Skocz do zawartości
Nerwica.com

Guliwer

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Guliwer

  1. Witam. Mam 18 lat, towarzyszy mi pewien problem, z którym mam styczność już od jakiegoś czasu (+- 2 lata myślę), ale nie jest on stały. Są niedługie okresy, że o tym zapominam, albo go po prostu nie ma, albo sobie wmawiam, że w ogóle był... nie wiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że są ludzie, dla których mój kłopot jest niczym. Wiem, że ludzie stykają się z gorszymi i okrutniejszymi momentami swojego życia, że los nie traktuje ich delikatnie... ale wracając do mojej sprawy... moim problemem jest to, że za bardzo wszystkim się przejmuję. Każdą rozmowę ze znajomymi, każde słowo, wszystko dosłownie analizuję kilkadziesiąt razy i nie wiem w jakim celu. Wiem tylko tyle, że przez to potem wszystko zaczynam wyolbrzymiać i tworzę coś, czego zapewne nie ma, co niejednokrotnie kończyło się niepotrzebnymi sprzeczkami z innymi osobami. Po prostu wszystko przeżywam, i to bardzo! Ktoś coś powie, ja biorę to do siebie, potem po prostu mam bardzo zły humor, jest mi przykro, i to mi bardzo przeszkadza, wręcz nie pomaga w niczym. Mam też tak, że jeśli do kogoś napiszę smsa, dana osoba nie odpisze to mam wrażenie, że jest na mnie obrażona. Podobnie z dzwonieniem, ktoś nie odbierze, te same wrażenie i tworzenie historii. Ktoś mi czegoś odmówi - to samo. Wszystko biorę do siebie! To jest ciężkie, dobijające wręcz. Nie chcę żeby tak było, bo wiem, że życie jest za krótkie na taki tok myślenia. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Próbuję znajdywać jakieś pozytywy, i je nawet znajduję, ale są one mimo wszystko przeplatane z tymi negatywnymi, i wszystko wraca do szarej normy. Ja chcę patrzeć na życie pozytywnie, mimo, że czasem daje w kość. Proszę, doradźcie coś!
  2. W moim otoczeniu jest tak jak mówię. Rocznik 96' to zdecydowanie dzieci komputerów. Faktycznie, może i zamykam się na określone towarzystwo, ale nie mogę sobie zarzucić tego, że nie szukam nowych znajomych. Szukam, piszę do wielu osób, ale jest totalna lipa. Dziś miałem wyjść ze znajomymi. Właśnie dostałem od nich informację, że jednak czas spędzą w domu. I jak tu żyć w ten sposób?! Albo z nikim się nie umawiam, albo się umawiam, ale coś ostatecznie nie wypala. Jestem już totalnie załamany, bo bodajże miesiąc siedzę w domu i nic nie robię (nie licząc kilku wyjść na boisko i drogi do/z szkoły). Osoby z klasy, z którymi się dobrze w miarę dogaduję naprawdę mieszkają kawał drogi ode mnie. Czasem mam wrażenie, że los (Bóg?) po prostu tak chciał i być może chce mnie uchronić przed czymś, co spotkałoby mnie podczas pobytu poza domem. Nie wiem sam... chce mi się płakać i nie żyć.
  3. Lubię grać w piłkę nożną, ale bardziej wolę się tym interesować, tzn. oglądać mecze, czytać wiadomości na ten temat... Kluby sportowe? W wieku 17 lat to już za późno, żeby uprawiać takie sporty jak m.in. piłka nożna. Znam osoby w moim wieku, które grają kilka klas wyżej niż ja, mimo tego, że prawdopodobnie darzę ten sport większą pasją niż pozostali. Poza tym, prawdopodobnie, nie mogę też wyczynowo uprawiać sportu ze względu na ból nóg, który mi dokucza od dłuższego czasu. Ale to nie ważne... W klasie sytuacja jest nieco inna. Z większością kolegów dogaduję się prawidłowo, jest też część, którą lubię bardziej niż pozostałych. Tematy są różne - od tych głupich, śmiesznych, po te inteligentne i wymagające uruchomienia szarych komórek. Niestety, większość osób z klasy mieszka naprawdę daleko ode mnie, i to uniemożliwia spotkania poza szkolne. Mam przyjaciela, znamy się od ponad 10-ciu lat, ale niestety nie za często się widujemy. On ma treningi, siłownię, szkołę, inne obowiązki... ja swoje w domu też muszę zrobić, pokój sam się nie posprząta, tu mamie pomóc, tu tacie... Czasu naprawdę jest niewiele. W weekendowe wieczory natomiast nie wychodzimy, bo on często jeździ do kumpli z miasta obok, z którymi trenuje. Faktycznie Vifi, masz rację. Oni mieli mnie najwyraźniej gdzieś. Takich kumpli nie potrzebuję, nawet jeśli ich nie mam lub mam jak na lekarstwo. Nie są mnie warci. Nienawidzę kłamstw, obgadywania, dwulicowości - im się często to zdarzało. Z tego też powodu było trochę kłótni, głównie między mną a innymi, ale też między pozostałą częścią naszej grupy. Nie wiem jak u Was, ale ja dogaduje się ze starszymi równie dobrze jak z rówieśnikami. Wiele osób mówi mi, że jestem jak na swój wiek bardzo dojrzały, wiem co to życie, nie wszystko jest tak piękne jak się wydaje w oczach niektórych nastolatków... jeśli z daną, starszą osobą mam wspólne tematy, to rozmowa idzie gładko i może się ciągnąć naprawdę długo. Komputer wykorzystuję tylko do korzystania z internetu, mimo tego, że rodzice kupili mi nowy, na którym działają wszystkie najnowsze gierki. Wielka szkoda, że mój rocznik 96' to rocznik "dzieci komputerów". Ja jestem ewenementem najwyraźniej. Brat mi często powtarza, że w moim wieku to po szkole rzucał plecak na środek pokoju i momentalnie znikał z domu. Po co? Oczywiście po to, żeby nie siedzieć w domu i spotkać się z kolegami. To musiały być piękne czasy; bez komputerów, telefonów (każdy wiedział gdzie szukać swojego grona)... Steviear, nie wiem w czym nie widzisz nic złego. A koleżanek poszukam w swoim czasie :)
  4. Witam. Zauważyłem, iż od dłuższego czasu cały mój czas wolny spędzam tylko i wyłącznie w domu... zazwyczaj przed komputerem. Boli mnie to, ponieważ nie jestem typem osoby, która gra godzinami w najnowsze gierki i zarywa przez to noce. Mam 17 lat. W okresie szkoły podstawowej miałem grono znajomych w klasie, z którymi starałem się spędzać wiele czasu. Czasem się to udawało, ale oni jednak zazwyczaj byli do tego pomysłu wrogo nastawieni i preferowali przesiadywanie w domach. Zimą było im za zimno, latem za ciepło, takie wymówki... jeśli już wychodzili, to konwersacja skłaniała się głównie ku komputerowym rozrywkom czy nowościach w świecie komórek. Przestałem do nich pisać i dzwonić z propozycjami wyjścia poza dom, bo i na zewnątrz czułem się czasem tak, jakbym siedział nadal w domu. Oni stopniowo też przestali do mnie pisać. Dodam, że wszyscy mieszkają niedaleko mnie (te same osiedle) i z częścią utrzymuję kontakt na zasadzie "siema - siema, co u Ciebie leci...". Rozmowa się kręci, ale nie ma mowy o dłuższym wyjściu poza dom. W związku z tym, że lubię grać w piłkę, często chodziłem, i nadal to robię, na pobliskie boisko - orlik. Przez te kilka lat poznałem tam wiele osób, a z częścią nawet bardzo dobrze się zacząłem dogadywać. Z czasem zaczęliśmy razem wychodzić nie tylko na oddalony o kilka minut od nas kompleks sportowy. Warto dodać, że większość z nich jest ode mnie nieco starsza. Z czasem jednak zrozumiałem, że również z nimi nie warto utrzymywać bliższych kontaktów. Nasza grupka licząca kilkanaście osób złożona była, jak się później okazało, z osób, które za plecami chciały mi, i nie tylko mi, zaszkodzić. W moim towarzystwie natomiast chciały szkodzić innym. Nie jest to przecież normalne wśród "dobrych" kumpli z jednego osiedla. Było jednak kilka osób, których jednak posądzić o to nie mogłem. Miały inne wady, ale każdy takowe ma, nie mogę temu zaprzeczyć. Pewnego razu (początek sierpnia tego roku), zauważyłem pewien mankament w moich relacjach z tymi kumplami. To ja zawsze pisałem do reszty, czy mają ochotę na spędzenie czasu poza domem. Tak było codziennie! Natomiast reszta do mnie pisała... hmmm... raz na miesiąc, dwa? Jakoś tak. Jeśli oni wychodzili, to ja się o tym dowiadywałem dopiero jak do nich zadzwoniłem. Sami z własnej woli nie dali znać. To była moja "paczka", i wiedziałem, że jeśli się od nich odwrócę, to nie będę miał z kim spędzać czasu wolnego. Ale co miałem zrobić? Nie podobało mi się zachowanie niektórych osób w stosunku do mnie i do innych. Kumpel kumpla nie powinien oczerniać za plecami! Oprócz mnie, nikogo to nie tknęło, nie wiem dlaczego. Do nich również przestałem się odzywać, pisać, dzwonić czy idą na miasto/plac/boisko itp. I o dziwo od tamtej pory nikt od nich się do mnie nie odezwał. Przypominam - początek sierpnia. Przez dobre 2 lata spędzaliśmy razem wiele czasu, a oni pozwolili sobie o mnie zapomnieć ot tak. Po czasie docierał do mnie fakt, że prawdopodobnie po prostu byłem dla nich kulą u nogi. Nie chciałem się narzucać. Przykro mi było, że tak postąpili. Od tamtej pory zacząłem trochę spędzać czasu z kumplami mojego brata (7 lat starszy). Z nimi naprawdę czuję się świetnie! Nie ma jakichkolwiek rozmów o komputerach, grach czy innych bzdurach. Co weekend wypady na miasto, żeby się rozerwać po ciężkim tygodniu, w dni robocze, jeśli pogoda sprzyja, wyjść, porozmawiać... to jest to! Problem jednak jest taki, że mój brat nie za bardzo chce mnie brać ze sobą. Z kumplami nie ma trudności żebym się dogadał co do planów na weekend itp., oni lubią mnie, ja lubię ich. Problemem jest to, że mój brat nie chce mnie ze sobą brać, a kumple o tym nie zdecydują, bo w przypadku jakiegoś wypadku, nieprzyjemności będzie miał mój brat. Ale np.: w połowie sierpnia brat pojechał na wakacje na Krym. Wtedy nie było jakichkolwiek trudności, żebym z nimi gdzieś wyszedł. Ale obecnie, z nimi też nie mogę NIESTETY za często spędzać czasu, mimo tego, iż BARDZO, BARDZO bym chciał. W tej chwili jest tylko jedna osoba, z którą mogę czasem spędzić godzinkę/dwie dziennie. Nie za często jednak, bo czasem w weekendy jedzie do kumpli z miasta obok, a w tygodniu ma bardzo mało czasu, bo trenuje piłkę nożną. Reasumując ten wątek. Od kilku tygodni siedzę w domu i zbijam bąki (nie licząc drogi do/z szkoły), po przyjściu ze szkoły zjadam obiad, idę spać, wstaję późnym wieczorem, siedzę na komputerze, gram/surfuję po necie; nie mam żadnych planów na sylwestra, bo brat mnie nie chce wziąć ze sobą w góry; w lutym mam urodziny (osiemnastka), a ja nie mam nawet kogo zaprosić; brak jakichkolwiek perspektyw na najbliższe dni i tygodnie. Ja tak dłużej nie wytrzymam. Co robić? Jak żyć? Jak temu zaradzić?
×