co mam robić. Najgorsze jest to, że ja też mam poczucie, że on mnie nie szanuje. Nie szanuje tego ile dla niego poświęciłam, kompletnie nie widzi tego, iloma nerwami ja przypłacam te jego humory nawet jak za jakiś czas się zreflektuje i przeprosi. Nie rozumie jak bardzo się boję, jak straszy mnie, że się zabije. Nie rozumie, że przed ważnym egzaminem jak chcę mieć spokoj i chcę się wyciszyć, pouczyć w spokoju i przeszkadza mi to, jak przychodzi i się przytula. No i bardzo boję się wakacji - muszę jechać do rodziców na conajmniej 2 miesiące aby pomóc w remoncie. Będę go odwiedzać, ale on jest teraz ze mną cały czas, aż narzeka, że za dużo. Jak wyjeżdżam na weekend, na 2 dni do domu, to wpada w panikę kilka razy dziennie, ja bez przerwy mam poczucie winy, że go zostawiłam, cały czas mnie męczy, żebym wracała wcześniej. A jak teraz będę go odwiedzać raz na 2 tygodnie na dzień lub dwa, to on się załamie, nie wytrzyma tego. Nie mam pojęcia co mam zrobić, coraz częściej mam myśli, że nie wytrzymam ani chwili dłużej. Nie wiem co mam robić.
×