
Zatracony
Użytkownik-
Postów
21 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Osiągnięcia Zatracony
-
No w sumie do stracenia nie mam nic. Jedyne czego mi szkoda to chyba tylko tej pracy. Nie wiem czy jeśli wróce to znajdę drugą taką samą. Chodzi mi o ludzi i o atmosferę pracy. Ale, z drugie strony jeśli tak będę na to patrzył to być może utkwię w martwym punkcie na nie wiadomo jak długo. Może faktycznie trzeba zaryzykować, zobaczyć coś nowego, może otworzą się jakiejś nowe "drzwi", nowe możliwości?
-
Witam wszystkich. Mam problem związany z podjęciem decyzji. Mam okazje wyjechać za granice do kuzynki. Mieszka z mężem i dzieciami, zapraszają mnie żebym przyleciał do pracy. Ale jak zwykle przed każdą taką decyzją oblatuje mnie strach i nasuwa się tysiąc pytań. Czy warto, a co będe tam robił jak będzie praca, jacy ludzie w pracy, a co jeśli wróce i znajdę tu pracy albo takiej jaką mam teraz. Nie mówie obecna praca jest ok, naprawde ludzie i to co robie. Ale pieniądze mnie nie zadowalają. Chciałbym się czegoś dorobić, ale ten strach mnie paraliżuje. W sumie jeśli chodzi o zmianę pracy nawet zostając w kraju, zostaje ogarnięty przez strach. Co robić?
-
Nie jestem jakimś specjalistą od literatury, ale jak dla mnie naprawdę dobre. Schludnie napisane, że tak powiem (to komplement) estetycznie jeśli chodzi o formę. Przydałoby się rozwinięcie, ale wiem, być może to faktycznie było wylanie swoich emocji. Pozdrawiam i nie przestawaj.
-
Witam, wstawiam tutaj tekst do poczytania, który napisałem trochę wcześniej od rejestracji na tym forum. Czytajcie, chętnie poczytam co o tym myślicie. Pozdrawiam Siedzę nieruchomo. Oczy spoczywają w jednym miejscu, żadnych fałszywych ruchów, niepotrzebnego szamotania. Rzeczywistość, gdzieś obok mknie w swoim kierunku. Obrazy, dźwięki, nie mają już wyrazu, odbijają się tylko od ścian mojego martwego wnętrza. Łzy wyżłobiły na policzkach własne koryta. Z ich upływem ucieka życie, które i tak liczone jest w minutach. Pozostała tylko chwila na ostatni rachunek. Ostatnie refleksje prześlizgną się przez długie korytarze mojej świadomości, które i tak nie mają najmniejszej szansy na poprawę obecnego stanu. Na stole już leży, odbija światło drażniąc moje oczy. Cienka niczym kartka papieru kusi, by zrobić z nią to jakie jest jej przeznaczenie. Moje wewnętrzne zrównoważenie prowadzi dłoń w jej kierunku. Delikatny chłód spoczywający na jej powierzchni, opatulił palce, powodując tym nieznaczne drżenie nimi. Opieram się wygodnie, zamykam oczy i modlę się. Łzy bezustannie płyną, wypłukując ze mnie gorycz, i żal jaki we mnie drzemie. W te ostatnie sekundy chciałbym oczyścić się z grzechu, z brudnego życia, które było udręką i bólem dla najbliższych. Szybkie pociągnięcie żyletką na nadgarstkach, przekształca się w klepsydrę życia. Przyjemne ciepło zaczęło przepływać od ran, aż do wszystkich części ciała. Strumień krwi spływa przez dłonie, aż na ziemię. W kilka chwil oczy stają się coraz to cięższe. Już po mnie przychodzi, ta, która czeka na wszystkich. - Spokojnie, śpij już. Odpocznij, jutro czeka Cię nowy dzień.
-
Ja myślę że niska samoocena jest spowodowana nerwicą, i innymi zaburzeniami. Także myślę że wpierw to trzeba było by wyleczyć. Ale czy się da? Nie wiem, jem tak mówiłem te anafranile, ale czytałem że ludzie łykają latami. I tak żyją. Psychoterapia, to jest coś co może pomóc. Tak myślę. Kiedyś się może wybiorę, jak będzie większy przypływ gotówki. lubudubu, a Ty kiedyś byłes na psychoterapii?
-
Tak chodze do psychiatry, przepisuje mi anfranile na natrętwa. Przepisał mi kiedyś deprexolet, ale nie mogłem się otrząsnąć po zażyciu. W głowie miałem hiroszime. Czułem się jak naćpany, wypity, po grubym melanżu. I na tym się skończyło. Ja po prostu nie umiem cieszyć się z małych rzeczy, tak jak np. z tego piwka w domu. Nie umiem nie potrafię. Jeszcze te żalenie się na forum... jak ciota, która nie umie się uporać z rzeczywistością i szuka wyjścia w wirtualnym świecie. Żałosne. To jest coś strasznego jeśli ktoś czuje wstręt i nienawiść do samego siebie. Nie można normalnie funkcjonować. Przy kobietach, nie jestem tym człowiekiem którym jestem. Chce pokazać się ze strony dobrego człowieka. A wiem że taki nie jestem, po jakimś czasie to wyjdzie że jestem sku...elem. Tak jak było w moim poprzednim związku. Wracając do psychiatry,psychologa. Chciałbym bym się przejść, ale prywatnie. Ci ze służby, do tych ze służby nie jestem przekonany. Tylko te ceny. To mnie dobija.
-
lubudubu może faktycznie masz racje. Może tacy ludzie jak my, są tak skonstruowani że nie możemy się cieszyć życiem. I tak jak mówisz, umrzemy bez odpowiedzi. Niespełnieni, bez realizacji marzeń. Jeśli chodzi o to czy myślę tak faktycznie o tym że jestem bez ambicji...itd, to co mówiłem wcześniej, to tak. Czuje się jak forma do której wlano ciasto. Bez duszy, bez uczuć. Po prostu taki robot. Ja już nie wierze w to, że mogę się zmienić, ludzie się nie zmieniają w tak diametralny sposób. Nie wierze. Straciłem wiarę we wszystko, nawet w boga. Jestem złym człowiekiem który nie zasługuje na to żeby żyć. Zbyt wiele krzywdy wyrządziłem bliskim, i w ogóle. Naprawdę straciłem nadzieje, że kiedyś będzie dobrze, że ja będę inny, lepszy. Nie chce tak żyć, takim życiem, w takiej osobie jak ja. Nie potrafię Co ja mam zrobić? Mam tysiące myśli na minutę co zrobić z sobą ze swoim życiem, i w ciągu minuty ogarnia mnie lęk przed tym wszystkim. Boje się zrobić czegokolwiek. Myślałem o tym żeby się podciąć, bo już nie mogę. Ludzie pozapominają i wszystko się ułoży, życie wróci do normy. Ja przynajmniej będę spokojny.
-
No muszę chyba przyznać racje. Myśląc że mam niby zdolności w jakimś kierunku, chce podnieść samoocenę, która sięga poniżej dna. Z tym zabłyśnięciem przed kimś też się zgodzę. Zawsze chciałem być na tyle dobry żeby ktoś mógł to podziwiać.Teraz już widzę, że to tylko gra mojego ego. Tak naprawdę mam 24 lata i na niczym się nie znam, naprawdę. k...a na niczym. Nic nie umiem zrobić, mam wrażenie że nie nadaję się do żadnej roboty. I właśnie teraz docierają do mnie słowa jakie wypowiedziała moja była przy rozstaniu: przeproszczony, bez ambicji, z minimalną pomysłowością. Czyli jednak muszą istnieć tacy ludzie jak ja, którzy żyją od jednej zmiany w robocie do drugiej, opierając na tym całe gówniane życie. Bez pasji, wartości...Co jednak muszę przyznać, to to, że najlepszy jestem w użalaniu się nad sobą, to mi wychodzi perfect. Ale muszę to z siebie wyrzucić bo mnie rozerwie. Przyjrzyjmy się teraz mojej osobie: leniwy, bez ambicji, słomiany zapał( o którym wspomniano), prokrastynat, człowiek mający problem z alkoholem, nieszczery, kłamca(myślę że dość duży),bez wewnętrznej mobilizacji i samo dyscypliny, pesymista, ze wszystkim się zgadzam. Myślę że jeszcze mógłbym powymieniać. Zalety?Ponoć ich wyszukuje się najgorzej, i jak na razie ich nie znalazłem. Nie ma się co oszukiwać że może nie jest tak źle, wręcz przeciwnie, jest k..a tragicznie. Ja już nie mam siły do samego siebie, i do tego życia. Po co taki człowiek jak ja ma żyć?Tylko nie mówcie mi że dla kogoś. Że dla kogoś będę ważny. Bo naprawdę w takie rzeczy już nie wierze. Każdy ma jakąś misje do wypełnienia w tym syfie. Ja z moim plecakiem cech, nie mam pojęcia co tu robię, i czemu tak długo muszę się męczyć.
-
Witam. Mam pewien problem, a mianowicie co jakiś czas (to może być miesiąc, dwa, lub dwa tyg.) zachodzi u mnie zmiana zainteresowań. Jeśli już nastąpi, to staram się koncentrować całą uwagę na na nowym hobby, zainteresowaniu. Do tego jeszcze, nie wiem czy to podświadomość czy wmawianie sobie czegoś, ale szukam w sobie a później tak twierdze talentu do tego co robię (aktualnego hobby). Takich nadzwyczajnych zdolności. Powiedzcie czy to objaw czegoś, czy też mam nierówno pod sufitem?
-
Znów jestem wypity, i gdyby nie to, że ide do roboty to wsiadłbym do samochodu i wy....bał stąd. Mam taki parszywy wręcz skur...ły humor i nastrój, podczas którego nachlałbym się jeszcze bardziej. Gdym tylko miał odwago to poważnie zrobiłbym to i sie jeb...oł. Tylko ku...wa nawet tego nie posiadam. Boże, nie ma sensu tego ciągnąć. Po co? Żeby tylko żyć i się ku...wa leczyć na alko i inne te dupsy przez które wdupiam tabsy? Nie o to chodzi, w momencie w którym sobie to uświadomiłem trzeba to zakończyć. Do być może zobaczenia. Tylko odwaga
-
Mam taką cichą, ale nie wiem czy nie głupią nadzieje że ktoś się znajdzie. A co do alkoholizmu, to pije. Po praktycznie każdym mocniejszym wypiciu mowie sobie że kończę z tym. I tak w kółko. A najgorsze jest to że gdy wypije siadam za kółko, praktycznie zawsze. Nie chce już pić, a przestać nie mogę...
-
Witam. Dawno mnie tu nie było. Jakiś miesiąc temu posypał mi się trzyletni związek. Wraz z byłą narzeczoną wynajmowaliśmy mieszkanie,ładne i przytulne. Razem doszliśmy do wniosku że to wszystko nie ma sensu, wyprowadziłem się. Najlepsze jest to, że myślałem że jakoś to będzie, znajdę inną kochającą kobietę zmienię prace lepiej płatną i jakoś poleci. Im dłużej na to patrze tym bardziej tracę nadzieje. Nie dość że zmieniam pracę na tą której nienawidziłem, to z kobietą będzie ciężko. Nie znajdę jej, która by chciał alkoholika z nerwicą, wraz ze stanami depresyjnymi (choć z tymi jest troszkę lepiej), infantylnego ćwoka, w dodatku z prokrastynacją? Wystarczy że mnie tylko ktoś bardziej pozna. Przed rozpadem związku miałem przeczucie ze to już koniec NAS. Teraz mam przeczucie że kończy mi się życie, nic już nie zrobię. Wyczerpałem limit dobrego losu. Każdy tylko pociesz "zobaczysz, znajdziesz kobietę i ułożysz sobie życie...", gówno to jet to że już nie ułożę. Pozdrawiam.
-
Podobnie jak bigfish też nie do końca rozumiem. Wystrzegam się czego? Samego pomagania,sytuacji w której musiałbym pomóc, czy też wystrzegam się niechęci pomagania? Myślałem nad akceptacją samego siebie, ale ja chce się stać lepszym człowiekiem, postępować lepiej; a nie żyć jak dawniej z tymi samymi wadami robiąc krzywdę w taki sam sposób jaki robiłem, tyle tylko że to akceptuje i jest mi lżej tłumacząc sobie "taki właśnie jestem, taki stworzył mnie Bóg" Chyba nie o to chodzi. Tak myślę. Jeśli się mylę, napszcie swoje zdanie.
-
Podejrzewam że będzie mnóstwo pracy, ale póki nie zmienię siebie, to zmienię swego nastawiania do życia, a co za tym idzie nie będę nigdy szczęśliwy. Myślę że chcąc zmienić mój pogląd na świat, i życie, muszę zmienić najpierw siebie. Dzięki za słowa otuchy, i nadzieję. Nawiązując do mojego zachowania, to wiedziałem że coś jest nie tak, i chciałem to zmienić. Ale zacząłem sobie tłumaczyć że są to moje wady. Nie klasyfikowałem tego jako objawy zaburzeń. Myślałem że psychikę mam w pełni zdrową, i nie dotyczą mnie. Ale odkąd zorientowałem się że mam nerwice, stany depresyjne, myśli suicydalne, to chyba wszystko jest możliwe. Myślę że wizyta u psychologa może coś wyjaśnić, może rozwiać wątpliwości.
-
Witam wszystkich. Tak na wstępie powiem że im więcej czytam na tym forum, tym bardziej poznaję siebie, albo coraz bardziej popadam w paranoje. Otóż czytałem o zaburzeniach osobowości, moje zachowania pasują (w większości) do dwóch: osobowość bierno-agresywna, i osobowość chwiejna emocjonalnie. To czy mam zaburzenia oczywiście powinien stwierdzić specjalista, ale powiedzcie czy jest się czego obawiać i udać się do lekarza, czy też jest to zwykłe wynajdowanie sobie chorób lub coś w tym stylu? A teraz do tematu. Powiedzcie czy człowiek naprawdę może się zmienić? Długo myślałem nad tym czego tak naprawdę pragnę w życiu. I wydaje mi się że największym marzeniem jest zmiana mojej osoby. Np. chcę zmniejszyć nadpobudliwość, przestać być wrednym, powstrzymywać język (bo moje słowa mocno ranią, najgorsze to że najbliższych), posiadać chęć pomagania innym. To są przykłady, oczywiście jest dużo więcej rzeczy które chciałbym zmienić, między innymi nastawienia do ludzi, życia. Czy jest możliwa dosyć duża przemiana osoby? I w jaki sposób? Napomnę tylko o wcześniej już wspomnianej przeze mnie medytacji we wcześniejszych tematach, czy ona może coś zdziałać jeśli będzie skrupulatnie i dokładnie prowadzona? Dziękuję. Pozdrawiam