Mam DDA i jestem dzieckiem toksycznej matki. Terapię podjęłam w zeszłym roku we wrześniu, jest mi chwilami ciężko, a po każdym spotkaniu czuję się tak jakbym toczyła z kimś wojnę. Wychodzi mi to na dobre, zrobiłam parę kroków w przód, nie poddam się tak łatwo i pomimo tych trudnych chwil wiem ze postępuję dobrze. Stwierdzono u mnie dystonię szyjną jestem po pierwszej serii zastrzyków, teraz czeka mnie kolejna. Lekarz stwierdził że to choroba genetyczna ale w sytuacjach stresowych objawy nasilają się. Lekarz dał mi nadzieję na lepsze jutro i faktycznie z szyja jest lepiej, żywię nadzieję ze po kolejnej serii będzie jeszcze lepszy rezultat .Aktualnie nie potrafię uporać się z niską samooceną i poczuciem własnej wartości. Nachodzi mnie niekiedy taki ogromny smutek....przychodzi z znikąd, jakoś próbuję to przeczekać a potem jest ok. Ostatnio byłam w centrum handlowym i dopóty skupiłam się na robieniu zakupów to było ok a w momencie kiedy zbierałam się do wyjścia naszedł mnie strach, lęk, wydawało mi się że wszyscy na mnie patrzą i widzą "pokrakę". Przyczyną mojego złego samopoczucia jest moja chora szyja. Jestem zoną, matką i na tym polu czuje się pewnie. Jestem odpowiedzialnym człowiekiem, potrafię kochać, okazywać miłość, nauczyłam się mówić "nie". To mnie cieszy bo i potrafię się cieszyć ale chciałbym to robić częściej. Chętnie posłucham innych, może coś mi doradzicie?Pozdrawiam