Cześć. Mam 25 lat jestem mistrzem w unikaniu życia. Od lat zmagam się z nieleczonymi stanami depresyjnymi, trwającymi dłużej lub krócej (czasem wydaje mi się, że trwają ciągle i tylko czasem przerywają je chwile lepszego samopoczucia), mitomanią, zaburzonym postrzeganiem swojej osoby, do których rzecz jasna dołączyła nerwica lękowa. O ile do depresji można się przyzwyczaić, tak że to pseudo życie wydaje się znośne (rekompensowane mitomańskimi historiami, poprawiającymi mój wizerunek w oczach świata), o tyle objawy nerwicy w ostatnim czasie stały się na tyle dokuczliwe, że jestem zmuszona coś z nimi zrobić. Chcę coś z tym zrobić? Nikt nie wie o wszystkich z moich przypadłości, nie ogarniam ich kompleksowo nawet przed samą sobą. Czasem myślę, że lubię ten stan, który pozwala mi być obok życia, jest bezpieczny. Czasem, gdy atak paniki dopada mnie na przykład podczas głupiej jazdy samochodem, nienawidzę tej spirali lęku i tak bardzo chcę być normalna. Nie pójdę do lekarza i nie zapcham się tabletkami. Wiem, że jeśli nie zmierzę się ze sobą sama, nikt nie zrobi tego za mnie. Więc może to dzisiaj zacznę walczyć i akceptować, zamiast uciekać?
Zapytaj mnie, jak się czuję. Odpowiem: samotna.