Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ballde27

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ballde27

  1. Mój znajomy np bierze i było dobrze kiedy wypił 4 piwa. Ale poszedł spać i w nocy obudził się z paranoją, że ktoś jest w domu. Lęk, panika aż w końcu padł. W szpitalu stwierdzono stan przed zawałowy. Rozumiem że na każdym to połączenie działa inaczej, a sam sobie wole nie być królikiem doświadczalnym dlatego pytam ile przed odstawić. Biorę już dwa lata więc tydzień bądź dwa mi nie zaszkodzi.
  2. Takie pytanie. Ile trzeba odstawiać bioxetin by móc się napić alkoholu na sylwestra i ile po imprezie mogę brać z powrotem?
  3. Witam mam taki problem. Ogólnikowo jestem osobą zdiagnozowaną jako alkoholik i ponad dwa lata abstynencji poszły w cholerę... Mój zestaw leków wygląda następująco. Bioxetin i Propranolol rano. Na noc Propranolol i Hydroxyzyna 20mg. Podaje Tylko wartość hydroxyzyny bo o nią mi chodzi. Farmaceuta mi powiedział że mogę się napić podczas brania np tylko Propranololu. Bioxetinu nie brałem już od dwóch tygodni przed zażyciem. Trochę haotycznie piszę ale jestem cały w nerwach, wszystko krzyczy bym się napił więc zmierzam do mojego pytania. Wtorek 19.11 wypiłem naprawdę sporo, ciężki alkohol. Dzień później wypiłem 6 piw a wczoraj 20.11 wypiłem 7 piw i 50 wódki. Dzisiaj cały dzień nie piłem a chciałbym wziąć na noc hydroksyzynę i moje pytanie czy mogę. Osobiście czuje się trzeźwy itp ale trochę się tym zamartwiam "nerwica" trochę we mnie siedzi. Ważę 105kg i mam 176cm wzrostu. Proszę o szybką radę bo nie zasnę...
  4. Ballde27

    Samotność :(

    Ale dlaczego? Rozwiń to bardziej bo nic nie mogę z tego wywnioskować. Pozdrawiam gorąco. Jan.
  5. Witam wszystkich! Około roku temu przewinąłem się przez to forum, by znaleźć odpowiedź co mi jest. Niestety nie byłem w stanie uczestniczyć w życiu tego forum bo po prostu nie byłem w stanie.. Ale od początku, dla ludzi którzy dopiero zaczynają walkę tak jak ja ją zaczynałem rok temu. Wszystko można osiągnąć nawet samemu! Więc. Jestem dzieckiem z rodziny wielodzietnej. Jako najmłodszy z rodzeństwa mam trzy starsze siostry, do tego była mama i ojciec. Ojciec zawsze dużo pił odkąd tylko pamiętam. wiele razy sprawiał mi przykrość i mnie ranił swoją obojętnością do jedynego syna. Mam też czasem dała w gaz ale to jednak z nią jestem bardziej zżyty. Przeszedłem w życiu wiele ale zawsze wychodziłem na prostą dawałem radę i parłem do góry. Kiedy mój ojciec wyjechał za granice do pracy, tam dalej pił... Mieszkałem już wtedy tylko z najmłodszą siostrą i mamą. Miałem wtedy 17 lat, brakowało nam pieniędzy. Moja mama ciągle płakała ale zawsze tak bym tego nie widział, moja siostra nie pomagała. Jest raczej osobą która nie rozumie, że nie ma pieniędzy tylko krzyczy "Jestem Twoim dzieckiem to masz mi dać, trzeba było sobie tyle dzieci nie robić" straszna egoistka jednymi słowy. Bardzo mnie to raniło jak traktuje naszą matkę i zawsze chodź to samolubne darzyłem moją siostrę pewnym rodzajem nienawiści bo przez nią nasza mama jak i zresztą ja przechodziliśmy największe cierpienie. Rzuciłem szkołę średnią by szukać pracy, wtedy zaczął się też mój pierwszy poważny związek. Szlajałem się od jednego zmywaka do drugiego, byle tylko sprawić uśmiech na zatroskanej twarzy najbliższej mi osoby, mojej mamy. Tak mijał czas i trwałem w walce o lepsze jutro właśnie dla mojej mamy i kobiety z którą wówczas byłem. Jeśli chodzi o nią i jej rodzinę też nie miała lekko ale miała ten luksus, że jej rodzice mieli firmę i byli bardzo bogaci... Nie miała zmartwień mojego pokroju, że np jesteśmy w domu głodni itp... Jej matce od razu nie przypadłem do gustu. Przecież jakim prawem taki ktoś jak ja może być z jej córką, przecież ja nie mam nic i jestem nikim. To było zawsze jej zdanie na mój temat, wiele razy mi groziła lub opłacała różnych dziwnych typków, którzy mnie napadali... Wtedy zaczął się mój lęk, lęk o własne życie. Ale jako kochający facet nie miałem zamiaru rezygnować z miłości mojego życia. Moja dziewczyna po skończeniu 18 lat postanowiła uciec do mnie i ze mną zamieszkać. Tak się stało, z racji tego że dzieliła nas różnica 100km "Poznań>Konin" nie mieliśmy problemów z jej rodzicami. Uznali że ich córka nie jest warta zachodu by za nią jeździć. I tak żyliśmy sobie spokojnym torem życia. Ale nadszedł dzień kiedy wszystko diametralnie się zmieniło. Pewnego lata zachorowałem na zapalenie krtani i gardła... Tu zaczął się mój lęk, i ataki paniki, duszności itp... Ale co tu się dziwić, upał nieziemski a ja mam spuchnięte gardło. Ledwo oddychałem. Panikowałem, nie spałem praktycznie wcale. To była próba dla mojej kobiety której nie przeszła, zaczęła szukać pocieszenia w ramionach innych chodź wtedy jeszcze tego nie wiedziałem oczywiście. Poniewierała mną mówiąc że jestem baba nie chłop, że mam nie po układane w głowie itp. Jakoś wyzdrowiałem chodź byłem kompletnie wykończony i niestety już byłem bardzo wyczulony na tym punkcie. Choroba zostawiła mi w pamiątce nerwice. Standard, klucha w gardle, zwracanie uwagi ciągle na to jak oddycham. Ale dawałem radę, musiałem dla mamy i mojej miłości. Ale niestety przyszedł taki dzień kiedy wszystko legło w gruzach. Dowiedziałem się, że moja już wtedy narzeczona mnie zdradza. Sypiała z 4 kolegami dla przyjemności... To był mój gwóźdź do trumny. Chodź w rozpaczy to wybaczyłem jej byle by ze mną została, wiedziałem że jest jedyną osobą która jakoś hamuje mój lęk. Jednak mnie zostawiła... Depresja mnie zjadała wielkimi kęsami... Po tacie miałem wtyczkę, że automatycznie w tak wielkiej klęsce łapałem za domowy lek na depresje. Wódka w ilości 0.5/0.7 i z sześć piw to była norma co dziennie. To jakoś powstrzymywało mój lęk. Ani się nie obejrzałem już piłem bo musiałem. Kiedy rano się budziłem łapałem ze stołu niedopitą wódkę żeby załagodzić delirkę. Byłem wrakiem człowieka, nie umiałem przerwać tego pasma samozniszczenia. Aż pewnego dnia trafiłem na oddział ratunkowy. Podejrzenie marskość wątroby i zapalenie trzustki... Lekarz kiedy spojrzał na mój dowód osobisty i zobaczył że mam 20 lat przeżegnał się. Chwile to strawił w ciszy i po chwili wrzasnął na mnie jak nikt inny. "CZY TOBIE CZŁOWIEKU ŻYCIE NIE MIŁE? CHCESZ ŻYĆ?! Odpowiedziałem że tak... Że chcę żyć... Jak mógłbym nie chcieć. Wtedy podniósł głos jeszcze raz. "W TAKIM STANIE POCIĄGNIESZ MOŻE PÓŁ ROKU, CO TY ROBISZ DO KUR*Y NĘDZY!!!" To był moment kiedy przeraziłem się... Przeżyłem retrospekcje, która mnie zmiażdżyła... I tu zaczęła się moja walka z moim życiem. Na początek wygrać z nałogiem, który już doskonale trawił mój organizm. To był największy KOSZMAR W MOIM ŻYCIU. zimne poty, kołotania serca, zero snu... Nie umiem tego opisać jakie to było straszne... Ale udało mi się, udałem się po pomoc do lekarza rodzinnego. PAMIĘTAJCIE TO ŻADEN WSTYD, KAŻDY MOŻE UPAŚĆ. Lekarz pomógł mi natychmiast, zlecił odpowiednie leki na odtrucie, jednak nie mógł złagodzić mojego apetytu na alkohol... Tu musiałem wykazać się swoją siłą walki. Nadszedł jednak taki moment kiedy depresja, nerwica i głód alkoholowy zaatakowały w jednym momencie. Zapłakany powiedziałem do mamy żeby szybko umówiła mnie do jakiegoś psychiatry bo myślę o tym żeby skoczyć z okna.... Od razu zareagowała i umówiła mi wizytę jeszcze tego samego dnia. Pani doktor wysłuchała mnie, chodź prawie nie mogłem wydusić z siebie normalnego słowa. Tiki ramieniem, drżenia, łamiący się głos. Dostałem leki i zostałem skierowany na terapie do psychologa a Pani doktor nadal prowadziła mój przypadek bo uczęszczałem na terapie do przychodni gdzie przyjmowała na kasę chorych. Po dłuższych oględzinach czyli paru już wyzytach u psychologa i ponownych wizytach u niej stwierdziła u mnie apatie. Do dziś mam problem z wyrażaniem uczuć ale o tym później. Moja terapeutka była strzałem w dziesiądke. Jako że miałem 3 siostry, które miały masę koleżanek świetnie dogaduje się z kobietami, lepiej niż z mężczyznami. Dlatego szybko do mnie dotarła i nie wstydziłem się mówić o moich problemach. Dziś już rok jestem na lekach. Terapia pomogła ale nadal uczęszczam. Ataki paniki znikły, chęć do alkoholu też. Od roku nie piłem, nie miałem ani grama alkoholu w ustach. Może i nie jestem najszczęśliwszą osobą na świecie ale udało mi się zmienić moje życie na pewno na lepsze. Nie mam przyjacół itp ale wciąż jestem na tym świecie i tak długo jak będę żył nie wdepnę w to samo bagno! Życzę wszystkim tyle samo wytrwałości ile miałem ja by to osiągnąć. Jeśli ktoś chcę ze mną porozmawiać zapraszam do napisania meila. Pozdrawiam gorąco. Jan!
  6. Witaj. Mam na imię Jan, 21 lat. Hmm. Co by Ci poradzić w takiej sytuacji. Na początek powiem, że troszeczkę przesadzasz :) Nie możesz się tak wpędzać w kompleksy. Na pewno jesteś piękną kobietą, piękniejszą niż te wszystkie plastikowe lale po fotoshopie. Więc nie masz się czym martwić. Miałem podobny problem z moją kobietą, lubiła oglądać mężczyzn w internecie itp. Flirtować itp... Po 3 latach związku planowaliśmy wesele. Jednak przyłapałem ją jak wysyła swoje nagie fotki innym facetom :) Po jakimś czasie dowiedziałem się że spała z innymi i tak mnie właśnie zostawiła. Też miałem piękne marzenie o rodzinie i kochającej żonie, które niestety legło w gruzach. On skoro mówi że Cie kocha to tak jest, jak mówi że mu się podobasz to tak jest. Moja kobieta ciągle mnie porównywała do innych. Mijaliśmy jakiegoś faceta to mówiła że mógłbym to i to. I tak dalej. Nie łam się. Jeżeli chcesz porozmawiać napisz na priv :) Pozdrawiam gorąco. Jan.
  7. Muszę dzisiaj spakować resztę rzeczy mojej byłej i uszykować do wysłania. Będzie cieżko, jak o tym myśle tylko już chce mi się płakać. Ale muszę to zrobić, to jedna z kilku rzeczy które mnie przesladują co dzień. Może kiedy z tym skończę bedzie mi w pewnym sensie lżej. Ruszam do boju.
  8. Do bani. Cały dzień zmartwiony... Polozylem sie do łóżka strasznie wykończony. Po przysypialem po 10, 15 minut i tak sie wybudzilem. I teraz leże z tabletem grzebiac w forum. Nie nawidze tego uczucia kiedy przysypiam wykończony a mózg mnie alarmuje i szybko wzbudza...
  9. Ballde27

    [Konin]

    Ja również z Konina. Pozdrawiam.
  10. Ballde27

    Witam wszystkich

    Mam na imię Jan mam 20 lat. Trafiłem tu przez Google. Moje problemy lękowe zaczęły się w poprzednie wakacje. Zachorowałem na zapalenie gardła/krtani. Nocne upały, duszności, obrzęk w gardle nie pozwalały mi spać około 4 tygodnie. Podczasz choroby była ze mną cała rodzina i moja była dziewczyna. Kiedy ktoś przy mnie był czułem sie bezpiecznie. Po pokonaniu choroby wciąż czułem ten niepokój przed tym strasznym uczuciem oddechu i nie przespanymi nocami. Ale jakoś, przy rodzinie z dziewczyna dawalem radę. PS.: Moja siostra choruje na nerwice, zawsze bardzo sie o nią martwilem kiedy miała ataki paniki. Byłem wraz z mama przy niej tłumacząc jej ze nic sie nie dzieje. Koniec końców skończyłem podobnie... Jakiś czas miałem spokój, było dobrze. Niestety to zaczęło wracać, stałem sie drażliwy i często złośliwy dla innych nie chcąc tego. Zacząłem sięgać po alkohol bo wydawało mi sie ze tłumi on zmysły ze mi pomaga. W końcu kończyło sie przynajmniej na piwie przed snem, inaczej nie umiałem zasnąć. To oczywiście przeszkadzało mojej dziewczynie mieszkającej ze mną. Na początku przymykala oko, ale z czasem... Budzenie ja nocami, bałaganie momentami żeby ze mną pogadala aż usne. Nie zniosła tego i mnie zostawiła. Przez 4 miesiące byłem zapitym bucem nie wiedzącym że ranie siebie i wszystkich chcących mi pomóc. W końcu nadszedł taki moment kiedy zauważyłem, kieliszek już nie pomaga, pogarsza to. Zaczął sie strach o życie, chęć wyjścia z tego. Bałem sie ze może zniszczylem wątrobę, trzustke, nerki. Na szczęście nie. Jednak faza odtrucia z przesilenia alkoholowego trwała 2 tyg. Najgorszy okres mojego życia... Zalany potem w mokrej pościeli, zwijajac się i nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie pije od ponad miesiaca. Kiedy przez to przeszedłem pojawiły sie stany lekowe. Byłem u wielu lekarzy tylko po to by usłyszeć ze jestem zdrowy dla spokoju ducha, pewnie jak nie jedna osoba tu. Laryngolog by zbadać krtań, kardiolog serce jak dzwon. I tak trafiłem do neurologa. Biorę lek na wyciszenie i na lekka arytmie. Jakiś czas to pomagało. Ale potrzebuje większej pomocy, niebawem mam wizytę u psyhologa/psychiatry. Boje sie tego ale nie widzę innego wyjścia. Straciłem szczęście i chęci do życia. Chce na nowo odbudować życie i cieszyć sie nim z rodzina. Moim problemem jest lęk przed lękiem, atak paniki, kolotanie serca strach że serce nie wytrzyma, rzadziej problem z oddychaniem. Mierzenie pulsu na szyji w ciagu dnia tylko napędza ten niepokój, ale nie umiem przestać. Jak sobie radzę z atakiem paniki? Cukierki halls owocowe lub mietowe, czyjas obecność i rozmowa o tym czego właśnie sie boje w tym momencie. Mam nadzieje ze znajdę tu wiele pomocnych wskazówek i sam będę mógł komuś pomoc swoimi doświadczeniami. Przepraszam za błędy, pisze z telefonu. Nie mogę spać..
×