Skocz do zawartości
Nerwica.com

user1

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia user1

  1. Witajcie ponownie! Myślę ze wyjaśniłem wam mniej więcej jak wszystko wyglądało z naszej perspektywy. Dziękuję za powyższe słowa szczególnie kolegów których cytowałem we wcześniejszym poście. Odpowiadajac na pytanie dlaczego przedstawiał nas w "takim" świetle myślę, że przede wszystkim zależało to od jego własnego samopoczucia. Raz gdy czuł się dobrze, leki działały pisał że nie było gorszego tylko równe traktowanie przez rodziców więc odrzucał w swojej chorobie czujniki środowiskowe. Innym razem gdy czuł się gorzej obwiniał za swoje samopoczucie nas. Nie była to moim zdaniem z jego strony trzeźwa i obiektywna opinia. Wyobraźcie sobie sytuację w której jak pisał nie miał siły ani ochoty wstać z łóżka a ktoś w domu mówił mu że musi przyjść na obiad czy udać się do rodziny z wizytą. W takim momencie z jego perspektywy to najbliżsi byli dla niego jakimiś wrogami ale czy tak było w rzeczywistości? Jak sam pisał od lat był introwertykiem i nawet jak się tak czuł nie mówił nam o tym. A czy to że się nim interesowalismy próbując go aktywizowac choćby po to żeby nie leżał cały czas w łóżku można nazwać nasza winą i wrogoscią mu? Nie sądzę. Nie jeden z was w tym wątku pisał mu że musi wychodzić do ludzi a nie spędzać tylko czasu w łóżku i przed komputerem. Nie mogliśmy jako rodzina wycofać się z życia społecznego czy rodzinnego bo Grzesiek nie ma ochoty ruszyć się sprzed komputera. Do tego dochodziła kwestia pilnowania go. Zawsze lepiej było zabrać go ze sobą niż zostawić go samego i martwić się czy nie będzie próbował skończyć ze sobą. Tak więc myślę że to co pisał zależało ściśle od jego aktualnego samopoczucia. A my zachęcając go do życia i podejmowania jakiekolwiek aktywności na pewno nie robiliśmy tego żeby mu zaszkodzić. Wynikało to z naszego zainteresowania nim. Myślę że czytając jego posty tutaj na forum samemu z łatwością można wyciągnąć takie wnioski. Świadczyć może tez o tym fakt że ponad wszystko wolał żyć w domu ze swoją rodzina a nie w jakimś szpitalu. Dodając czy jak byśmy się nie interesowali jego losem czy uważacie że byłaby wola i chęć z naszej strony dowiedzieć się stąd o nim więcej i pisać tutaj posty i wyjaśniać jak wszystko wyglądało? Mogliśmy go po prostu pochować i zamknąć temat. Ale tak nie jest bo po tym wszystkim powstała pustka której nic nigdy już nie wypełni. Zadajemy sobie wiele pytań "co by było gdyby...?" ale nic już nie zmieni decyzji ostatecznej. Było wiele rozmów jednak jak się okazuje wszystkiego nie widzieliśmy. Zrobiliśmy jednak wszystko co w naszej mocy żeby mu pomóc. Za kilka tygodni święta i jak na razie jakoś nie potrafię sobie ich wyobrazić. Zdaję sobie sprawę, że wy też macie swoje problemy, choroby i pisząc posty na forum nie jest naszą intencją obciążać was naszymi problemami. Jednak wątek ma swoich kilku aktywnych użytkowników od kilku lat i było naszą dobrą wolą poinformowanie was o zaistniałej sytuacji. Forum czytamy żeby lepiej zrozumieć Grześka bo jednoznacznej odpowiedzi już nie uzyskamy. Ostrzegaliscie Grześka o potencjalnym niebezpieństwie jakie niesie za sobą dobieranie leków i dawek na własną rękę. Robiliśmy to my. Niestety nie posłuchal ani nas ani was ani swojego zdrowego rozsądku. Niech będzie to przestroga dla was. I może po przeczytaniu postów w tym wątku ktoś zastanowi się jeszcze raz dokonując pewnych wyborów. Pozdrawiam i dbajcie o siebie.
  2. Witajcie ponownie! Myślę ze wyjaśniłem wam mniej więcej jak wszystko wyglądało z naszej perspektywy. Dziękuję za powyższe słowa szczególnie kolegów których cytowałem we wcześniejszym poście. Odpowiadajac na pytanie dlaczego przedstawiał nas w "takim" świetle myślę, że przede wszystkim zależało to od jego własnego samopoczucia. Raz gdy czuł się dobrze, leki działały pisał że nie było gorszego tylko równe traktowanie przez rodziców więc odrzucał w swojej chorobie czujniki środowiskowe. Innym razem gdy czuł się gorzej obwiniał za swoje samopoczucie nas. Nie była to moim zdaniem z jego strony trzeźwa i obiektywna opinia. Wyobraźcie sobie sytuację w której jak pisał nie miał siły ani ochoty wstać z łóżka a ktoś w domu mówił mu że musi przyjść na obiad czy udać się do rodziny z wizytą. W takim momencie z jego perspektywy to najbliżsi byli dla niego jakimiś wrogami ale czy tak było w rzeczywistości? Jak sam pisał od lat był introwertykiem i nawet jak się tak czuł nie mówił nam o tym. A czy to że się nim interesowalismy próbując go aktywizowac choćby po to żeby nie leżał cały czas w łóżku można nazwać nasza winą i wrogoscią mu? Nie sądzę. Nie jeden z was w tym wątku pisał mu że musi wychodzić do ludzi a nie spędzać tylko czasu w łóżku i przed komputerem. Nie mogliśmy jako rodzina wycofać się z życia społecznego czy rodzinnego bo Grzesiek nie ma ochoty ruszyć się sprzed komputera. Do tego dochodziła kwestia pilnowania go. Zawsze lepiej było zabrać go ze sobą niż zostawić go samego i martwić się czy nie będzie próbował skończyć ze sobą. Tak więc myślę że to co pisał zależało ściśle od jego aktualnego samopoczucia. A my zachęcając go do życia i podejmowania jakiekolwiek aktywności na pewno nie robiliśmy tego żeby mu zaszkodzić. Wynikało to z naszego zainteresowania nim. Myślę że czytając jego posty tutaj na forum samemu z łatwością można wyciągnąć takie wnioski. Świadczyć może tez o tym fakt że ponad wszystko wolał żyć w domu ze swoją rodzina a nie w jakimś szpitalu. Dodając czy jak byśmy się nie interesowali jego losem czy uważacie że byłaby wola i chęć z naszej strony dowiedzieć się stąd o nim więcej i pisać tutaj posty i wyjaśniać jak wszystko wyglądało? Mogliśmy go po prostu pochować i zamknąć temat. Ale tak nie jest bo po tym wszystkim powstała pustka której nic nigdy już nie wypełni. Zadajemy sobie wiele pytań "co by było gdyby...?" ale nic już nie zmieni decyzji ostatecznej. Było wiele rozmów jednak jak się okazuje wszystkiego nie widzieliśmy. Zrobiliśmy jednak wszystko co w naszej mocy żeby mu pomóc. Za kilka tygodni święta i jak na razie jakoś nie potrafię sobie ich wyobrazić. Zdaję sobie sprawę, że wy też macie swoje problemy, choroby i pisząc posty na forum nie jest naszą intencją obciążać was naszymi problemami. Jednak wątek ma swoich kilku aktywnych użytkowników od kilku lat i było naszą dobrą wolą poinformowanie was o zaistniałej sytuacji. Forum czytamy żeby lepiej zrozumieć Grześka bo jednoznacznej odpowiedzi już nie uzyskamy. Ostrzegaliscie Grześka o potencjalnym niebezpieństwie jakie niesie za sobą dobieranie leków i dawek na własną rękę. Robiliśmy to my. Niestety nie posłuchal ani nas ani was ani swojego zdrowego rozsądku. Niech będzie to przestroga dla was. I może po przeczytaniu postów w tym wątku ktoś zastanowi się jeszcze raz dokonując pewnych wyborów. Pozdrawiam i dbajcie o siebie.
  3. Witajcie drodzy forumowicze ponownie! Czytam wasze posty i włos się na głowie jeży! Pozwólcie, że zacytuję. Robicie sobie żarty? Napisałem wam o śmierci usera, którego znaliście z anonimowych postów. A wy uważacie, że macie prawo pisać w takiej chwili o braku zrozumienia u rodziny? Coś wam więc napiszę. Logik pierwszą próbę samobójczą miał w 2007 roku. Jednak zanim to się stało trafił wcześniej w 2006 roku do szpitala. Do szpitala trafił po tym jak napisał list do swoich rodziców o tym, co się z nim dzieje. List napisał bo łatwiej było mu wyrazić swoje myśli na kartce papieru niż słowami - taki był. Był więc pewien czas w szpitalu w którym go po raz pierwszy diagnozowano i zaczęto leczyć. Kila tygodni po powrocie podczas pobytu wszystkich domowników w domu zawiązał sobie na szyi szalik i miał próbę samobójczą. Jednak jego mama (coś ją tknęło) zeszła na dół i znalazła go paręnaście sekund po "powieszeniu" wiszącego. Został błyskawicznie odcięty, zdjęty z "pętli". Bała policja, karetka i expresowy kolejny tym razem nie planowany wyjazd do szpitala psychiatrycznego. Skracając historię rodzice zabierali go po przymusowym pobycie w szpitalu po próbie samobójczej do kilku innych szpitali na konsultacje, badania i leczenie. Logik pozostawał w stałym kontakcie ze swoją psychiatrą i psychologiem. Swoją drogą rodzice "po wszystkim" kontaktowali się z owymi psychologiem i psychiatrą i byli wstrząśnięci wiadomością o śmierci "logika". Jak mówili nie było żadnych przesłanek świadczących o zamiarach odebrania sobie życia. Logik mieszkał ze swoimi rodzicami. Pisaliście co niektórzy powyżej o rodzinie jaką miał. Chciałem wam coś teraz napisać o tej właśnie rodzinie opłakującej tragiczną smierć jej członka, syna, brata, szwagra. Robiliśmy wszystko, dosłownie wszystko, co możemy, żeby mu pomóc. I nie piszę tego tutaj anonimowo na forum bo zdaję sobie sprawę z tego, że nikt z was mnie nie zna. Piszę to bo każdy z nas ze spokojem może i stanął od tej śmierci przed lustrem nie raz mówiąc na głos "zrobiłem WSZYSTKO żeby mu pomóc i nie dopuścić do śmierci". Grzesiek bo tak miał na imię logik cały czas był pod opieką rodziców. Choć moim zdaniem nie licząc introwertycznego charakteru Grześka, niechęci w poznawaniu nowych ludzi czy choćby niezabierania głosu przy rodzinnym stole przy okazji różnych świąt czy innych zdarzeń nikt nie powiedziałby, że Grzesiek jest chory. Funkcjonował normalnie. O ile można ocenić to, co się widzi na zewnątrz. Niestety żadne z nas nie ma wykształcenia z zakresu psychologii czy psychiatrii. Jednak doświadczeni pierwszą próbą samobójczą Grześka każdy z nas wiedział o tym, że mimo jego pozornego dobrego funkcjonowania w głowie mogą pojawiać się myśli o których nas nie informował i nie eksponował na zewnątrz. Jednak wbrew temu co dwie osoby napisały powyżej nie mieliśmy na to wpływu! Z postów, które Grzesiek pisał tutaj i na innym forum wynika, że miał wcześniej drugą próbę samobójczą o której nie wiedział nikt poza forumowiczami. Połknął on z tego co pisał 60 tabletek jakiegoś specyfiku (nie pamiętam nazwy ale nie o nazwę tutaj chodzi). Posta tego piszę bo bardzo zabolało mnie o tym, co napisaliście na temat rodziny bo uważam, że nie mieliście do tego prawa. Każdy z nas wiedział, że może nadejść dzień w którym coś takiego się wydarzy/powtórzy (po pierwszej próbie). Robiliśmy wszystko, żeby mu pomóc. Wiedzieliśmy jednak, że z całą stanowczością nie chciał on kolejnego "szpitalnego" leczenia. Potwierdzenie tego można wyczytać również na innym forum na którym pisywał korzystając ze swojego pierwszego nicku tutaj. Nie ma co ukrywać, że dzisiejsza opieka psychiatryczna często pozostawia wiele do życzenia. Mamy grono niewykwalifikowanych lekarzy, którzy nie wiedzieć czemu wybierają takie a nie inne specjalizacje nie pomagając potem swoim pacjentom. Moim zdaniem psychiatria jak i inne gałęzie medycyny cały czas się rozwija i tak było po trosze w przypadku Grześka, że czasem przegrywa walkę z chorobą. Grzesiek miał od nas wszelką pomoc. Jednak żadne z nas nie było w stanie poradzić nic na to, że nie chciał on lub nie potrafił rozmawiać z nami do końca szczerze. Nikt z nas zdrowych nie byłby w stanie zrozumieć mąk naszego członka rodziny ale absolutnie nie oznaczało to, że nie otrzymywał od nas wszelkiej pomocy w leczeniu czy codziennym funkcjonowaniu. Grzesiek był na utrzymaniu rodziców. Ze względu na swój stan zdrowia nie pracował ale nikt nie robił mu z tego powodu problemów. Nikt go do niczego nie zmuszał. Grzesiek regularnie odwiedzał Panią psychiatrę i psycholog, które nie dowiedziały się od niego o myślach samobójczych. Uważacie więc dalej, że my jako niewyedukowana w tej dyscyplinie naukowej wiedzieliśmy, co dzieje się w głowie Grześka? Jak patrzę na wasze posty tutaj to zastanawiam się, który z was rozmawia ze swoimi bliskimi tak jak pisze tutaj na forum. Obawiam się, że nikt. Jedziecie tutaj na jednym wózku niedoli zwanym chorobą psychiczną. Wylewając jedynie tutaj swoje myśli nie pomagacie sobie w prawdziwym życiu, tak jak nie pomagał sobie Grzesiek. Nie dzieląc się tak do końca swoimi odczuciami ani z nami ani z lekarzami. Zastanówcie się jeszcze raz czy macie prawo pisać nam po ponad 6 latach walki o życie Grześka w chorobie, że jesteśmy taką a nie inną rodziną. Zastanówcie się czy zamiast pisać tutaj o swoich myślach czy planach samobójczych na forum (są tutaj takie posty do cholery nie tylko Grześka!!!) nie lepiej porozmawiać ze swoimi najbliższymi z lekarzem. Tutaj możecie sobie jedynie wysłać prywatną wiadomość pisząc komuś, że jest DEBILEM. Jednak to żadna pomoc. A pisanie potem rodzinie, że się nie interesowała pisząc samemu wcześniej takie czy inne prywatne wiadomości pozostawię bez komentarza. Co do leków jakie brał Grzesiek i ich dawek nie wiedzieliśmy wszystkiego. Grzesiek miał wyższe wykształcenie, w szkole stypendium naukowe. Był inteligentną osobą. Dużo czytał na temat leków ich działania. Wiem, że wpływał w taki czy inny sposób na swoją lekarkę, żeby przepisywała mu konkretne leki. Potem sam dobierał sobie dawkę (posty na forum o tym świadczą) mieszał lekami. W pewnym momencie doszedł do miejsca, w którym na spanie brał jakiś lek, rano aby się obudzić co innego i w ciągu dnia aby funkcjonować jecze coś. Wszelkie próby perswazji, że tak nie można bo nie jest lekarzem i nie zna całokształtu interakcji jednych leków z innymi kończyły się fiaskiem. Co byście zrobili na naszym miejscu? Przywiązali go do łóżka, nawozili i podlewali jak roślinkę? Myślicie, że to by pomogło? Pewnie byłoby to jakieś rozwiązanie ale nie takie, które mogła mu zafundować współczująca i kochająca rodzina. Napiszecie, że możnaby wysłać go przecież do szpitala. Ja odpowiem wam, że on nienawidził szpitali i jak z nich wracał to czuł się jeszcze gorzej. Tylko pobyt w domu dawał mu jaki taki komfort psychiczny i spokój (piszę jaki taki bo w tej chorobie do końca komfortowo chyba czuć się nie można?). Grzesiek nie zostawił żadnego liściku, pożegnania itd. Po przeczytaniu wielu postów na tym i innym forum oraz oczywiście z codziennego współżycia z Grześkiem wiemy, że bardzo chciał sobie pomóc wyleczyć się. Jednak brak kompleksowej wiedzy na temat leków na pewno mu nie pomógł. Czy tutaj ktoś jest winny? Ludzie robili to, robią i będą robić. Czasem choroba jest tak ciężka i bolesna, że ani najlepszy lekarz, leki czy kochająca rodzina nie jest w stanie pomóc. Naszym zdaniem Grzesiek nie miał już siły na walkę z chorobą, kolejne dawki oraz miksy leków też nie skutkowały w oczekiwany przez niego sposób i poddał się. Niestety musimy z tym jakoś żyć dalej. Prosiłbym was tutaj o uszanowanie uczuć opłakującej go rodziny i nie oskarżanie nas o brak empatii. Żaden z nas zdrowych nie jest w stanie ze względów oczywistych odczuwać stanów jakie odczuwa osoba chora będąc do tego pod wpływem leków jednak nie oznacza to absolutnie, że nie chcieliśmy i nie pomagaliśmy każdym możliwym sposobem. Nie mogliśmy jednak zrobić z niego więźnia by pilnować go i kontrolować każdy jego ruch w 100% bo moim zdaniem w niczym bo to nie pomogło o komforcie psychicznym nie wspominając. Dziękuję za wszelkie słowa wsparcia i jeszcze raz proszę nie ranić naszych uczuć oskarżając nas o brak zainteresowania, współczucia czy pomocy. Zastanówcie się też ile wy sami wysyłacie sygnałów swoim bliskim, żeby wiedzieli w jakim jesteście stanie. Pozdrawiam! -- 10 mar 2013, 12:30 --
  4. Witajcie drodzy forumowicze ponownie! Czytam wasze posty i włos się na głowie jeży! Pozwólcie, że zacytuję. Robicie sobie żarty? Napisałem wam o śmierci usera, którego znaliście z anonimowych postów. A wy uważacie, że macie prawo pisać w takiej chwili o braku zrozumienia u rodziny? Coś wam więc napiszę. Logik pierwszą próbę samobójczą miał w 2007 roku. Jednak zanim to się stało trafił wcześniej w 2006 roku do szpitala. Do szpitala trafił po tym jak napisał list do swoich rodziców o tym, co się z nim dzieje. List napisał bo łatwiej było mu wyrazić swoje myśli na kartce papieru niż słowami - taki był. Był więc pewien czas w szpitalu w którym go po raz pierwszy diagnozowano i zaczęto leczyć. Kila tygodni po powrocie podczas pobytu wszystkich domowników w domu zawiązał sobie na szyi szalik i miał próbę samobójczą. Jednak jego mama (coś ją tknęło) zeszła na dół i znalazła go paręnaście sekund po "powieszeniu" wiszącego. Został błyskawicznie odcięty, zdjęty z "pętli". Bała policja, karetka i expresowy kolejny tym razem nie planowany wyjazd do szpitala psychiatrycznego. Skracając historię rodzice zabierali go po przymusowym pobycie w szpitalu po próbie samobójczej do kilku innych szpitali na konsultacje, badania i leczenie. Logik pozostawał w stałym kontakcie ze swoją psychiatrą i psychologiem. Swoją drogą rodzice "po wszystkim" kontaktowali się z owymi psychologiem i psychiatrą i byli wstrząśnięci wiadomością o śmierci "logika". Jak mówili nie było żadnych przesłanek świadczących o zamiarach odebrania sobie życia. Logik mieszkał ze swoimi rodzicami. Pisaliście co niektórzy powyżej o rodzinie jaką miał. Chciałem wam coś teraz napisać o tej właśnie rodzinie opłakującej tragiczną smierć jej członka, syna, brata, szwagra. Robiliśmy wszystko, dosłownie wszystko, co możemy, żeby mu pomóc. I nie piszę tego tutaj anonimowo na forum bo zdaję sobie sprawę z tego, że nikt z was mnie nie zna. Piszę to bo każdy z nas ze spokojem może i stanął od tej śmierci przed lustrem nie raz mówiąc na głos "zrobiłem WSZYSTKO żeby mu pomóc i nie dopuścić do śmierci". Grzesiek bo tak miał na imię logik cały czas był pod opieką rodziców. Choć moim zdaniem nie licząc introwertycznego charakteru Grześka, niechęci w poznawaniu nowych ludzi czy choćby niezabierania głosu przy rodzinnym stole przy okazji różnych świąt czy innych zdarzeń nikt nie powiedziałby, że Grzesiek jest chory. Funkcjonował normalnie. O ile można ocenić to, co się widzi na zewnątrz. Niestety żadne z nas nie ma wykształcenia z zakresu psychologii czy psychiatrii. Jednak doświadczeni pierwszą próbą samobójczą Grześka każdy z nas wiedział o tym, że mimo jego pozornego dobrego funkcjonowania w głowie mogą pojawiać się myśli o których nas nie informował i nie eksponował na zewnątrz. Jednak wbrew temu co dwie osoby napisały powyżej nie mieliśmy na to wpływu! Z postów, które Grzesiek pisał tutaj i na innym forum wynika, że miał wcześniej drugą próbę samobójczą o której nie wiedział nikt poza forumowiczami. Połknął on z tego co pisał 60 tabletek jakiegoś specyfiku (nie pamiętam nazwy ale nie o nazwę tutaj chodzi). Posta tego piszę bo bardzo zabolało mnie o tym, co napisaliście na temat rodziny bo uważam, że nie mieliście do tego prawa. Każdy z nas wiedział, że może nadejść dzień w którym coś takiego się wydarzy/powtórzy (po pierwszej próbie). Robiliśmy wszystko, żeby mu pomóc. Wiedzieliśmy jednak, że z całą stanowczością nie chciał on kolejnego "szpitalnego" leczenia. Potwierdzenie tego można wyczytać również na innym forum na którym pisywał korzystając ze swojego pierwszego nicku tutaj. Nie ma co ukrywać, że dzisiejsza opieka psychiatryczna często pozostawia wiele do życzenia. Mamy grono niewykwalifikowanych lekarzy, którzy nie wiedzieć czemu wybierają takie a nie inne specjalizacje nie pomagając potem swoim pacjentom. Moim zdaniem psychiatria jak i inne gałęzie medycyny cały czas się rozwija i tak było po trosze w przypadku Grześka, że czasem przegrywa walkę z chorobą. Grzesiek miał od nas wszelką pomoc. Jednak żadne z nas nie było w stanie poradzić nic na to, że nie chciał on lub nie potrafił rozmawiać z nami do końca szczerze. Nikt z nas zdrowych nie byłby w stanie zrozumieć mąk naszego członka rodziny ale absolutnie nie oznaczało to, że nie otrzymywał od nas wszelkiej pomocy w leczeniu czy codziennym funkcjonowaniu. Grzesiek był na utrzymaniu rodziców. Ze względu na swój stan zdrowia nie pracował ale nikt nie robił mu z tego powodu problemów. Nikt go do niczego nie zmuszał. Grzesiek regularnie odwiedzał Panią psychiatrę i psycholog, które nie dowiedziały się od niego o myślach samobójczych. Uważacie więc dalej, że my jako niewyedukowana w tej dyscyplinie naukowej wiedzieliśmy, co dzieje się w głowie Grześka? Jak patrzę na wasze posty tutaj to zastanawiam się, który z was rozmawia ze swoimi bliskimi tak jak pisze tutaj na forum. Obawiam się, że nikt. Jedziecie tutaj na jednym wózku niedoli zwanym chorobą psychiczną. Wylewając jedynie tutaj swoje myśli nie pomagacie sobie w prawdziwym życiu, tak jak nie pomagał sobie Grzesiek. Nie dzieląc się tak do końca swoimi odczuciami ani z nami ani z lekarzami. Zastanówcie się jeszcze raz czy macie prawo pisać nam po ponad 6 latach walki o życie Grześka w chorobie, że jesteśmy taką a nie inną rodziną. Zastanówcie się czy zamiast pisać tutaj o swoich myślach czy planach samobójczych na forum (są tutaj takie posty do cholery nie tylko Grześka!!!) nie lepiej porozmawiać ze swoimi najbliższymi z lekarzem. Tutaj możecie sobie jedynie wysłać prywatną wiadomość pisząc komuś, że jest DEBILEM. Jednak to żadna pomoc. A pisanie potem rodzinie, że się nie interesowała pisząc samemu wcześniej takie czy inne prywatne wiadomości pozostawię bez komentarza. Co do leków jakie brał Grzesiek i ich dawek nie wiedzieliśmy wszystkiego. Grzesiek miał wyższe wykształcenie, w szkole stypendium naukowe. Był inteligentną osobą. Dużo czytał na temat leków ich działania. Wiem, że wpływał w taki czy inny sposób na swoją lekarkę, żeby przepisywała mu konkretne leki. Potem sam dobierał sobie dawkę (posty na forum o tym świadczą) mieszał lekami. W pewnym momencie doszedł do miejsca, w którym na spanie brał jakiś lek, rano aby się obudzić co innego i w ciągu dnia aby funkcjonować jecze coś. Wszelkie próby perswazji, że tak nie można bo nie jest lekarzem i nie zna całokształtu interakcji jednych leków z innymi kończyły się fiaskiem. Co byście zrobili na naszym miejscu? Przywiązali go do łóżka, nawozili i podlewali jak roślinkę? Myślicie, że to by pomogło? Pewnie byłoby to jakieś rozwiązanie ale nie takie, które mogła mu zafundować współczująca i kochająca rodzina. Napiszecie, że możnaby wysłać go przecież do szpitala. Ja odpowiem wam, że on nienawidził szpitali i jak z nich wracał to czuł się jeszcze gorzej. Tylko pobyt w domu dawał mu jaki taki komfort psychiczny i spokój (piszę jaki taki bo w tej chorobie do końca komfortowo chyba czuć się nie można?). Grzesiek nie zostawił żadnego liściku, pożegnania itd. Po przeczytaniu wielu postów na tym i innym forum oraz oczywiście z codziennego współżycia z Grześkiem wiemy, że bardzo chciał sobie pomóc wyleczyć się. Jednak brak kompleksowej wiedzy na temat leków na pewno mu nie pomógł. Czy tutaj ktoś jest winny? Ludzie robili to, robią i będą robić. Czasem choroba jest tak ciężka i bolesna, że ani najlepszy lekarz, leki czy kochająca rodzina nie jest w stanie pomóc. Naszym zdaniem Grzesiek nie miał już siły na walkę z chorobą, kolejne dawki oraz miksy leków też nie skutkowały w oczekiwany przez niego sposób i poddał się. Niestety musimy z tym jakoś żyć dalej. Prosiłbym was tutaj o uszanowanie uczuć opłakującej go rodziny i nie oskarżanie nas o brak empatii. Żaden z nas zdrowych nie jest w stanie ze względów oczywistych odczuwać stanów jakie odczuwa osoba chora będąc do tego pod wpływem leków jednak nie oznacza to absolutnie, że nie chcieliśmy i nie pomagaliśmy każdym możliwym sposobem. Nie mogliśmy jednak zrobić z niego więźnia by pilnować go i kontrolować każdy jego ruch w 100% bo moim zdaniem w niczym bo to nie pomogło o komforcie psychicznym nie wspominając. Dziękuję za wszelkie słowa wsparcia i jeszcze raz proszę nie ranić naszych uczuć oskarżając nas o brak zainteresowania, współczucia czy pomocy. Zastanówcie się też ile wy sami wysyłacie sygnałów swoim bliskim, żeby wiedzieli w jakim jesteście stanie. Pozdrawiam! -- 10 mar 2013, 12:30 --
  5. Witajcie! Zastanawiałem się czy napisać coś na tym forum. Ale zdecydowałem, że napiszę. Zastanawiałem się czy stworzyć osonbny temat, ale chyba opisanie sprawy tutaj trafi do osób, które są "w temacie". Otóż znany wam z tego wątku logik a wcześniej zawilinski popełnił samobójstwo. Jestem osobą z jego rodziny. Na to forum trafiłem przeglądając komputer w poszukiwaniu listu pożegnalnego czy jakichś informacji. Wiem, że z kilkoma osobami z tego forum i wątku "logik" wymienił parę prywatnych wiadomości na tematy z wiązane z tym wątkiem. Piszę do was, żebyście wiedzieli co się stało. Trochę ku przestrodze. Tak na prawdę nikt z nas nie wie, co doprowadziło go do tego ostatecznego kroku. Mieszanie lekami, choroba, brak pracy, lęk przed przyszłością bez środków do życia? Pewnie każda z tych rzeczy po trochę. "Logik" powiesił się w zeszłym tygodniu. 3 dni po napisaniu ostatniego postu tutaj. Stanowiliście dla siebie w pewien sposób wzajemną grupę wsparcia. Choć jak czytam posty w tym temacie (nie przeczytałem jeszcze tych 400 stron w całości) to nie rozumiem wszystkiego bo zdrowa osoba nie jest w stanie zrozumieć odczuć osoby chorej, ze stanami lękowymi itd. Nie wiem czy wam dziękować, że byliście dla niego w pewien sposób wsparciem, którego od nas zdrowych, najbliższych z rodziny nie dostawał? Był osobą skrytą i tak jak pisał bał się bliskich kontatków z ludźmi a o zwierzeniach napisanych na tym forum, można zapomnieć całkowicie. Cóż, dziękuję, że byliście dla niego pomocą. Przestrzegam was jednak przed takim wachlowaniem lekami bo pewnie było to jeden z wielu czynników, które doprowadziły go do tego ostatecznego kroku. Pozdrawiam!
  6. Witajcie! Zastanawiałem się czy napisać coś na tym forum. Ale zdecydowałem, że napiszę. Zastanawiałem się czy stworzyć osonbny temat, ale chyba opisanie sprawy tutaj trafi do osób, które są "w temacie". Otóż znany wam z tego wątku logik a wcześniej zawilinski popełnił samobójstwo. Jestem osobą z jego rodziny. Na to forum trafiłem przeglądając komputer w poszukiwaniu listu pożegnalnego czy jakichś informacji. Wiem, że z kilkoma osobami z tego forum i wątku "logik" wymienił parę prywatnych wiadomości na tematy z wiązane z tym wątkiem. Piszę do was, żebyście wiedzieli co się stało. Trochę ku przestrodze. Tak na prawdę nikt z nas nie wie, co doprowadziło go do tego ostatecznego kroku. Mieszanie lekami, choroba, brak pracy, lęk przed przyszłością bez środków do życia? Pewnie każda z tych rzeczy po trochę. "Logik" powiesił się w zeszłym tygodniu. 3 dni po napisaniu ostatniego postu tutaj. Stanowiliście dla siebie w pewien sposób wzajemną grupę wsparcia. Choć jak czytam posty w tym temacie (nie przeczytałem jeszcze tych 400 stron w całości) to nie rozumiem wszystkiego bo zdrowa osoba nie jest w stanie zrozumieć odczuć osoby chorej, ze stanami lękowymi itd. Nie wiem czy wam dziękować, że byliście dla niego w pewien sposób wsparciem, którego od nas zdrowych, najbliższych z rodziny nie dostawał? Był osobą skrytą i tak jak pisał bał się bliskich kontatków z ludźmi a o zwierzeniach napisanych na tym forum, można zapomnieć całkowicie. Cóż, dziękuję, że byliście dla niego pomocą. Przestrzegam was jednak przed takim wachlowaniem lekami bo pewnie było to jeden z wielu czynników, które doprowadziły go do tego ostatecznego kroku. Pozdrawiam!
×