Skocz do zawartości
Nerwica.com

rentacar

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez rentacar

  1. No więc tak, sprawdzałem forum, nie znalazłem żadnego, podobnego wątku. W sensie, nie w tym kierunku jakim jest mój problem. Kiedyś tutaj już pisałem w innym wątku, dziękuję za odpowiedzi. Ale do rzeczy. Od dziecka w dziwny sposób podchodzę do przedmiotów, tak jakby darzę je uczuciami. Jestem im wdzięczny. Na przykład taki telewizor, jestem mu wdzięczny za to, że dla mnie działa, że jest bezinteresowny i robi to wtedy, kiedy sobie tego zażyczę. I kiedy tylko o tym pomyślę od razu chce mi się płakać, bo nie rozumiem jak cokolwiek może coś robić właśnie dla mnie. Mam ogromny sentyment do przedmiotów. W sylwestra dopadła mnie taka sytuacja, że wręcz histerycznie dziękowałem przedmiotom, że są ze mną. Przytulałem czajnik, laptop telewizor. Przepraszałem je, że czasami źle je traktuję w nerwach. Dziwnie mi o tym pisać, bo pewnie weźmiecie to za jakąś totalną dziecinadę. Za dzieciaka miałem tak, że gdy na przykład upadł mi jakiś przedmiot, to ja wiedziałem, że go to boli, podnosiłem i przytulałem. Kiedy stało się to z mojej winy - przepraszałem. Ostatnio przeglądając internet natrafiłem na zdjęcie starych autobusów PKS, które już nie kursują. Dostałem histerycznego napadu płaczu, kiedy pomyślałem, że te zostały już zniszczone na złomowisku, a przecież nikomu nie zawiniły, służyły wiernie. Nie raz jest mi smutno, bo wiem, że i rzeczom jest smutno. Chyba wszystko ująłem w tej wiadomości. Dodam, bo nie wiem czy to ważne, ale wobec ubrań (bo w końcu to też rzeczy) nie mam takiego czegoś. Tylko takie przedmioty, niekoniecznie agd/rtv. Wiem, brzmi to głupio.
  2. Witam. Tak, mam dokładnie 20 lat, ale perspektyw na wyprowadzkę, czy jakiekolwiek samodzielne postępy nie widzę. Bez ludzi się nie obędzie. Z nimi trzeba by było załatwiać mieszkanie, rozmawiać.. A to sprawia mi totalną trudność. Nie pracuję i nie studiuję. Nie skończyłem w pełni w zasadzie żadnej szkoły, ponieważ rówieśnicy mnie bardzo gnębili, popychali, wyzywali, ośmieszali często też byłem obrzucany kamieniami wychodząc z budynku. Do jakiej szkoły bym nie poszedł kończyło się tym samym. Dlatego odpuściłem i aktualnie siedzę w domu i unikam jak ognia wychodzenia w jakimkolwiek celu. Nie ufam psychologom za bardzo.. Miałem już dwóch, znaczy to byli pedagodzy szkolni, jedna była nawet bardzo miła, ale żadna z jej rad w zasadzie mi nie pomogła. Dla mnie już chyba nie ma ratunku.
  3. No więc nie wiem jak zacząć, a po prostu nie mam kogo prosić o pomoc, a nawet gdybym miał to pewnie bym nie poprosił, łatwiej zapytać anonimem, czyż nie? Postaram się opisać wszystko jak najbardziej zrozumiale, ale nie wiem, czy się nie będę miotać. Dobra, więc tak zacznę od mojej sytuacji rodzinnej, bo może to ma jakiś wpływ na to wszystko. Mieszkam w domu wraz z matką, kilkuletnią siostrą i ojczymem. Ojczym znęca się nade mną psychicznie i fizycznie, ale głównie psychicznie, poniża mnie od jakichś 10 lat, wciąż powtarzając jaki jestem lewy, nic nie potrafię, jak bardzo źle wyglądam i nigdy nie poradzę sobie w życiu. Wszystkie moje wady, które on wymienia widziałem już jako dziecko, nie znając tego faceta wiedziałem, że jestem brzydki, że jestem odrzucony i, że raczej nie zostanę nigdy zaakceptowany (miałem może 10 lat), nie byłem głupim dzieckiem. Wiem, że mama nie chciała wziąć mnie ze sobą idąc mieszkać do ojczyma, on również mnie nie chciał, jednak tymczasowo mieszkaliśmy u babci, a babcia po prostu wywaliła mnie razem z nimi tam. Wcześniej mieszkałem w mieście, wraz z ojcem i matką, ojciec bił matkę, a ta nic z tym nie robiła. Pewnego dnia właśnie spotkała gdzieś ojczyma, zaczęły się zdrady, ojciec się dowiedział i wraz z matką uciekliśmy stamtąd. Wtedy on spalił wszystko co do mnie należało, wraz z moimi cennymi kolekcjami, które jak każdy dzieciak zbierałem w tych czasach.. Pokemony i tak dalej, ja jestem człowiekiem który bardzo przywiązuje się do rzeczy materialnych, dlatego to mnie również dobiło. W domu nam się nie przelewa, ogólnie ubieram się w lumpeksach, ojczym twierdzi, że pracuje na utrzymanie całego domu, a w rzeczywistości po prostu pije, bardzo dużo pije i jest agresywny o czym wspominałem. Więc może tyle o sytuacji rodzinnej... Bo i tak wiadomość jest już strasznie długa, nie wiem czy komukolwiek będzie chciało się to czytać. Tak wiec skupiając się na mnie jestem osobą zamkniętą w sobie, nie ufam ludziom. Wiem co mówię, ponieważ widzę ich reakcję na mnie, często jestem wyzywany, a całe życie byłem odtrącany przez rówieśników. Nie mam znajomych, nie mam przyjaciół, nie mam z kim rozmawiać, jedyne co to z osobami poznanymi w internecie, bardziej anonimowo. Jednak częściej rozmawiam sam ze sobą, może to głupie.. Ale jak nie ma się do kogo ust otworzyć.. Mam napady histerii, potrafię jednocześnie płakać i się śmiać, mam huśtawki nastrojów, w jednym momencie potrafię się śmiać, zaraz potem mam ochotę po prostu się zabić, nienawidzę siebie, swojego życia, swojego ciała. Wszystko się składa na to, że potrafię świetnie kłamać i udawać, mama nawet nie wie, ze ja cokolwiek przeżywam, wydaje się, że jestem robotem, bez uczuć. Ale nigdy bym jej nic nie powiedział, bo jak raz zacząłem skończyło się tekstem - Wyjdź do ludzi! I tyle w temacie. Gdy przebywam w miejscu, gdzie jest więcej ludzi od razu robi mi się jakoś ciepło, stresuję się, czasami nie potrafię się wysłowić kupując coś w sklepie, bo boję się tego, co właśnie ekspedientka myśli sobie o mnie. Jestem masochistą, lubię okaleczać swoje ciało, ponieważ uznaję to jako karę, karę która mi się należy za to, że żyję. Dwa razy próbowałem popełnić samobójstwo, lecz jestem totalnym tchórzem i.. Przerywałem w kluczowym momencie. Moje ciało pokrywa szereg blizn. Nie robię sobie ran w miejscach widocznych dla ludzi, nie chcę być postrzegany jeszcze gorzej niż jestem. Rany mam głównie na nogach, brzuchu, ramionach. Cierpię na bezsenność, nie potrafię zasnąć w pomieszczeniu zamkniętym, ze zgaszonym światłem. Więc sypiam tylko za dnia, kiedy na dworze jest widno, wtedy jakoś się udaje, chociaż z trudem. Nie zażywam leków, chociaż miałem już przygody z zażywaniem dużej ilości przeciwbólowych tabletek i tak dalej. Mam zaburzenia płciowe, nie wiem właściwie kim jestem, jako kto się czuję. Nigdy się nie zakochałem, nigdy nie sięgałem po alkohol (mam uraz wiedząc jak działał na ojca i ojczyma) ani inne używki. Staram się sobie wmawiać, że nie jest źle, hej jutro będzie lepiej! Ale od razu zbiera mi się na płacz, bo wiem, że nie będzie. Chcę porady, co zrobić.. Żeby chociaż przez chwilę poczuć się szczęśliwym człowiekiem, chcę wiedzieć jak to jest.. Po prostu..
×