Witam, ja opisze swoj problem. Mam 25 lat, pale gdzies od 8 lat, najpierw sporadycznie lufki potem jointy, rozne bonga, wiadra a ostatnie 2-3 lata to tylk jointy ale po kilka i codziennie. Generalnie udawalo mi sie trzymac tego aby palic dopiero wieczorem po ogarnieciu wszystkich spraw, dopiero jak juz moge sobie pozwolic na ten stan - off (relaks, chillout, ucieczka od zmartwien dnia codziennego)
przesledzilem uwaznie caly temat, wiec przejde od razu do rzeczy. Dwa dni temu zapalilem ostatniego (jak sobie zakladalem) jointa. to moja pierwsza tak dluga przerwa od tych 2-3 lat i musze przyznac ze czuje sie dramatycznie, jestem w rozsypce a moj mozg przypomina kisiel, oczywiscie brak snu, poty, dreszcze, uczucie niepewnosci i dziwnego pobudzenia a tak po prostu to najbardziej meczy ta mysl ze nie moge juz sobie usiasc wieczorem i zapalic dla relaksu, nie umiem znalezc zamiennika a swiat na trzezwo w obecnych czasach jest nie do przyjecia, w dodatku ostatnio duzo roznych problemow wokol mnie sie zebralo. nie lubie alkoholu nie chce sie zmuszac do niego po to zeby uciec od MJ, a wiele dobrych wspomnien chwil i momentow towarzyszy wlasnie paleniu.
odkad zapalilem ostatniego jointa nie czuje sie normalnie, ciagle mi brakuje tego czegos, takiego spokoju momentu zlapania oddechu i nie pomaga tu ani zadna herbatka ani nic innego bo w glowie caly czas mysle o tym zeby zapalic bo teraz moj stan psychiczny jest duzo gorszy od tego gdy palilem. zastanawiam sie czy nie wrocic do tego bo jesli dalej mam sie tak meczyc to zwyczajnie sobie nie poradze. nie pomaga wsparcie kobiety i przyjaciol, po prostu jest ciezko.
juz pomijajac fakt ze ostatni rok palilem bezposredni przed pojsciem spac bo inaczej nie bylo szansy zasnac cala noc.
prosze o jakas rade pomoc bo sam juz odchodze od zmyslow, nigdy bym nie pomyslal ze tak mi bedzie brakowac jarania, a tak naprawde tych momentow kiedy sie zbieralismy codziennie na luzie porozmawiac o trudach zycia dnia itp i w smiechu zapalic i zrelaksowac.