Skocz do zawartości
Nerwica.com

rudzik1122

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez rudzik1122

  1. Coś mi dziś przyszło do głowy.Pewnie nie będę odkrywcza,ale co tam...zaryzykuję:)Nasza nadwrażliwość,tworzy niepewny obraz samego siebie.Każdy ma takie etapy w życiu,kiedy zastanawia się kim jest,czy jest dobry,czy zły,czy wierzy w wartości czy nie.My ze względu na ww.nadwrażliwe postrzeganie świata,mamy bardzo chwiejne obrazy własnych osobowości.Nie wiem jak jest z Wami,ale mnie łatwo zmanipulować,łatwo ulegam osądom.Czytałam kiedyś obszerny artykuł,na temat "programowania dzieci".Kto z nas nie słyszał w dzieciństwie "nie siadaj na kamieniu,bo przeziębisz nerki (...)nie wychodź z morą głową,bo nabawisz się zapalenia płuc (...)nie wchodź tam,bo spadniesz"...Nasza dziecięca podświadomość,odbiera te sygnały i przyswaja jako swoje.Może się mylę,ale mam wrażenie,że psychika człowieka wrażliwego,bardziej emocjonalnego,reaguje w podobny sposób.Patrzymy na film,w którym ktoś morduje swoje dziecko-zaczynamy weryfikować własne skłonności,powstaje pytanie "czy ja też mogłabym tak zrobić"?To pytanie wywołuje strach i tworzy się zaklęte koło naszych natrętów.Odpowiedź paradoksalnie prosta-masz dwie ręce,noże w szufladzie,masz sznur na którym możesz się powiesić,możesz zrobić krzywdę komuś,sobie...tylko czy chcesz????Noo NIE chcesz ale się boisz,że stracisz panowanie,bo przecież cierpisz na jakieś gówniane zaburzenie...i znów spirala.Zastanawiam się ostatnio,ile z rzeczy,poglądów,wartości wg.których działam jest moich własnych,a ile mi zakodowano.Może to wszystko przez to,że tak bardzo jestem niepewna wszystkiego?Może moje "ja" jest tak słabe?...Może jeżeli uwierzymy w to,że SAMI TO KONTROLUJEMY,zbudujemy własną autonomię,będzie łatwiej!!Pewnie nie przestaniemy być nadwrażliwi,ale łatwiej będzie się żyło?? Wesołych!
  2. Strzyga-techniczne dzielenie-dobrze powiedziane:)Tłumaczę sobie większość tych paskudztw,w wyuczony sposób,który jak na razie nie pokrywa się z prawdziwym odczuwaniu pewnych emocji.To tak,jak dawno temu z napięciami.Kiedy tysięczny raz lądowałam w pogotowiu z bólem szyjnego odcinka kręgosłupa,nie chciałam słuchać,że to napięciowe...wolałam wersję "uraz" albo tajemnicza choroba.W przypadku obecnych natrętów,przysposobiłam myślenie,że nie kocham,a wersja ze strachem,jest jak film science fiction:)
  3. To chyba to . Lęk przed wielką stratą powoduje odreagowanie w natrętach. Ja tak to widzę . Jeśli tak Cie to męczy czemu nie odwiedziłaś dotąd psychiatry , psychologa? Czekam na wizytę.Zresztą jestem w takim dołku,że ostatnio nic do mnie nie trafia,nic nie jest w stanie mnie uspokoić.Może to jakaś parszywa depresja?...Zaczynam wątpić we wszystko co mnie otacza.Pogubiłam gdzieś wartości,sens...
  4. Kochane nerwuski.Czytam każdą wypowiedź w tym temacie i trochę lżej mi na serduchu.Od 7 lat borykam się nerwicą lękową.Od około 3 lat z natręctwami.Przechodziłam już wszystkie możliwe formy lęku z napadami paniki,fobią społeczną itd,"miałam" wszystkie choroby jakie można znaleźć w podręczniku medycznym.Leki przestałam brać około pół roku temu.Faktem jest,że moja terapia rozłożyła mnie na czynniki pierwsze.Dowiedziałam się o sobie rzeczy,jakich wcale nie miałam ochoty się dowiadywać:),ale ciężką i mozolną pracą,przerobiłam znakomitą większość mechanizmów,które w obronie przed otaczającym nas światem,tworzy nasza wrażliwa psychika.Teraz mam inny problem,który ciężko mi ogarnąć,może ktoś z Was zechce udzielić mi pomocy.Więc... Moja przygoda z nerwicą,zaczęła się zaraz po pierwszym ślubie i narodzinach dziecka.Byliśmy oboje bardzo młodzi.Nie potrafiliśmy dać sobie poczucia minimalnego bezpieczeństwa.Przerażona monotonią trwającego związku,który wydawał mi się wówczas pozbawiony perspektyw,znalazłam ukojenie w ramionach kogoś innego.Wówczas cały mój świat zakwitł jak majowe słoneczko,wszystko nabrało nowego sensu i barw.Pomijając fakt kilku niegroźnych perturbacji,układało się dobrze.W międzyczasie po ciężkiej chorobie,zmarła moja mama.Zawsze znajdowałam wsparcie w mężu...Lata mijały,pęd życia,monotonia i osamotnienie,znów zrownaly mnie z poziomem nizin,zaczęły się natręctwa-obawa o zrobienie krzywdy dziecku,sobie...znajome Wam klimaty-niestety.Kiedy zaczęłam radzić sobie ze wszystkim na powrót,rok temu przeżyłam kolejny wstrząs...mój mąż mnie zdradził.Nie będę opowiadać przebiegu sytuacji,tego jak się czułam,co się działo...w każdym razie w momencie,kiedy zaczęłam wychodzić z szoku czekał mnie kolejny-mąż błagał o wybaczenie,a warto tu zaznaczyć,że mój mąż mało kiedy przyznaje się do błędu.Początki były tragiczne,obrzydziłam go sobie w głębokiej podświadomości tak,że wymiotowałam na Jego widok.Jego determinacja i ogromna skrucha,chęć naprawy i przemiany,sprawiła,że uwierzyłam w nasze szczęście jeszcze raz...Terapia rodzinna,rozmowy do białego rana...jesteśmy razem... Problem zaczął się 2 mc-e temu,kiedy paradoksalnie wszystko zaczęło wracać do normy.Moje ataki lękowe,wystąpiły pod inna postacią.Zamknęłam sie w sobie,w swiecie swoich mysli,w czarnej otchlani wlasnego ja,ktore nie chce opuscic.Nie potrafie na niczym sie skupic i w momencie,kiedy moja platanina myslowa siega zenitu,mam wrazenie,ze wariuje,ze zaraz strace panowanie nad soba,ze wywioza mnie oblakana do szpitala...Warto dodac,ze te mysli skupiaja sie na dywagacji na temat tego,ze boje sie ze moglabym nie kochac meza,ze moglabym odejsc,a jednoczenie strasznie sie tego boje,bo nie wyobrazam sobie zycia bez Niego.Kulminacją jest chwila,kiedy dochodze do wniosku,ze chce uciec,zniknac...albo niech On zniknie.Czyzby uspione emocje dawaly o sobie znac w ten sposob?A może faktycznie zwariowalam????Przeciez jest obok mnie,wspiera mnie,czuje jak Mu zalezy i kocha?A moze boje sie panicznie Go stracic i stad te mysli,przeksztalcone przez natrety?Moze panicznie boje sie stabilizacji ? Ehhh zanudziłam ale...moze ktos pomoze...
  5. Spadam... Nocne jęki...dziś nic innego mi nie przychodzi do głowy... Jak walczyć z nadwrażliwością,nerwicą,depresją...zwał jak zwał,kiedy kolejny raz po wielu latach walki zawodzi cały świat?I kto w ogóle będzie to czytał?...
  6. Witam:) Nie będę rozwodzić się nad opisem całej historii mojej przygody z nerwicą i nadwrażliwością emocjonalna.Nikt z Was nie jest tu przypadkiem,każdy wie co kryje się pod powyższą diagnozą... Zalogowałam się na forum,bo znajduję się w dosyć dziwnym i ciężkim okresie życia.W telegraficznym skrócie- w ciągu ostatniego roku,przeżyłam ciężki kryzys drugiego już małżeństwa,uwieńczony zdradą męża,zmieniłam otoczenie,prace... Wszystkie te zawiłości losu,zaprowadziły mnie do momentu,w którym wszystko zaczyna się stabilizować.Uczęszczamy z mężem na terapię rodzinną.Jego postawa,odnośnie całej sytuacji jest bardzo dojrzała i świadoma.Zrozumieliśmy wiele mechanizmów,które pchnęły nas ostatecznie na skraj rozpadu relacji. Paradoks jest taki,że im bardziej wszystko zaczyna się stabilizować,kiedy zastaje mnie monotonia życia "przeciętnego Kowalskiego"(dostałam również dobrze płatną pracę)...wariuje...Boję się panicznie,że zostawię męża,chociaż niech wiem jak ogromną wartość stanowi dla mnie Jego obecność w moim życiu.Mam wrażenie,że potrafię żyć tylko skrajnymi emocjami.Nie umiem znaleźć "złotego środka". Panicznie boję się,że ucieknę...w inny związek,w cokolwiek innego... Czy to normalne że boje się "normalności"?? Czy ktoś przechodził coś podobnego?Im bardziej sprawy wokół mnie stają się uporządkowane,tym bardziej moje objawy dają o sobie znać.
  7. Witam:) Nie będę rozwodzić się nad opisem całej historii mojej przygody z nerwicą i nadwrażliwością emocjonalna.Nikt z Was nie jest tu przypadkiem,każdy wie co kryje się pod powyższą diagnozą... Zalogowałam się na forum,bo znajduję się w dosyć dziwnym i ciężkim okresie życia.W telegraficznym skrócie- w ciągu ostatniego roku,przeżyłam ciężki kryzys drugiego już małżeństwa,uwieńczony zdradą męża,zmieniłam otoczenie,prace... Wszystkie te zawiłości losu,zaprowadziły mnie do momentu,w którym wszystko zaczyna się stabilizować.Uczęszczamy z mężem na terapię rodzinną.Jego postawa,odnośnie całej sytuacji jest bardzo dojrzała i świadoma.Zrozumieliśmy wiele mechanizmów,które pchnęły nas ostatecznie na skraj rozpadu relacji. Paradoks jest taki,że im bardziej wszystko zaczyna się stabilizować,kiedy zastaje mnie monotonia życia "przeciętnego Kowalskiego"(dostałam również dobrze płatną pracę)...wariuje...Boję się panicznie,że zostawię męża,chociaż niech wiem jak ogromną wartość stanowi dla mnie Jego obecność w moim życiu.Mam wrażenie,że potrafię żyć tylko skrajnymi emocjami.Nie umiem znaleźć "złotego środka". Panicznie boję się,że ucieknę...w inny związek,w cokolwiek innego... Czy to normalne że boje się "normalności"?? Czy ktoś przechodził coś podobnego?Im bardziej sprawy wokół mnie stają się uporządkowane,tym bardziej moje objawy dają o sobie znać.
×