Skocz do zawartości
Nerwica.com

niezapominajka_

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez niezapominajka_

  1. Więc może faktycznie inny rodzaj terapii byłby dla mnie bardziej właściwy. To teraz szukający nowego psychoterapeuty będę omijać wszystkich psychodynamików z daleka. Niestety oni chyba stanowią znaczną większość...
  2. Rozważam, ale boję się, że nawet zmiana nurtu tutaj nie pomoże, jeżeli ja się bardziej nie zaangażuję. Mogę pukać do kolejnych drzwi i każdy terapeuta będzie zły i nieodpowiedni dla mnie, a tymczasem problem ciągle będzie tkwił we mnie. Póki co będę nadal próbować "dogadać się" z moją terapeutką, a po wakacjach i tak prawdopodobnie będę musiała zmienić miejsce zamieszkania, więc wtedy podejmę ostateczną decyzję, czy poszukać nowego psychologa.
  3. Ja tego nie odczuwam jako "opór". To fachowe określenie na bierność pacjenta używane przez psychologów. Ja po prostu nie potrafię wyrzucić z siebie wszystkiego co mi leży na sercu. Nigdy do tej pory nie zwierzałam się z takich rzeczy, nie opowiadałam o swoich uczuciach. Nikomu. Wiem, że obowiązuje ją tajemnica, ja nie czuję strachu przed tym, że komukolwiek mogłaby to wyjawić. Po prostu nie do końca jeszcze chyba potrafię się przyznać przed kimś jaka jestem naprawdę. A ona milcząc wcale mi tego nie ułatwia, bo jeśli ona milczy to i ja automatycznie się wyłączam i boję odezwać pierwsza. Kiedyś powiedziała mi, że z jej strony wygląda to tak, jakbym prowadziła z nią grę, kto kogo dłużej przetrzyma. Zwykle kończy się na tym, że ona odzywa się pierwsza, bo ja w takiej sytuacji tak zamykam się w sobie, że wolałabym przesiedzieć całą sesję w zupełnej ciszy, niż odezwać się pierwsza.
  4. Moja psycholog jest w trakcie uzyskiwania certyfikatu psychoterapeuty. Przed podjęciem decyzji o terapii, zasięgnęłam informacji w internecie, by wiedzieć jak to mniej więcej wygląda. Trafiłam też na wątki o tytułach "Psycholog milczy", "Milczenie podczas psychoterapii". Dowiedziałam się z nich, że taki rodzaj milczenia jest charakterystyczny dla osób pracujących w nurcie psychodynamicznym. I ja właśnie na taką osobę trafiłam. Przed terapią, jak każdy chyba, miałam pewne wyobrażenia. Myślałam sobie, że psycholog mnie w pewien osób poprowadzi, że z początku to ona będzie mówić więcej, będzie zadawać pytania, a ja stopniowo będę do niej dołączać aż całkowicie się otworzę. Niestety, okazało się, że w rzeczywistości terapia wygląda inaczej. Mogłabym to porównać do matki, która uczy swoje dziecko chodzić i zamiast podtrzymując je pomóc mu postawić kilka pierwszych kroków, to ustawiła je na środku pokoju by samodzielnie przyszło do niej. Takie dziecko potknie się i przewróci się już po pierwszym kroku. Nie chciałabym, by ktoś mnie opacznie zrozumiał. Nie staram się zwalić całej winy na psychologa. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to ja postępuję źle i tak samo jak nie radzę sobie w życiu codziennym, tak i w gabinecie będę miała trudności. Pytanie tylko, jak je zwalczyć? Jak pokonać OPÓR?
  5. Na psychoterapię uczęszczam regularnie, raz w tygodniu od czterech miesięcy. Wiem, że nie jest to jeszcze czas po którym powinnam się spodziewać efektów, ale mimo wszystko jakieś odczucie, że ruszyłam do przodu powinno się już chyba pojawić. Jest jednak przeciwnie. Z każdym kolejnym spotkaniem czuję jakbym robiła krok w tył. Moja psycholog określiła moje zachowanie jako "opór". Czyli inaczej mówiąc - niechęć do udziału w terapii. Tyle tylko, że decyzję o zgłoszeniu się do psychologa podjęłam własnowolnie, nikt mnie do tego nie zmusił ani nie nakłaniał. Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Przyznanie się do własnych słabości, opowiadanie o swoich wewnętrznych ranach, wyciąganie z przeszłości wspomnień, które niczym zamknięte pod kluczem siedzą w mojej głowie ponieważ boję się je wypuścić przed samą sobą, a co dopiero przed inną, obcą osobą. Mimo to zdecydowałam się to zrobić. Na pierwszych dwóch spotkaniach opowiedziałam o sobie chyba najwięcej mimo, że byłam wtedy strasznie zdenerwowana. Z każdym kolejnym spotkaniem robiło się coraz "dziwniej". Pojawiało się więcej milczenia, w momencie gdy moja terapeutka milczała przez dłuższy czas, ja także się nie wyrywałam. W momencie, gdy wchodziłam do gabinetu i siadałam w fotelu także następowało to dziwne milczenie, trwające nawet do kilkunastu minut. W takiej sytuacji czułam zawsze, że powinnam odezwać się pierwsza, ale nie wiedziałam kompletnie na jaki temat. Czułam się przez to jak uczeń, który przyszedł na lekcję nieprzygotowany. Mój opór przejawia się także w zdawkowych odpowiedziach. Z tym próbowałam walczyć, ale raczej z marnym skutkiem. Kiedy psycholog rzucała w moją stronę uwagi typu "Nie jest pani osobą aktywną" ja nie bardzo wiedziałam czy mogłabym odpowiedzieć coś więcej niż "Nie, nie jestem", ale zaczynałam mówić, by znów nie nastąpiło to uciążliwe milczenie, jednak było to raczej lanie wody niż jakieś konkrety. Powyższe sytuacje opisałam w czasie przeszłym, ale taki schemat ciągnie się do tej pory. Poruszałam ten temat z terapeutką, jednak z naszych rozmów nie wynikło nic co pomogłoby mi się przełamać. Czuję się na tych spotkaniach, jakbym była osobą, która nie miała nic lepszego do roboty i przyszła sobie ot tak posiedzieć. I wiem, że jeśli nic z tym nie zrobię, to terapia nie przyniesie żadnych pozytywnych skutków. Kusi mnie coraz bardziej, by rzucić to wszystko w cholerę i mieć święty spokój, jednak zdaję sobie sprawę, że nie znajdę w sobie drugi raz tyle odwagi by ponownie podjąć terapię. Nie napisałam powyżej co mi dolega, a myślę, że to istotna kwestia. Zmagam się z dystymią i szeregiem zaburzeń zwykle jej towarzyszących, m.in. socjofobią.
  6. niezapominajka_

    Cześć

    Życie mi ucieka, a ja nie mam siły by je zatrzymać.
  7. niezapominajka_

    Cześć

    Życie mi ucieka, a ja nie mam siły by je zatrzymać.
×