Witam serdecznie!
Mój problem jest dość naglący.
Kłopot sprawia jeden z domowników. Około piętnaście lat temu przebywał dwa razy w szpitalu psychiatrycznym, nie wiem dokładnie co tam miał, ale chyba schizofrenię. Teraz od roku nie bierze leków i jest z nim poważny problem. Otóż:
W dzień jest jeszcze jako tako, problem zaczyna się wieczorem. Staje w korytarzu i gada sam do siebie, głównie bardzo wulgarne i agresywne rzeczy. Robią mu się wtedy takie czerwone oczy i głos się zmienia, jakby w ogóle to nie on mówił. Z tego, co podsłuchałem, to wynika, że on wmawia sobie, że różni ludzie coś o nim mówią i im złorzeczy, że oni mają go za czubka, uważają go za zero i takie tam.
Chciałbym to gdzieś zgłosić, ale boję się, że po prostu nie przyjmą go na leczenie, bo powiedzą, że nikogo nie pobił i takie tam. Ale mam przeczucie, że ta sprawa skończy się tragedią, kiedyś powiedział do mojej matki "zabiję cię, najwyżej wsadzą mnie do czubków i na pewno mi nic nie zrobią, bo jestem czubkiem". Problem w tym, że on nikogo nie bije ani nic, tylko tak gada. A potrafi się rozgadać, że wieczorem dwie godziny stoi na tym korytarzu i złorzeczy, przeklina, grozi ludziom, których tam nie ma.
Sytuacja wygląda tak. Główny problem:
- co zrobić? Gdzie się zgłosić? (On sam za nic w świecie nie zgodzi się na leczenie).
- co będzie jeżeli go nie przyjmą, o to się martwię najbardziej. (Gada, gada, ale mam przeczucie, że może się to skończyć tragedią).
W domu ogólnie jest porażka. Nikt o niczym innym nie myśli, tylko o tym, że zaraz wieczór i znowu sesja wulgaryzmów na korytarzu. A głos jest naprawdę straszny, głośny, agresywny.
Jestem w kropce. Boję się, poradźcie coś. Czy te objawy wystarczą, by go wzięli na leczenie? Bo jak nie, a on się dowie, że chciałem "go wsadzić" no to tragedia murowana.
Pozdrawiam!