Witam. Mam 19 lat, jestem po maturze. Zniosłem ją bardzo ciężko z wielkim stresem, bardzo denerwowałem się przede wszystkim od próbnej matury. Tydzień przed egzaminami dopadła mnie duszność, musiałem udać się na pogotowie. Dali mi hydroksyzynę i napięcie zeszło. Potem tydzień egzaminów z dużym stresem, ale minęły. Następnie za tydzień była ostatnia matura z fizyki, przed którą tak się zdenerwowałem (problemy rodzinne), że ledwo na nią poszedłem. Od tamtej pory nie mam apetytu, kołatanie serca, nagłe osłabienia. Spodziewałem się nerwicy. Miałem badania krwi i tarczycy i wszystko w normie, więc lekarz kazał pójść do psychiatry. Poszedłem prywatnie i powiedział, że wszystko jest ok, że objawy somatyczne to ufizyczniony stres, że mózg musi się odbudować, ale ja mam dość niestabilne stany, raz jest OK, a raz leżę cały dzień w łóżku, bo nie mam siły i zimne ręce. Nie wiem, czy nie potraktował mojego przypadku zbyt łagodnie. Mam jakiś lek osłonowy (antydepresyjny i antylękowy), ale żle wpływają na mnie reakcje mamy, która jest bardzo histeryczna przez całe życie, teraz też. To właśnie ona powodowała (nieumyślnie) stresy już od dzieciństwa. Już od dawna planowałem pójście do psychologa i zmianę życia (bo moich problemów osobistych jest mnóstwo), ale nie miałem czasu przed maturą i tak to się przeciągnęło, że boję się, że jest trochę za późno i mam już nerwicę. Psychiatra mówił też, że jak mnie bierze jakaś dolegliwość somatyczna to mam się nie cofać w działaniu. Czy to pomoże, czy mam myśleć o psychoterapii albo o zmianie środowiska (zdala od rodziców)? Pomocy!