Skocz do zawartości
Nerwica.com

ania19

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ania19

  1. ania19

    Szpital

    Znów jest gorzej. Tak było dobrze, byłam juz pozytywnie nastawiona, mówiłam sobie ze dam rade że sie nie poddam... Nawet lekarz zauważył poprawe. Powiedział ze jeszcze troche i będzie dobrze. I wszystko zniszczyły te moje cholerne koleżaneczki. Zaczęły traktować mnie tak, jakbym nie była godna najmniejszej uwagi, toteż mi jej nie okazywały. Nie mogłam juz tego znieść i po kolejnym dniu takiego traktowania sięgnęłąm po ostre narzędzie i pokaleczyłam sobie nadgarstki... Nie wiem co chciałam zrobić bo chyba nie chciałam naprawde sie zabić. Powstrzymuje mnie tylko świadomość, ze tyle jeszcze przede mną. Jednak tego wieczoru naprawde mogłam to zrobić. Zabrakło mi tylko odwagi zeby głębiej ciąć...zwyczajnie sie bałam. Straciłam troche krwi ale nic złego mi sie nie stało. Następnego dnia powiedziałam o tym mamie... Była w szoku, pytała co ma zrobić. Zaproponowała mi szpital. Powiedziała ze tam będę miała terapie, róznego rodzaju zadania pisemne, na podstawie których stwierdzą co tak naprawde jest przyczyną moich problemów i wtedy podjąć odpowiednie leczenie... Tylko ze ja nie chcę isć do szpitala... boje sie tego co tam mnie czeka i tego jak zareagują osoby które ewentualnie by sie dowiedziały... Ale z drugiej strony obawiam się ze to moze być dla mnie jedyny ratunek... Co robic?? Moze ktoś z Was był na takim leczeniu i moze mi blizej powiedzic na czym to polega?? Bo ja juz naprawde mam mętlik... W szkole sobie nie radze, mam coraz wieksze problemy z kolezankami które mnie olewają a ja nie wiem czemu, bo nikt nie wie o moich problemach a ja staram zachowywac sie normalnie. Chciałabym z nimi porozmawiać ale raz - boje sie ze z tego będą jeszcze wieksze problemy a dwa - nawet nie wiem czy mam siłe sie do tego zabierac, czy dam rade przez to przejść... Poradźcie proszę...
  2. hmm...z tym rozumieniem to też prawda. Ten problem jednak daje nam cos dobrego - dzięki depresji rozumiemy o wiele więcej niz zdrowi. Czasem aż nie mieści mi się w głowie, jak to możliwe że inni nie rozumieją rzeczy, które dla mnie są tak oczywiste. Ktoś mnie poucza i mówi o zrozumieniu a w moich oczach tylko się osmiesza bo zazwyczaj gada kompletne bzdury...
  3. To zdanie wywołało uśmiech na mojej twarzy :) Juz strasznie dawno nie słyszałam takich słów... I bardzo dziękuję. Jak myślicie, czy depresja wpływa na to ze stajemy się bardziej egoistyczni?? Już kilka razy usłyszałam, ze jestem egoistką... Z tym że ja widzę to odwrotnie. To przecież brak zainteresowania nami sprawia, że czujemy sie tacy malutcy, odepchnięci i niepotrzebni. Więc jak mamy nie stać się egoistyczni kiedy wszędzie wokoło otacza nas egoizm? Ja to tak widzę... Czy to, ze chcę w końcu czegoś dla siebie, choć odrobinę nieudawanego szczęścia, robi ze mnie egoistkę?
  4. Chodzę do technikum ekonomicznego, teraz ostatnia klasa - maturalna. Martwię się czy zdam a jeszcze egzaminy...przygnębia mnie ta myśl. W Boga wierzę. Dlatego bałam się śmierci... Co do tego wołania o trochę uwagi - myślę że to rzeczywiście prawda. Cholernie mi tego brakuje, nie umiem sobie sama poradzić ze swoimi problemami i potrzebuję odrobinę czułości, uwagi i troski, a przede wszystkim zrozumienia a wszyscy wkoło albo mnie olewają albo wmawiają że nie wiem co to jest depresja. I nie mówię tylko o swoim koledze, już kilka osób tak stwierdziło. Tylko dlaczego w takim razie lekarz przepisał mi tabletki? Dlaczego w testach wychodzi mi "depresja w stopniu ciężkim"? Im więcej się nad tym wszystkim zastanawiam tym mniej rozumiem...i coraz większy mam żal do tych osób... P.S. Dziękuję, że przynajmniej Wy nie zignorowaliście mojego "wołania"...
  5. Tak biorę tabletki ale przecież one nie rozwiążą moich problemów, wpływają jedynie na poprawę mojego samopoczucia. O mojej próbie nikt nie wiem, bo jak pisałam, nic mi nie było, więc nikt niczego nie zauważył...
  6. wczoraj odwróciła się ode mnie kolejna osoba... Dobry kolega, który jako jedyny potrafił sprawić ze nie myślałam o tym jak mi źle, okazał się być jednym z tych którzy nie rozumieją i nie chcą rozumieć. Nawrzucał mi mówiąc przy tym ze nie mam pojęcia co to jest depresja. On oczywiscie wie bo jego ciotka miała depresję, a ja sama będąc na to chora nie wiem nic. Od jakiegoś czasu czułam jak wracał mi zły nastrój to był gwóźdź do trumny... To mnie po prostu zmiażdżyło, od wczoraj nie robię nic innego tylko myślę o tym jak mi źle, kiedy to się skonczy...i o tym że straciłam kolejną osobe na której mi zależało... I ryczę. Ledwo powstrzymuję sie od płaczu w szkole. To tak strasznie boli... ;( Ryczałam jak głupia przez jakąś godzinę aż oczy mi zapuchły... Niewiele myśląc wzięłam tabletki, które już kiedyś zażyłam. Na serce. Chciałam żeby mi sie coś stało, chciałam wylądować w szpitalu. Samotność, która mi tak doskwierała w końcu chyba na dobre ze mną została... Znów uciekam od ludzi, sparzyłam sie i nie chce więcej cierpieć. Miałam nadzieję ze trafię do szpitala, pobędę sama, odpocznę, odizoluję się... Ale nic mi nie było. Po 6 tabletkach na serce nic się ze mną nie działo... Nie wiem co mam robić - nie chcę umierać bo chyba boję się śmierci ale też nie chce tak żyć. Jedyna moją nadzieją jest to forum... Proszę, pomóżcie zanim znów coś zrobię...
  7. Przede wszystkim myślę że nie mozesz pozwolić się tak traktować. Ja tez byłabym za spokojną ale stanowczą rozmową. Powiedziałabym dobitnie, ze sobie takich odzywek nie życzę. Przeciez nie jesteś jego właśnością, czy czymś w rodzaju obiektu wyzywania się. Wybacz jeśli za dużo sobie pozwoliłam (mogłabyś pomyśleć że za przeproszeniem gówno wiem), ale uwierz - tez miewałam takie sytuacje. Tyle ze dotarło do mnie, ze nie można sobie na takie rzeczy pozwalać. Jesteś zywą istotą jak każdy inny człowiek i tak samo zasługujesz na szacunek. A najlepiej to spróbuj jednak pójść do tego psychologa, on najlepiej będzie wiedział jak powinnaś sie zachować i co zrobić. Nie krępuj sie opowiedzieć mu o tym wszystkim, przecież po to są psychologowie - żeby człowieka wysłuchać, wesprzeć dobrym słowem i doradzić jak postąpić. I, jeśli moge wyrazić swoje zdanie, to przez męża czujesz sie tak, jak się czujesz... Często tak jest, ze najbliżsi sprawiają nam najwięcej bólu.
  8. moja mama chodzi na grupy wsparcia współuzależnionych (ojciec jest alkoholikiem) i tam nauczyła się jednego, co teraz wpaja mnie - "wszystko jest ważne ale JA dla siebie samej jestem najważniejsza". Zwłaszcza gdy w gre wchodzi zdrowie psychiczne. Więc w żadnym razie nie powinnaś sobie żałować tych kilka dziesięciu złotych...
  9. Lionella - ja miałam ten sam problem. Znajomi, kiedy im powiedziałam, reagowali tak samo, jakby chcieli powiedzieć "spoko, spoko - już chyba nie mogłaś wymyślić nic innego zeby zwrócić na siebie uwagę". Poprostu chamskie. Pewnie to źle ale ja też w tamtych momentach chciałam, i chyba nadal chce, żeby tym osobom przytrafiło się coś takiego. Zeby wiedzieli jakie to uczucie być w ciągłym smutku i nie widzieć sensu w życiu. Wiem, ze nie powinno się tego nikomu życzyć ale to jedyny sposób żeby uświadomić...nieświadomych. Nikt nie zrozumie jeśli nie przekona się na własnej skórze...
  10. ania19

    Muzyka...

    Pierwszy raz tu zawitałam ale fajny pomysł z tymi kawałkami Ja proponuje: Mĺns Zelmerlöw - Cara mia http://maksimus18.wrzuta.pl/audio/2Z1yW4G1Lk/mlns_zelmerlow_-_cara_mia
  11. też mam ten problem, nigdy nie wiem czy i komu moge o tym powiedzieć a kiedy lepiej to ukryć. Jestem osobą szczerą i od zawsze byłam zdania ze zawsze najlepiej jest być szczerym. Do momentu aż sie przejechałam...powiedziałam o tym kilku koleżankom z klasy i sie odwróciły. Bywały tez osoby które traktowały mnie jakbym miała trąd czy coś... Od tamtej pory - przynajmniej w kwestii mojej choroby - nie jestem juz tak szczera. A swoimi postami podsunęliście mi pare pomysłow co mówić zamiast prawdy za co Wam wielkie dzięki.
  12. Odeta jeśli chodzi o sprawę z rodzicami to rozumiem Cie bardzo doskonale. Tez mam takich rodziców. Tzn podobnych... z tym ze ojciec nigdy sie za bardzo nie interesował naszym wychowaniem bo od kiedy pamiętam jest alkoholikiem. Mama najwyraźniej nie umiała sobie z tym poradzić, nie wiedziała jak z tym walczyć i zaczęła wyładowywać swoją złośc i żal na nas (na mnie i rodzeństwie). Jako dziecko również byłam bita, poniżana itd. Teraz zmieniło sie tylko to, ze jestem już "za duża" na lanie. Poniżanie pozostało a nawet sie nasiliło. Pewnie dlatego ze czymś trzeba było "nadrobić" odstąpienie od kar cielesnych. Dużo by pisać... Na dzień dzisiejszy jestem w domu zastępczą gospodynią domową. Mama przekazała mi prawie wszystkie obowiązki gospodyni i matki. Ale nigdy nie okazała mi żadnej wdzięczności za to. Nigdy nie usłyszałam z jej ust słowa "proszę", "dziękuję", "przepraszam" a tym bardziej "kocham cie". Często sie kłóciłyśmy co zawsze kończyło sie tym, że się obrazała i nie odzywała po kilka dni a bywało i tygodni... Nigdy nie przyznała sie do winy. I potrafiła tylko obrazać mnie i dołować. Takich słów, jakie od niej usłyszałam swego czasu, nie usłyszałam jeszcze od żadnego nawet największego mojego wroga. Myślę o tym prawie non stop. Zdaję sobie sprawę ze dzieci powielają zachowania swoich rodziców i boję sie ze kiedyś też będę taką złą matką...
  13. ania19

    hej, jestem nowa...

    Goplaneczka widzę że mamy wiele wspólnego :) Juz sie bałam że wszyscy będą mnie próbowali przekonać że praca jest najlepsza na depresje dlatego miło mi ze jest ktoś kto czuje i myśli podobnie. Co do lekcji na temat depresji to też o tym pomyślałam. Mam nadzieje ze uda mi sie nakłonić pedagog (mam z nią dobry kontakt) do zorganizowania tego typu zajęć, bo nie ulega wątpliwości ze ludzie (szczególnie młodzi), którzy nie doświadczyli tego sami, wiedzą o depresji tyle co NIC. A potem tacy przysparzają choremu jeszcze więcej zmartwień.
  14. ania19

    hej, jestem nowa...

    Może masz rację dżejem, tylko ze te koleżanki zwyczajnie sie na mnie poobrazały. I naprawde nie przesadzam - przestały sie odzywać, mówić mi cześć a i to mało - postanowiły jeszcze mi dopiec i urządziły na lekcji (podczas mojej chwilowej nieobecności) debatę na temat "jak to sie stało że nie jestem zagrozona z języka polskiego?" Nie wiem czy wspominałam ale miałam poważne problemy z nauką i zdaniem do następnej klasy. Jedyne z czego sie cieszyłam było to że jakimś cudem chociaż polski udało mi sie zaliczyć ale zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię. Teraz do moich już istniejących lęków doszedł jeszcze ten przed własną klasą i oczywiście samą szkołą i nauką (jestem w klasie maturalnej) tak wiem i czasem sama nawet czepiam sie jakiś "robótek" żeby sie zająć ale mam wrazenie ze moja mama przesadza. Próbowała na siłe wysłać mnie gdzieś do pracy na wakacje a ja poprostu nie mam siły zeby sie teraz do czegokolwiek zmuszać... Głównie to sprawiło ze czułam sie niezrozumiana. Jedyne czego chciałam to spokoju i odpoczynku...jakiegoś odizolowania a ona mnie dręczyła tą pracą... A generalnie to dziękuję Wam za ciepłe powitanie na forum :)
  15. ja leczę się moklarem. Też długo czekałam aż zacznie mi pomagać ale w końcu to nastąpiło. Wiem tyle ze kiedy mi się skończył (a nie mogłam skontaktować sie z lekarzem) ekspresowo mój nastrój sie pogorszył. Mam tylko nadzieje ze na poprawę nie będę musiała czekać tyle, co za pierwszym razem... Pozdrawiam wszystkich!
  16. ania19

    hej, jestem nowa...

    Witam wszystkich na forum. Mam na imię Anna, mam 19 lat i niestety mam depresję. Zdziwiło mnie że jest tu tyle ludzi z tym problemem. Niby wiedziałam ze depresja to powszechna choroba ale przekonać sie to co innego. Przynajmniej jestem jedną z wielu... Choruję jakiś rok, może nie cały. Parę miesięcy temu poszłam do lekarza (psychiatry). Dostałam oczywiście leki, ale popełniłam błąd mówiąc o tym moim kilku koleżankom z klasy. Nie wszystkie sie odwróciły ale część zaczęła mnie inaczej traktować. Po jakimś czasie leki zaczęły mi pomagać. Zaczęłam znów odczuwać radość, znów robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Czułam ze to oznaki powrotu do zdrowia. W międzyczasie straciłam jednak moją najlepszą przyjaciółkę. Znów nie mogłam sobie poradzić, zostałam sama. Rodzina wcale nie podnosi mnie na duchu. Nikt sie nawet nie przejmuje moją chorobą prócz mamy, ale nawet ona sprawia wrazenie jakby nie ją to nie interesowało. Rzadko ze mną rozmawia, ciągle tylko znajduje mi jakieś prace. Czuje sie kompletnie niepotrzebna, niezrozumiana i pominięta. Do tego dochodzi perspektywa matury i egzaminów... Znowu mam lęki, nie moge spać. Czuje że same leki mi nie pomogą, mam wrażenie jakbym się tylko nimi oszukiwała. Strasznie potrzebuję sie komuś wygadać, kogoś kto mnie zrozumie i poświęci trochę uwagi. Dlatego się tu zarejestrowałam. Nie wiem właściwie czy mi to pomoże, ale innej alternatywy nie mam.
×