Skocz do zawartości
Nerwica.com

IskraZPieca

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia IskraZPieca

  1. Zamierzam się odciąć i to zupełnie. Jednak wciąż mogę dostać wezwanie na sprawę sądową. I co wtedy? Najlepsze jest to, ze może paść pytanie (bo to dla niego bardzo ważne) jak wyglądało nasze współżycie przed i po wypadku. No wybaczcie, ale w sądzie będę musiała odpowiedzieć, ale to są takie sprawy, ze ja naprawdę nikomu nie zamierzam sie z tego spowiadać. Więc powinnam postawić sprawę jasno, że nie chcę być ciągana po sądach? Ale wtedy mogę i tak dostac wezwanie, choćby na złość.
  2. Z tą moją nieczułością chodzi mi bardziej o to, że być może ja nie rozumiem, że mimo wszystko trzeba komuś pomóc. Pomagałam dość długo, nie bez awantur, bo oczekiwanie ode mnie poprawiania czegokolwiek w chiwli, kiedy następnego dnia ma byc pogrzeb bliskiej osoby doprowadziło mnie wręcz do szału. Pomagałam nawet kiedy z powodu bólu oka nie mogłam patrzeć w monitor. Ale teraz kiedy to ja oczekuję wsparcia tego wsparcia nie dostanę. Czy były kłótnie? Owszem były, zwłaszcza kiedy słyszałam, że za wszystko odpowiedzialna jest ubezpieczalnia, która nie zrekompensowała jego cierpień (dziwne, ze ta rekompensata to kasa, a żadna kasa zdrowia nie zwróci, heh). Wtedy nie wytzymymałam i zaczęłam tłumaczyć, że dla mnie jednynym sposobem zdobycia pieniędzy to praca. Ale do pracy nie, bo nikt nim nie będzie żądził. Leczenie nie, bo się nie da. Więc kłotnie i moja frustracja rosły na potęgę. Bo ja to powinnam zrozumieć. Więc pytam - czy powinnam? Ja decyzję już podjęłam, nie ma odwtoru, jednak coś we mnie tkwi, ze może powinnam jednak postarać się zrozumieć? Jednak wielu rzeczy zrozumieć nie potrafię, jak życie za cudze pieniądzę, wykorzystywanie matki do pozyskiwania kredytów, mnie, bo jestem jego dziewczyną, zaniedbywanie dziecka, brak chociażby najmniejszej woli na leczenie. Może ludzie tak mają w kryzysowych sytuacjach? Nie wiem tego, bo ja w kryzysowej sytuacji zamknęłam się w sobie, uznałam, że nie warto walczyć o cokolwiek, ale jednak chodziłam do pracy z maską radości i superlaski na twarzy, dopiero w domu odgrywało się we mnie piekło. Nawet najbliższa rodzina nic nie wiedziała, dopóki na maxa coś we mnie nie pękło. Więc moze każdy wszystko przeżywa inaczej? Ale i tak wielu rzeczy nie poftrafię zrozumieć, choćbym chciała. I teraz pozostaje kwestia bycia świadkiem. Powinnam postawić sprawę jasno, że sobie nie życzę ciągania po sądach? Z jakiej racji mam wspierać kogoś, dla kogo byłam tylko narzędziem, a kiedy sama potrzebuję wsparcia przed oparcją go nie dostanę? Sama już nie wiem...
  3. Witam! Czytam Was od bardzo dawna, jeszcze jakiś czas temu byłam typowym dystymikiem, jednak leki i psychoterapia zmieniły mnie do tego stopnia, że sytuacja w której się teraz znalazłam zaczyna mnie przerastać. Normalnie byłabym potulna jak baranek bojąc się odrzucenia i samotności, ale nie teraz. Otóż, po długim leczeniu mojego poprzedniego związku (zostałam porzucona niemal przed ołtarzem i jak się wczesniej okazało byłam zdradzana)poznałam pewnego faceta. Od samego początku wydawał mi się lekko zaburzony, gdyż dopiero co rozkręcając swój, wątpliwej przyszłości w moim mniemaniu, interes nazwyał się Prezesem , ogólnie wychował się za granicą, ma tam dziecko, które to rzekomo adoptował znając swoją "wybrankę" niespełna miesiąc. No ale ja nie wnikałam, a ponieważ czułam nieodparta potrzebę bycia z kimś w ramach rekompensaty swojego byłego związku (dziś wiem, że to był szczyt jawnej głupoty z mojej strony ) zaczęlismy się spotykać. Po pewnym czasie on miał wypadek. Jakis problem z kręgosłupem, jednak po 3 dniach został zwolniony ze szpitala. Oczywiście po wypadku wszędzie do woziłam, bo sam nie bardzo mógł, kiedy byl za granicą załatwiałam czasami jego sprawy, nawet robiłam zakupy jego matce. Zdarzało mi się coś zaprojektować dla niego graficznie za symboliczną kwotę "bo przecież jesteśmy razem", jak mawiał. No i oczywiście kiedy sie okazało, że z ubezpieczenia OC sprawcy dostanie "jedynie" 12 000zł wpadł w szał. I zaczęła się walka z ubezpieczycielem. Rzekomo był chory i wykończony psychicznie i fizycznie, jednak do lekarza chodził tylko po to, żeby uzyskać zaświadczenie o złym stanie zdrowia, żeby je przedstawić ubezpieczycielowi. Zadnej rehabilitacji, leczenia, tylko zaświadczenia, które mi podtykał pod nos, żebym zobaczyła jaki jest nieszczęśliwy. Bo podobno jego schorzeń nie da się wyleczyć! A psychicznych tymabrdziej! Bo jemu lekarz za granica powiedział, że newricy nie da się wyleczyć! Więc po co ma chodzić na jakąś tam terapie? Codziennie była mowa o tym samym, o firmie, która pada (fakt, padła, miał pozaciagane kredyty hipoteczne na dom matki, nie robił w firmie NIC, bo tak bardzo cierpiał), o długach, które narosły, o matce, która ma ok 65 lat i WYMAGA od niego płacenia rat kreydów zaciagnijętych pod jej dom (jak śmie wymagać? ogólnie tą biedną matkę przy mnie wyzywa od k*rew, pisowskich ścierw, bo nienawidzi nietolerancji i będzie ją tępił), o presji wspólnika, o presji ex, bo do dziecka tylko dzwoni, nie płaci alimentów i za mieszkanie, które jest na niego za co grozi jego ex i młodemu eksmisja, a wogóle to nie widział dziecka już 3 miesiące. Kiedy miałam bardzo chore oko wymagał ode mnie na już, na wczoraj siedzenia przy kompie i robienia jakiegos projektu, bo jak to? Jestem jego laską i powinnam mu pomóc! Bo on tak cierpi! Kiedy zmarł mój wujek, brat mojej babci, który mieszkał z moją rodzinna od zawsze, byłam potwornie załamana, zmarł na moich rękach. Dzień przed pogrzebem jaśnie pan zarządał poprawek na stronie, którą zrobiłam (oczywiście za darmo, bo jestem jego dziewczyną), bo on to musi mieć już teraz, natychmiast. wujek umarł? No zdarza się, przykro mu, ale nic nie może zrobić, ale ja mam poprawić, bo on tym wspominał miesiąc temu (WTF?). I tak się to toczyło. Przywłaszczał sobie pieniądze kuzyna, który dawał mu je na samochody sprowadzane z zagranicy. I obraził się śmiertelnie kiedy kuzyn zarządał zwrotu tych pieniedzy. Oczywiście nie wiedział, że jego kasa poszła na kolacyjki, papieroski i jezdzenie po polsce z nudow. Czasami opłacił za to jakiś kredyt. Teraz obstawia jakies zakłady za kasę kumpla, który dał mu na sprowadzenie samochodu z zagranicy. Oczywiście obstawia te zakłady, zeby sie odkuć a fakt, że MUSI grać to wina ubezpieczyciela, że nie dał mu nalezytej rekompensaty za wypadek. No i oczywiście po 1,5 roku od wypadku wciąż składa wniosek do sądu w sprawie odszkodowania, o, bagatela 500 000zł, bo to ubezpieczyciel doprowadził do stanu, że on cierpi i nie ma za co spłacać kredytów. Oczywiście on do pracy nie pójdzie, bo żaden lekarz nie pozwoli mu pracować, nie ważne, że nawet ludzie na wózkach moga pracować, jemu lekarze nie pozwolą, chociaż chodzi, ale on nie może dźwigać, jest wciąż zmęczony, wykończy się w tej pracy i padnie po 2 dniach, a poza tym dla kogos to on nie będzie pracował (!) Bawić mnie to przestało już dawno, ale w pewnym momencie pomyślałam sobie, że może nie każdy jest w stanie tak szybko zapomnieć o wypadku, że może sobie nie radzi itd. Niedawno odstawiłam antykocepcję hormonalną i zatrzymał mi się okres. Kiedy mu o tym powiedziałam stwierdził tylko, zebym szła z tym lekarza. O temacie zapomniał. Ja w międzyczasie dowiedziałam się, że mam tobiel na jajniku i czeka mnie operacja, być może trzeba będzie usunąć cały jajnik. A co on na to? Stwierdził tylko, że nie może mi pomóc, nawet nie ma za co wrócić do Polski, choćby chciał, w ogóle nic nie może zrobić ani poradzić. Więc ja się pytam, kiedy ja mam oczekiwać wsparcia jak nie teraz? Co ma mi się stać, żeby go to zainteresowało? Oczywiście standardowa śpiewka, ze on ma długi, że nic nie może zrbić, o co w ogóle te pretenesje, nikt mu przecież nie pomaga (nosz k*rwa mało mu pomogłam), może mnie conajwyżej wesprzeć przez gg. A poza tym z każdej strony on czuje presje, a z mojej coraz większa! Więc grzecznie przeprosiłam za problem i przestałam się odzywać. Nie zamierzam dłużej dać tak sobą poniewierać. Oczywiście zostałam wyzwana od najgorszych, że nikt mu nie podaruje tego wypadku (tak, cały czas wypadek), a już w ogóle ja, chociaż powinnam go wspierać POMIMO WSZYSTKO. Oczywiście zostałam zmuszona, bo jestem jego dziewczyną rzecz jasna, do brania udziału jako świadek w farsie jaką ma być sprawa sądowa o odszkodowanie. Zamierzam powiedzieć, że nie życzę sobie ciagania po sądach, skoro on nawet nie zamierza pojawić się w Polsce kiedy będę miec operację. I teraz powiedzcie mi? Czy to jestem taka nieczuła? Czy za dużo wymagam? Może ja nie rozumiem tej całej sytuacji? Bo oczywiście teraz ja jestem winna, bo nie spodziewał się po mnie czegoś takiego, że nie zamierzam być świadkiem na jego sprawie. Jak mogłam? Mogłam. Bo szczerze go teraz nienawidzę....
×