To chyba jest tak , że jestem za ambitna, niby nic spektakularnego nie osiągnęłam ale stałam się niewolnikiem własnej ambicji, sama nienawidzę jak się ktoś nade nmą użala, nienawidzę chorować jestem twardziel jak cholera, w pracy oram żeby udowodnić że jestem niezastąpiona, moje dziecko dostało się do bardzo dobrej szkoły, mój mąż nigdy nie odczuł , że mam problemy. Jak kiedyś mnie przyłapał na płaczu to wyglądał jakby ducha zobaczył , co się stało? nic , nie potrafiłam mu wytłumaczyć bo przecież ja uwielbiam robić zakupy , sprzątać , gotować i jestem pracocholikiem. Znajomi w zyciu nie wpadli by na to , że mam kłopoty bo przecież mam dobrą pracę męża dobrego , udane (fajne określenie) dziecko, jestem zdrowa (fizycznie) a więc nie mam "przydziału" na depresję. ( Co innego jak by mnie mąż bił , dziecko w poprawczaku i utrzymanie z opieki to wtedy tak, to by było zrozumiałe). Kiedyś próbowałam powiedzieć koleżance , że coś jest nie tak to okazało się , że zaczęłamnie wypytywac o stosunki mężem o pracę , chcąc mi pomóc na siłe próbowała doszukac się obiektywnych przyczyn a więc dałam spokój bo wiedziałam , że to jest we mnie.