Skocz do zawartości
Nerwica.com

co_jest

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez co_jest

  1. co_jest

    witam

    F07.0 Organiczne zaburzenia osobowości F40.1 Fobie społeczne F43.2 Zaburzenia adaptacyjne
  2. co_jest

    witam

    Dzięki za zainteresowanie. Mam dość bogate doświadczenie z psychologami/terapeutami. Zacząłem od kilku sesji z terapeutką w Warszawie. Przerwałem ze względu na sesję na uczelni. Poza tym nie czułem się u niej komfortowo. Chodziłem na terapię DDA grupową(kilka godzin raz w tygodniu). Także zrezygnowałem po kilku spotkaniach. Odbyłem pełną 3 miesięczną terapię(kilka godzin dziennie) grupową. Niestety nie poruszyła mnie w najmniejszym stopniu. Położyłem się na 3 tygodnie do szpitala psychiatrycznego IPiN w Wawie. Miałem tam zrobioną diagnostykę psycholog-neurolog. Doktor zalecił systematyczną psychoterapię i powrót na uczelnię(bo to będzie trzymało mnie w ryzach). Nigdy nie czułem, żeby uczelnia trzymała mnie w ryzach. Na koniec wybrałem się najbliższego psychiatry w moim rodzinnym mieście, który dał leki, ale zadawał pytania w stylu "Czy Pan jeszcze wierzy?". Przestałem je brać. Spotkałem się kilka razy z tutejszym psychologiem i zrobił mi test, który miał określić rysy mojej osobowości. Powiedział, że wyszło w nim to co podejrzewał czyli izolacja itp. Powiedział na koniec, że nie będzie ze mną pracował dalej(trochę subtelniej). Rozłożył ręce, ale chyba nie chciał się za to brać po prostu. Powiedział, że skoro inni nie poradzili to on też. Kierował trochę między wierszami w moją stronę złość(nie wiem jak to nazwać), żebym sam się ogarnął. Mówiłem mu o objawach, że lęk itp. A on swoje. Trochę go rozumiem. Powiedział, że mam szukać czegoś co poruszy mnie emocjonalnie. Mówię mu, że od kilku miesięcy boli mnie głowa i jeszcze bardziej podupadam na inteligencji, pamięci... Ni kojarzę, zdarza mi się często czegoś zapomnieć, więcej spraw olewam. I mówię mu także, że ciśnienie mi się trochę uspokoiło. Zawsze miałem 140/160 na 100/80, a teraz na ogół optymalne on na to, że jestem zdrowszy i jeszcze narzekam. Wiem, że nigdy nie miałem właściwego podejścia do pracy terapeutycznej, stąd te niedokończone psychoterapie. Przepraszam, ale ja mam tak, że gdy wchodzę do gabinetu indywidualnie albo na spotkanie grupowe to po prostu fobia społeczna jest tak silna, że nie mogę z siebie nic wydusić. Moja mama miała taki rodzaj nerwicy, że wydawało jej się że umrze. Trzeba było natychmiast wieźć ją do szpitala i tam dopiero gdy dostała zastrzyk to się wyluzowała. Ja przeciwnie, czułem, że tętnica szyjna ogromną siłą i szybkością pompuje mi krew do mózgu, ale zawsze dobra mina do złej gry(choć objawy były nadto widoczne). Ostatnio jadąc samochodem do Wawy zaczęło mnie telepać, czułem, że ręką mi drętwieje, puls skoczył, słabnę, obraz mi się zamazuje. Stanąłem na stacji i zadzwoniłem po tatę. Przyjechał ponad 100 km żeby mnie odtransportować. To co szczególnie mi doskwiera to brak koncentracji. Egzaminy, kolokwia zaliczam na niezłe oceny, choć po trudnych przeżyciach. Nie ma mowy o solidnie wypracowanych podstawach mojego studiowania. Całe moje życie jest bardzo chaotyczne, szarpane, bez zamysłu. Brakuje mi koncentracji. W pierwszym poście pisałem, że utraciłem wszystkie swoje zdolności i nie udało mi się ich odzyskać. Nie nadaję się do żadnej pracy. Miałem pomysł żeby wybrać się nawet na pół roku do szpitala w Komorowie, ale w moim życiu nic nie jest pewne. To co wydaje mi się ważne i niezmienne za chwilę może przestać mieć jakiekolwiek znaczenie. Boję się, że ta psująca się pamięć i kojarzenie mogą się pogłębiać. W lutym zrobiłem tomograf i wyszło wszystko ok oprócz tego, że mam dyskretny zanik kory mózgowej płata czołowego.
  3. co_jest

    witam

    Cześć, przepraszam za przerwę. Pokrótce powiem o co chodzi. Od kwietnia 2011 roku zacząłem się leczyć. Brałem przez półtora roku: mozarin, pramolan, venlectin fluanxol, abilify, i trochę setaloftu. Nie dały poprawy.(nie równocześnie i w różnych konfiguracjach) Tak jak już wspominałem zacząłem chorować 10 lat temu. Coś tak mocno uderzyło mi do głowy, że nie potrafię się otrząsnąć do tej pory. To była 2 gimnazjum. Pierwsza klasa i kawałek drugiej to był najlepszy okres w moim życiu. Już w podstawówce wyróżniałem się na tle klasy. W pierwszej gimnazjum nie przepracowując się, z radością wybiłem się na czoło uczniów w szkole. Konkursy, pochwały, wyróżnienia. Naprawdę funkcjonowałem znakomicie. Grałem w gałę, było mi dobrze. Wydaje mi się że byłem pedantem perfekcjonistą. Było mi z tym doskonale. Zawsze doskonale przygotowany. Zaczęło się psuć jeszcze w 2 gim. Pamiętam, że wszyscy w klasie/szkole patrzyli na mnie z podziwem, zachwytem, wyrobiłem sobie szacunek. Nie byłem typem kujona, tylko bystrego faceta, który wie czego chce. Nie mogłem na nic narzekać. Kobiety w wieku lat 13 nie są jeszcze tak ważne. Nie jestem w stanie powiedzieć co bezpośrednio wpłynęło, zadecydowalo. Pewnie nigdy nie ma jednej przyczyny w takich sprawach. Mój stary pił. Przez całe moje życie. Wpadał kilka razy w roku z cug i ..... wiecie jak to wygląda. Na problemy materialne nie mogłem narzekać. Starsza siostra przyrodnia wyprowadziła się gdy miałem lat 8. A brat 5 lat starszy niewiele pomagał w życiu także gdy byłem zdrowy. Chyba dość często zdarzało mu się wylewać na mnie swoje frustrację itp. Potem w ogóle się odizolował. Jeżdżąc na kolonie, obozy etc. jeszcze zanim zachorowałem odczuwałem smutek, przygnębienie, tęsknotę. Totalnie rozklejony odliczałem dni do powrotu, cały w nerwach, niezdolny do wyluzowania. Pamiętam, że zafrasowało mnie też to, że gdy po I klasie gim usłyszałem od kogoś i wyczułem taką postawę na poły podziwu na poły dystansu(dla moich dokonań na polu naukowym). Poczułem że coś ze mną nie tak i chciałem nadrobić dystans od reszty klasy/środowiska. Nie miałem normalnych znajomych na moją miarę i na moim poziomie(trochę nieskromnie). Kulminacyjny moment to bezrobocie ojca(cały czas pijącego od czasu do czasu), sfrustrowana matka, brat wyjeżdza na studia. Podupadając na psychice zaczęli na mnie rówieśnicy skakać i doprowadzili do kompletnego rozkładu nerwowego. Nie dorastali mi do pięt pod żadnym względem(dosłownie byli kilkanaście klas niżej, jeżeli w ogóle w ich przypadku można mówić o jakiejkolwiek klasie). Niestety odczuwałem jakiegoś rodzaju lęk przed odrzuceniem i stałem się niemal ich pachołkiem(choć tego nie okazywałem i nie do końca się zorientowali). Czerwona gęba, ogromnie spocony, z pomieszaniem rozumu brnąłem przez kolejne etapy życia i edukacji. Żałuję, że nie poprosiłem nikogo o pomoc - rodziców, lekarza, psychologa. Minęło 10 lat. Z trudem kończę studia. Z poczuciem ogromnego niedosytu. Z 30 kg nadwagą. Wciąż lękam się wyjść na ulicę, do sklepu, na ćwiczenia na studiach. Nie mam znajomych. Kłócę się ze starymi, którzy są wyrozumiali bo od 2 lat o wszystkim wiedzą, ale sielankowej atmosfery niestety nie tworzą. Jak Wy to widzicie? Ogromnie doskwiera mi to upośledzenie umysłu, bo w takich kategoriach trzeba to rozpatrywać w porównaniu z moimi najlepszymi czasami. W kontaktach międzyludzkich poruszam się jak słoń w składzie porcelany. Czy nerwica moze az tak wykrzywić mózg, myślenie, że nie możesz się na niczym skupić, rozumieć??? Proszę o odpowiedzi
  4. co_jest

    witam

    Cześć wszystkim, mam 23 lata. Od 10 lat bardzo poważnie choruję. Tak jakby ulotniła się cała moja inteligencja. Po prostu całość moich zdolności intelektualnych gdzieś uciekła. Do 2 klasy gimnazjum wszystko było w porządku. Czerpałem przyjemność z nauki, edukacji, życia szkolnego. Realizowałem się na bardzo wielu frontach. Czułem się doskonale. Byłem bardzo dobrym uczniem. Zawsze świadectwa z paskiem, średnia powyżej 5.0. Nie potrafię się skoncentrować. Zaczęło się od tego, że wyskakiwały mi ogromne buraki na policzkach. Pociłem się, przygarbiłem, straciłem pewność siebie. Po prostu to był koniec mojego intelektu. 10 lat tak trwam. Nabawiłem się jakichś 20-25 kg nadwagi. Zaczynało się to ogromną nerwicą, bardzo silną: wypieki na twarzy, poty, kołatanie serca(dudnienie), reakcje ucieczkowe, wszystko co tylko można sobie wyobrazić. Błagam naprowadźcie mniej jakoś, pytajcie jeśli coś zwraca Waszą uwagę, może chcecie coś wiedzieć ponadto? Proszę tylko o radę, "diagnozę"... Jak z tym żyć? Jak się wyleczyć? Czy jest szansa, że wrócę do normalności? Dlaczego ja? Dodam tylko, że byłem nie raz u psychologów i psychiatrów. nie pomogli.
×