Skocz do zawartości
Nerwica.com

redwhite1234

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia redwhite1234

  1. O bracie matki. Tym mógłbym się podeprzeć może, bo nie sprząta i nic nie robi. Tyle co się umyje i zje, poza tym zero działań, w jego pokojach straszny syf jest od roku nie sprzątany. Opieka zdrowotna w Polsce leży. Podejście lekarzy jest takie: "przyjdź pan jak będziesz zdrowy". I to jest lipa straszna. To tylko by go bardziej rozjuszyło. Najbardziej agresywny jest przy jakichkolwiek wzmiankach o chorobie. A gdyby karetka przyjechała i go zostawiła to by już był całkiem pogrom... W teorii łatwo to zrobić, lecz w praktyce jest niemal niemożliwe. Po pierwsze - nie da się go przekrzyczeć. Po drugie, on gada jakby słuchał kogoś innego, kto się z niego nabija, a nie realnych ludzi. Pozdrawiam!
  2. Rok temu zmarła moja babcia, a jego matka. Ona go pilnowała, by brał leki i odkąd nie żyje, on tych leków nie bierze i mniej więcej od wtedy się zaczęły kłopoty.
  3. Witam serdecznie! Mój problem jest dość naglący. Kłopot sprawia jeden z domowników. Około piętnaście lat temu przebywał dwa razy w szpitalu psychiatrycznym, nie wiem dokładnie co tam miał, ale chyba schizofrenię. Teraz od roku nie bierze leków i jest z nim poważny problem. Otóż: W dzień jest jeszcze jako tako, problem zaczyna się wieczorem. Staje w korytarzu i gada sam do siebie, głównie bardzo wulgarne i agresywne rzeczy. Robią mu się wtedy takie czerwone oczy i głos się zmienia, jakby w ogóle to nie on mówił. Z tego, co podsłuchałem, to wynika, że on wmawia sobie, że różni ludzie coś o nim mówią i im złorzeczy, że oni mają go za czubka, uważają go za zero i takie tam. Chciałbym to gdzieś zgłosić, ale boję się, że po prostu nie przyjmą go na leczenie, bo powiedzą, że nikogo nie pobił i takie tam. Ale mam przeczucie, że ta sprawa skończy się tragedią, kiedyś powiedział do mojej matki "zabiję cię, najwyżej wsadzą mnie do czubków i na pewno mi nic nie zrobią, bo jestem czubkiem". Problem w tym, że on nikogo nie bije ani nic, tylko tak gada. A potrafi się rozgadać, że wieczorem dwie godziny stoi na tym korytarzu i złorzeczy, przeklina, grozi ludziom, których tam nie ma. Sytuacja wygląda tak. Główny problem: - co zrobić? Gdzie się zgłosić? (On sam za nic w świecie nie zgodzi się na leczenie). - co będzie jeżeli go nie przyjmą, o to się martwię najbardziej. (Gada, gada, ale mam przeczucie, że może się to skończyć tragedią). W domu ogólnie jest porażka. Nikt o niczym innym nie myśli, tylko o tym, że zaraz wieczór i znowu sesja wulgaryzmów na korytarzu. A głos jest naprawdę straszny, głośny, agresywny. Jestem w kropce. Boję się, poradźcie coś. Czy te objawy wystarczą, by go wzięli na leczenie? Bo jak nie, a on się dowie, że chciałem "go wsadzić" no to tragedia murowana. Pozdrawiam!
×