Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jamesowa

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Jamesowa

  1. Jestem uzależniona, ale w mniejszym stopniu niż ode mnie. Najbardziej obsesyjna myśl, gdy rozważam rozstanie brzmi mniej więcej tak: ,,Czy można rozstać się z kimś, kto kocha mnie w sposób absolutny? Czy można być okrutnym, bezwzględnym, przestać myśleć o nim? Czy można go skazać na samotność, bo z racji wieku, raczej nie znajdzie innej partnerki? Czy to go nie zniszczy zupełnie?". To mniej najbardziej męka.
  2. Jednego dnia chce się rozstać, drugiego chce z nim być, zaś trzeciego - pragnę pełnego związku. Problem w tym, że on jest skrajnie ode mnie uzależniony emocjonalnie. Typ borderline. Próbowałam nie raz się z nim rozstać, ale moje osamotnienie i poczucie winy względem niego zawsze skłaniały mnie do powrotu. Teraz jesteśmy w niesatysfakcjonującym kompromisie bycia razem.
  3. Też mi się wydaje, że histrionicy w przyrodzie nie występują, tylko histrioniczki. Aczkolwiek wiele cech histrionicznych zauważam u homoseksualnych mężczyzn. Z moich obserwacji histrionizm przejawia się: 1) Seksualizowaniem (mniej lub bardziej nieświadomym) wszystkich relacji, kontaktów, spotkań.. I nieustanną dbałością o bycie atrakcyjną oraz najbardziej pożądaną. 2) Zupełnym rozdźwiękiem pomiędzy przeżywanymi emocjami (zawsze gwałtownymi i obezwładniającymi) a rzeczywistością. Nieustanne nadbudowywanie znaczeń nad zachowaniami ukochanej osoby. 3) Niemożność zniesienia porażki. Niemożność uznania, że osoba pożądana/kochana może nie odwzajemniać naszych uczuć. Nawet przy jawnym i brutalnym odrzuceniu szukanie wyjaśnienia, które potwierdziłoby, że jakoś i tak jesteśmy najważniejsi dla niej i najbardziej pożądani. 4) Pogardzaniem dobrymi i oddanymi 'chłopcami'.
  4. Jestem w związku z dużo starszym mężczyzną. Nie łączy nas ani seks ani wspólny dom. Łączy nas uzależnienie od siebie, wspólni znajomi oraz dobre spędzanie wspólnego czasu. Związek mnie nie satysfakcjonuje. Mój partner nie ma pracy i nadużywa alkoholu. Nie umiem mu nie pomagać, choć sama ledwo wiążę koniec z końcem. Nie umiem go porzucić, bo nie wiem, jak odejść od kogoś, kto mnie kocha? Jak zostawić kogoś (dosłownie) bez środków do życia? Z drugiej strony wiem, że rozstanie skazałoby mnie na pustkę i samotność. Znalazłam toksyczny kompromis: zakochuję się w niedostępnych mężczyznach. Dwa razy zdradziłam mojego partnera z facetami, których raczej traktuję z dużym pobłażaniem. Wiem, terapia. Znacie może jakieś doraźne sposoby poradzenia sobie? Chociażby takie, które umożliwiłyby mi pracowanie bez zastanawiania się nad tym, czy się rozstać czy nie oraz bez wzdychania do cholernie niedostępnych mężczyzn? Z góry dziękuję za pomoc!
×