Skocz do zawartości
Nerwica.com

Arkana

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Arkana

  1. Ja wolę myśleć o swoich błędach jako o nauczkach z których należałoby wyciągnąć doświadczenie. Carlos, takie gdybanie do niczego pozytywnego nie prowadzi. Jedynie gryziesz się tym. Pomyśl sobie: ''ok, popełniłem błąd, shit happens, jak każdy... ale zrozumiałem/am przez to, że .....(tutaj czego się nauczyłem/am) I nigdy więcej tak nie postąpię. '' -- 05 kwi 2013, 21:24 -- Niepodjęcie decyzji samo w sobie jest wyborem... Nie pamiętam czyje to słowa...Kojarzą mi się z Kantem...Zresztą nie ważne czyje. Ważne, by nie pozostawać biernym obserwatorem swojego życia. Należy odrzucić strach, by aktywnie nim kierować. Wiem,że to ładnie brzmi w teorii, a w praktyce jest bardzo ciężkie... ale z drugiej strony '' Kto postępuje godniej: ten, kto biernie stoi pod gradem zajadłych strzał losu, czy ten, kto stawia opór morzu nieszczęść i w walce kładzie im kres?''''
  2. Przeczytałam Twój post jednym tchem. Sama miałam podobną sytuację, tylko u mnie dodatkowo dochodziło bicie. Żal mi Ciebie bardzo, wiem co przeżywasz, kiedy cały świat jest przeciwko Tobie. Jak sam piszesz-dobry chłopak z Ciebie i tego się trzymajmy. Flea, najczęściej takie przypadki się izolują. Już dajmy spokój chłopakowi, wystarczająco cierpi. A że robi głupoty; piszę smsy z usprawiedliwieniami, ucieka ze szkoły, bo chce oglądać skoki? Każdy w młodości robił głupie rzeczy, ''kto nigdy nie zawinił ten niech pierwszy rzuci kamień'' jak to chrześcijanie mawiają Nie martw się Van. Pójdziesz na studia, spotkasz nowych ludzi, nowe otoczenie. Będzie dobrze:)
  3. No właśnie zdziwiłam się,że z pozoru taka błaha sytuacja, tak na niego wpłynęła...Musi się uodpornić i....tyle w temacie
  4. Travis, Każdy odczuwa lęk przed podjęciem ważnej decyzji. To normalne. Popełniasz błąd, zamykając się w -jak to określiłeś- więzieniu własnych myśli. Blokujesz swoją spontaniczność zbytnio wszystko analizując. Negowane emocje, zachowanie, mają to do siebie,że lubią wybuchać w człowieku w najmniej odpowiednich momentach. Tak jest np z płaczem. Jest Ci smutno, ale nie chcesz okazać uczuć. Dusisz go w sobie, dusisz, aż po czasie rozrasta się do niewyobrażalnych rozmiarów i pękasz jak balonik zalewając się łzami. Wiem, o czym piszę, bo sama hamowałam swoje emocje, myśli do tego stopnia,że zaczęły mnie pożerać od środka. Ty masz w sobie coś z perfekcjonisty. Takie osoby ciężko jest zadowolić. Zawsze mają jakieś ''ale''... Dopatrują się przysłowiowej dziury w całym. Są zawody,gdzie na pewno perfekcjonizm jest doceniany, ale myślę,że życie osobiste może uprzykrzać. Napisałeś :''Uważam, że jeśli popełniłem błąd, to znaczy, że zmarnowałem jakąś sytuację w swoim życiu i w związku z tym, moje życie nie będzie takie dobre jak by mogło być.'' Chyba nie chcesz jak Perfekcyjna Pani Domu biegać po pięknym mieszkaniu w białych rękawiczkach i doszukiwać się kurzu? Potraktuje metaforę mieszkania jako swoją duszę. Czy naprawdę chcesz roztrząsać każdy pyłek, który się w niej znalazł ( i znajdzie)? Nie lepiej zaspokoić Ci się pięknym domkiem, nawet jeżeli są w nim jakieś niedoskonałości? Dalej, napisałeś,że boisz się porażki. A czymże jest ta porażka? Nasza kultura narzuciła nam taki sposób myślenia-jak nie osiągnę sukcesu, znaczy,że przegrałem. Jak nie jestem zamożnym człowiekiem, z samochodem i nie spędzam wakacji w Hiszpanii tylko mam mieszkanie m2 i wakacje w Ustce to znaczy,że przegrałem. Możliwe,że człowiek zamieszkujący ów m2 jest o wiele szczęśliwszy niż pan nr 1. Tak naprawdę, każdy dążący do sukcesu przeżywa porażki. Moim zdaniem, najgorsze co może się przytrafić człowiekowi, to zostanie szarą masą. Człowiekiem, który nie ma ani wzlotów, ani upadków. Jest po prostu nijaki, obojętny, nudny. Więc odrzucając myśl społeczną wychodzi nam taki diagram: ZWYCZAJNOŚĆ---po drodze zapewne parę porażek--> SUKCES. Po prostu nie ma rady na porażki, każdy je przeżywa.
  5. Szeps, Na swojej drodze życiowej spotykamy różnych ludzi. Czasem i chamów i prostaków. Kiedyś mnie również denerwowało, jak przechodziłam koło budowy i słyszałam:''ale d*pa, za*chałbym'' itd itp Jednakże tego się nie zwalczy. Panowie od okien brzydko się zachowali, ale co zrobić? Jedyne co to można to zignorować. Bardziej mnie przeraziło,że napisałeś,że to wydarzyło się parę miesięcy temu i jeszcze Cię to trapi. Tu bym się doszukiwała problemu.
  6. Ja należę z natury do ludzi długo śpiących...I 12 godzin mogę spać Do tego jestem niskociśnieniowcem
  7. Uuu...ciężki temat... Najlepiej byłoby się wybrać do lekarza; może jakieś uszkodzenie mózgu? Jeżeli z natury masz krótką pamięć, to powinieneś ją regularnie ćwiczyć-trenuj pamięć długotrwałą... Chociaż ja w pierwszej kolejności udałabym się do specjalisty
  8. Nie mam ani siły, ani czasu na to... Nie ma jakiegoś łatwego sposobu? -- 05 kwi 2013, 20:35 -- Zerwałam znajomość z takim jednym...Tak mi smutno Ale on mnie nie szanował w ogóle. Ta znajomość prowadziła donikąd. Mam nadzieje,że udało mi się przerwać tym ten okrutny schemat... Ale strasznie płaczę... Mam wrażenie jakbym sama sobie w serce strzeliła. Ja w ogóle nie wiem co się ze mną porobiło... Ja byłam bardzo inteligentnym, aż nadwrażliwym dzieckiem...dopiero później nauczyłam się udawać, kłamać, manipulować...Nauczyłam się okrucieństwa, agresji...
  9. Chodziłam... Po roku przestałam... Wydaje mi się,że ta terapia nie przynosiła efektów. Chodziłam do psychiatry i psychologa NFZu... Przychodziłam trochę pogadałam i szłam dalej w swoją stronę...Co prawda-wygadałam się, ale Pani psycholog nie rozwiązała moich problemów... Niewidoczny, a jak można to zmienić? Wpadłam w taką pułapkę, bo chciałabym mieć kogoś bliskiego, ale gdy już zdobywam to niszczę tę osobę. W skutek czego cierpię na samotność. Takie błędne koło
  10. Ja ogólnie mam problemy z ''polubieniem kogoś''... Nie jestem życzliwa wobec społeczeństwa, wobec nieznajomych, wobec ludzi. Jak to pięknie napisałeś: mam w dupie, co do mnie czują, co o mnie pomyślą. Ja jestem zdolna czuć coś jedynie w stronę jednostek. Na dzień dzisiejszy interesuje mnie spoza rodziny tylko jedna osoba...To co reszta robi to mnie w ogóle nie interesuje...Mam w pracy taki problem,że dostałam partnera z którym mam współpracować. Ja w ogóle nie rozumiem zasady odpowiedzialności za kogoś... ale to temat na inną dyskusję... A właściwie, jak Ci z czymś dobrze to nie ma problemu:) Ja-wstyd się przyznać-jak dokopie komuś to nie mam żadnych wyrzutów sumienia...
  11. Nie wiem jak edytować, więc tutaj dopiszę:) Chyba chodzi o jakiś nierozwiązany konflikt w człowieku... Dlatego człowiek powiela jakiś schemat wiele, wiele razy... Ciągle wpada w takie same sytuacje/ stwarza taką sytuację... Może dziewczyna, która miała za ojca alkoholika bierze sobie za męża alkoholika właśnie z chęci rozwiązana jakiegoś konfliktu w niej? Np bolało jej,że ojciec pił i chciała mu pomóc...Ale nie udało się,bo zmarł... Spotyka podobnego człowieka, bierze sobie za męża i próbuję go wyprowadzić na prostą...Przerzuca uczucia z ojca alko na męża... Uczucia jej towarzyszące, które zostały nierozwiązane przy ojcu, przerzuca, a następnie próbuje rozstrzygnąć w mężu... Czytałam kiedyś o takiej kobiecie: miała ojca alkoholika, pierwszego męża alkoholika i drugiego...też alkoholika... Na bank miała schemat podobny do mojego....No i może po prostu nie znała innych uczuć, emocji... Tyle,że nie wiem jak z takiego schematu wyjść? -- 01 kwi 2013, 17:00 -- Ty też robisz to mimowolnie?
  12. Zapewne mylą adrenalinę z uczuciem. To ponoć częste zjawisko. No i pewnie dziewczyny myślą, ''a on się pod moim wpływem zmieni, będzie dobrze, on przestanie pić''... Ja przeniosła swój schemat z podświadomości do świadomości, więc teoretycznie powinien zaniknąć, ale dalej istnieje...
  13. Zawsze czułam się samotna. Nigdy nie byłam szczęśliwie zakochana( chociaż też wydaje mi się, iż nigdy prawdziwie nie byłam zakochana...i nigdy nikogo prawdziwie nie kochałam). Ostatnio jak o tym myślałam to odkryłam pewną prawidłowość, schemat w który wpadłam. Obawiam się,że może być on związany z moim dzieciństwem. W wielkim skrócie opisując sytuację: od dziecka czułam się niechciana, nielubiana,niekochana. Rodzice mnie wiecznie odpychali. Byłam bita, poniżana. Zdarzało się,że matka mi pluła w twarz, mówiła,że mnie nienawidzi, biła mnie bardzo mocno-tak,że powstawały siniak, krwiaki. Ojciec raz mnie tak zlał,że posikałam się z bólu. Zresztą on mnie zawsze odrzucał, bił za swoje niepowodzenia, na każdym kroku wyzywał i pokazywał mi,że jestem gorsza, że nic nie znaczę. Dowalali mi w czułe punkty, mówili,że jestem brzydka, głupia, że tylko zepsułam im życie, że mnie nienawidzą itd itp.To wszystko zszarpało mi nerwy- jak ktoś podnosił rękę, czy dzwonił telefon to gwałtownie odskakiwałam przestraszona. Właściwie trwało to odkąd miałam 7 lat do 18 roku życia-wtedy się wyprowadziłam z domu. Czasem działo się to codziennie... Szczerze mówiąc nie wiele pamiętam z tego okresu, a jak coś pamiętam to jak przez mgłę. Myślę,że mój umysł jakoś to ''wykasował''...Może tak sobie z tym radzi... Byłam bardzo samotnym, izolującym się dzieckiem. Dodatkowo rodzice jak mnie bili, czy poniżali psychicznie (wulgaryzmy, uniżanie wartości) to zabronili o tym komukolwiek mówić...Co nauczyło mnie dyskrecji, ukrywania prawdy,nie mówienia o sobie... Np. raz szłam z matką do babci...Wybuchła awantura, ona zaczęła na samym środku ulicy, gdy ludzie szli, bić mnie po twarzy,ciągnąć za ucho...Nie mogłam płakać...Przed babcią musiałam udawać,że nic się nie działo. Zresztą ja rodziny i tak nigdy nie interesowałam. Przez wydarzenia w domu zamknęłam się w sobie, nie miałam koleżanek, kolegów. Czasem koleżanki mi dokuczały-ja z pozoru udawałam,że mnie to nie rusza, a następnie uderzałam zza pleców. Później dorosłam i dopiero wtedy zaczęłam sama atakować innych...W liceum, na studiach wyśmiewałam się z innych (wiem,że to bardzo brzydko...nie wiem dlaczego taka byłam...syndrom przenoszonego zła? a może po prostu chciałam komuś zaimponować, popisać się...no nie wiem)...Ogólnie bardzo rozrabiałam....Nigdy nie umiałam utworzyć związku z drugim człowiekiem, choć bardzo tego do dzisiaj pragnę... Najdziwniejsze jest to,że ja W PEWIEN sposób zawsze pragnęłam akceptacji i miłości matki, a ona mnie odrzucała... Teraz do sedna: zauważyłam,że zawsze zakochuję się i związuje z ludźmi, którzy mnie odrzucają, odpychają, albo źle traktują. Zazwyczaj zakochuje się w kimś kto nie jest dla mnie (chłopak z problemem alko, wykładowca, ktoś zajęty, zimny s***rwiel)... Jednak ja twardo staram się zdobyć taką osobę; wychodzę z siebie: gotuję, sprzątam, dbam jak mogę by uzyskać od tej osoby miłość (JAK Z MATKĄ?)... Po pewnym czasie zdobywam taką osobę... Następnie to ja zaczynam ją źle traktować! To ja zaczynam tę osobę odpychać, nieszanowań, atakować... JAKBYM ZAMIENIAŁA SIĘ ROLAMI... RAZ JESTEM NIEKOCHANĄ OFIARĄ, a POTEM OPRAWCĄ... Raz wydaje mi się,że jestem sobą zabiegającą o miłość, raz jakbym wcielała się w postać odrzucającej mnie matki... Tylko,że ja już tak nie chcę... Od paru miesięcy staram się zwalczyć to w sobie... Po prostu każdy mój związek z drugim człowiekiem (nie tylko miłosny, ale też przyjacielski, koleżeński) przebiega wg powyższego schematu...Ja sobie doskonale zdaje sprawę z niego..niemniej nie umiem się z niego wyrwać...Nie wiem co robić... W sumie jest teraz pewien chłopak na którym mi zależy (oczywiście mnie nie chcę, odrzuca... a jakżeby inaczej)... i wiem,że jak tylko się do niego zbliżę to wszystko spierdziele...Ten schemat sprowadza na mnie wielką samotność... Poradźcie, co robić?
  14. Arkana

    Cześć:)

    Na wstępie witam was serdecznie, Postanowiłam powrócić do grona psychologów i psychiatrów, choć ostatnimi czasy próbowałam ich unikać. Kiedyś brałam fluokscentyne, później przestałam. Po półtorej roku powróciłam na przysłowiową kozetkę, brałam przez rok czasu parogen, hydroksyzynę, chodziłam na psychoterapię. Zrezygnowałam (chyba głównie z tego powodu,iż nigdy nie umiałam otworzyć się przed drugim człowiekiem, więc ta psychoterapia prowadziła donikąd). No i teraz po pół roku, znów powracam do ''tematu''. Wcześniejsza diagnoza psychiatry mnie z lekksza dobiła: depresja dwubiegunowa afektywna, nerwica i jakiś typ osobowości, niestety zapomniałam tej ładnej nazwy, więc napiszę wprost-psychopatyczna. Dodatkowo cierpię na anhedonie, myślę,że to jakaś pozostałość po depresji; przyłapuję często sama siebie na kłamaniu o swoich uczuciach (które notabene są dla mnie ledwo odczuwalne). Emocję odczuwam tylko w dramatycznych/silnych sytuacjach co za gówniarza zaprowadziło mnie do sądu, zbudowało pokaźną kartoteką na policji, dało licznych wrogów. Owocowało także potężnymi awanturami łącznie z agresywnym zachowaniem. Ogólnie, literacko sprawę ujmując, kompletnie do d... Postanowiłam powrócić by raz na zawsze poradzić sobie z różnymi rzeczami, zamknąć pewien dział życia. Choć ludzie odbierają mnie jako pewnego siebie ekstrawertyka to-paradoksalnie-jestem raczej izolującą się introwertyczką. Nie mam właściwie nikogo z kim mogę porozmawiać, dlatego błąkam się po forach internetowych i trolluje
×