cześć.wszedłem tu z prostego powodu-wygadać się.może coś to pomoże. Jestem kolesiem lat 23 z Olsztyna.Mam nerwicę lękową, z którą słabo sobie daję radę.ciągłe ataki,czasami niczym niespowodowanego lęku męczą mnie że cięzko sie żyje.ale od początku.
jestem osobą,która kiedyś(wiek przedszkolny,wczesno-szkolny) była niezwykle pogodna,cały czas się śmiałem,jak na fazie.miałem sporo kolegów,no może nie w olsztynie,ale często jezdziłem do babci,a tam miałem ich kupę.było świetnie.potem poszedłem do szkoły, i jakoś nie miałem szczęścia do ludzi.każdy był inny niż ja.ponadto los mnie ukarał jak tylko to było w czasach szkolnych możliwe:wychudłem strasznie(przez geny),i wcześnie zacząłem nosić okulary.Chyba nie muszę tłumaczyć, że tacy jak ja byli rzucani rówieśnikom żywcem na pożarcie. przeżyłem 10-letni prawdziwy koszmar,coś w stylu małego obozu koncentracyjnego.każdy dzień był dla mnie walką o przetrwanie.każdy dzień był dla mnie udany,jeśli akurat przez marne 4 godziny pobytu w szkole miałem farta nie usłyszeć nic przykrego,albo nie zostać szykanowanym. nie chciałem chodzić do szkoły.a nikt nie zauważał że coś jest nie tak.jedna z wychowawczyń nawet mnie zjechała że jestem taka niemota,i to stąd to wszystko. przez jebane 10 lat byłem stopowany w rozwoju i gaszony przez wszystkich dookoła.niestety,miałem pecha przeżyć tą cała gehennę, nie miałem jaj żeby w odpowiednim czasie chwycić za sznur i skończyć tą tragikomedię. teraz już za późno,w życiu się nie zmuszę,żeby skończyć ze sobą. a społeczeństwo jest jak dżungla.jednostki słabe powinny zostać wyeliminowane.ja niestety przeżyłem. nabawiłem się kompleksu niższości.nawet w liceum nie było wiele lepiej.dopiero na studiach,i to dalszym roku,wszystko ucichło.ogarnąłem się,znalazłem świetnych znajomych.po paru latach nawet znalazłem fajną dziewczynę.wszystko pięknie?niestety lipa.nie pozbierałem się.każdy dzień jest dla mnie zmaganiem się z napadami lęku. mam awersję do kobiet(akurat nie do końca wiem,skąd się to wzięło).moja dziewczyna jest swietną osobą,a ja się stresuję każdym spotkaniem z nią.chcę tego,a jednocześnie ciężko mi z tym. zamiast dawać mi spokój i ulgę, przez moją chorobę sprawia mi stres.
Jestem już pod opieką psychologa.Zmusiłem się niedawno(bo ile można tak kurewsko żyć).Czy coś to da?nie wiem.walka z umysłem jest 100x trudniejsza niż z ciałem. a ja chcę znów panować nad swoim życiem.normalny człowiek cieszyłby się,gdyby miał takie życie jak ja.ale ja nie jestem 'normalny';/ Pozdrawiam.wiem że tekst długi,ale każde przeczytanie go to dla mnie pewna ulga.wygadałem się,chociaż tym razem anonimowo.chyba że znalazłby się podobny przypadek do mnie w olsztynie,chętnie nawiążę kontakt...