Skocz do zawartości
Nerwica.com

czarna_owca

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia czarna_owca

  1. dzieki za odpowiedzi. Jeśli chodzi o terapie to teraz nie mam na to kasy bo siedzę na wychowawczym i mąż nas utrzymuje. Wezmę to pod uwagę jak wrócę do pracy. Co do matki... teraz jakoś zyjemy ale dalej jej się zdarza kombinować jak wzbudzić we mnie poczucie winy... wiecznie narzeka, wiecznie się źle czuje... ma dobre serce bo mimo wszystko nam pomaga, zawsze coś kupi dla małego. Ja obiecałam sobie, że nie będę jak ona ale niestety czasem widzę w sobie ją i nie zawsze nad tym panuje... potrafię się wkurzac o byle co... więc wcale mój charakter nie jest taki super. Co do przyjaciółki... ja to wszystko wiem ale co z tego jak podświadomość wmawia mi że jest inaczej... A mąż? wiele razy rozmawialiśmy. Wie co się ze mną dzieje ale on się już przyzwyczaił do moich nastrojów i stał się obojętny na łzy, a rozmowy niczego nie zmieniają... wiem, że to moja wina... tylko naprawdę nie wiem co dalej robić, żeby pojął, że bez jego pomocy jest mi ciężko.
  2. dzieki za odpowiedzi. Jeśli chodzi o terapie to teraz nie mam na to kasy bo siedzę na wychowawczym i mąż nas utrzymuje. Wezmę to pod uwagę jak wrócę do pracy. Co do matki... teraz jakoś zyjemy ale dalej jej się zdarza kombinować jak wzbudzić we mnie poczucie winy... wiecznie narzeka, wiecznie się źle czuje... ma dobre serce bo mimo wszystko nam pomaga, zawsze coś kupi dla małego. Ja obiecałam sobie, że nie będę jak ona ale niestety czasem widzę w sobie ją i nie zawsze nad tym panuje... potrafię się wkurzac o byle co... więc wcale mój charakter nie jest taki super. Co do przyjaciółki... ja to wszystko wiem ale co z tego jak podświadomość wmawia mi że jest inaczej... A mąż? wiele razy rozmawialiśmy. Wie co się ze mną dzieje ale on się już przyzwyczaił do moich nastrojów i stał się obojętny na łzy, a rozmowy niczego nie zmieniają... wiem, że to moja wina... tylko naprawdę nie wiem co dalej robić, żeby pojął, że bez jego pomocy jest mi ciężko.
  3. dziekuje doktorze za odpowiedź. Bardzo liczę na pomoc na tym forum. Jeśli chodzi o trudne.dzieciństwo to napisałam oddzielny post z.moją historią - wpływ dzieciństwa na dalsze życie w innych zaburzeniach
  4. dziekuje doktorze za odpowiedź. Bardzo liczę na pomoc na tym forum. Jeśli chodzi o trudne.dzieciństwo to napisałam oddzielny post z.moją historią - wpływ dzieciństwa na dalsze życie w innych zaburzeniach
  5. Witam. Długo zastanawiałam się dlaczego jestem jaka jestem. Doszłam do mam nadzieję dobregi wniosku, że to wina dzieciństwa. Tylko teraz pytanie... Jak to naprawić... Ale zacznę od początku. Mój ojciec zmarł na raka jak byłam mała (potem dowiedziałam się że był alkoholikiem i bił mamę). Mojej mamie było trudno samotnie wychowywać dwójkę dzieci jeszcze z marną kasą... Jak poszłam do podstawówki zaczął się koszmar... miałam straszne nazwisko i wszyscy się ze mnie śmiali. Byłam samotna, przestałam sie uczyć, a mama zamiast zabrać knie do psychologa najpierw starała się sama mi pomóc a potem tylko były pretensje że się nie uczę i szlabany.... efekt był taki, że czułam się najgorsza, najbrzydsza, najgorzej ubrana z braku kasy (nawet kiecke komunijną miałam pożyczoną) i najgłupsza na świecie. No dobra jakoś zdalam do LO. Liczyłam, że bedzie inaczej. Nowi ludzie, nowe środowisko.... Tak starałam się im przypodobać, że skutek był odwrotny... Nawet zaczęłam sie malować, żeby być ładniejsza, bo te ładne mają łatwiej (do tej pory nie wyjdę z domu bez makijażu) Był postęp bo pod koniec LO miałam przyjaciółkę. Potem znalazł sie facet... defacto wybranek.mojej mamy. Nie czułam się z nim szczęśliwa ale trwałam w tym 3 lata aż sie zbuntowalam... matka nie.chciała tego zaakceptować... w zasadzie zawsze mnie krótko trzymała. zero imprez nocnych, wieczne narzucanie swojego zdania, a jak coś było nie po jej myśli to grała na uczuciach. Mój brat ma silniejszy charakter i się nie dał i to na mnie wszystko sie skupialo... czułam sie jak ptak w klatce... do sklepu ze mną... na działkę jak nie pojechałam to była obrażona.... był moment że jej nie nawidzilam... a najbardziej miałam do niej żal że pies był dla niej ważniejszy niż ja... wszystko się kręciło wokół niego... była taka sytuacja że zrobił mi się wylew w oku i moj obecny mąż zabrał mnie na ostry.dyżur a ona? w ogóle sie nie przejeła.. powiedziała tylko: to jedź. a jak pies pisnął to już panikowała... Na studiach było lepiej. Zaczęłam wyrywać się matce, więcej ludzi mnie akceptowalo. I poznałam obecnego męża. W końcu zaczęłam żyć! Za kasę ze stypendium naukowego zrobiłam prawko. Mój mąż jest świetnym kierowcą i uważa że ja mam świetne predyspozycje do jazdy. Kocham prowadzić ale się boje.... dopóki nie rusze jest panika że gdzieś przywale... potem przechodzi ale.tak jest zawsze przez to rzadko jeżdżę.... i tak ze wszystkim. Dużo ludzi.mówi mi że jestem zdolna, pięknie rysuje, dobrze.jeżdżę, szybko się uczę itd... mi jest miło ale i tak nie umiem im przyznać racji. Tak czy siak żyło mi się dobrze, potem praca i ślub (cudowny - ale zareczyny popsula matka - awantura że za wcześnie - 5 lat związku). Potem ciąża... Mały ma obecnie prawie półtora roku a ja? Znowu zaczynam usychać. O byle co się wkurzam na męża, mam wrażenie że wszyscy są przeciwko mnie. Większość kontaktów potraciłam po porodzie. Czuję się samotna, wszystko biorę do siebie. Jak mąż się krzywo spojrzy mam wrażenie, że już mnie nie kocha, że jestem dla niego za gruba bo pare kilo mi zostało po ciąży. Wszystkim innym chetnie pomaga a ja jestem na szarym końcu... Przez to zaczyna się walić mój związek, on robi się co raz bardziej nerwowy... a przyjaciółka? jest dalej ale i do niej czasem mam pretensje, że ma czas dla innych a nie dla mnie.... i teraz powracam z pytaniem. Co ja mam robić, żeby naprawić charakter? I nie piszcie Żebym przestała sie użalać nad sobą... bo to słyszałam od matki i nie przyniosło efektu. Dodam jeszcze że przed znajomymi i obcymi gram pewną siebie... bo nie chcę żeby ktoś odkrył moje słabości... Ale ja mam dosyć noszenia maski... mam dosyć siebie... chcę znów zacząć żyć. I przepraszam za błędy ale piszę z telefonu i nie zawsze wychwyce literówkę. Przepraszam też za długi post... mam nadzieję, że ktoś doczyta go do końca ale naprawdę nie umialam tego bardziej streścić. Ktoś mógłby mi coś doradzić?
  6. Witam. Długo zastanawiałam się dlaczego jestem jaka jestem. Doszłam do mam nadzieję dobregi wniosku, że to wina dzieciństwa. Tylko teraz pytanie... Jak to naprawić... Ale zacznę od początku. Mój ojciec zmarł na raka jak byłam mała (potem dowiedziałam się że był alkoholikiem i bił mamę). Mojej mamie było trudno samotnie wychowywać dwójkę dzieci jeszcze z marną kasą... Jak poszłam do podstawówki zaczął się koszmar... miałam straszne nazwisko i wszyscy się ze mnie śmiali. Byłam samotna, przestałam sie uczyć, a mama zamiast zabrać knie do psychologa najpierw starała się sama mi pomóc a potem tylko były pretensje że się nie uczę i szlabany.... efekt był taki, że czułam się najgorsza, najbrzydsza, najgorzej ubrana z braku kasy (nawet kiecke komunijną miałam pożyczoną) i najgłupsza na świecie. No dobra jakoś zdalam do LO. Liczyłam, że bedzie inaczej. Nowi ludzie, nowe środowisko.... Tak starałam się im przypodobać, że skutek był odwrotny... Nawet zaczęłam sie malować, żeby być ładniejsza, bo te ładne mają łatwiej (do tej pory nie wyjdę z domu bez makijażu) Był postęp bo pod koniec LO miałam przyjaciółkę. Potem znalazł sie facet... defacto wybranek.mojej mamy. Nie czułam się z nim szczęśliwa ale trwałam w tym 3 lata aż sie zbuntowalam... matka nie.chciała tego zaakceptować... w zasadzie zawsze mnie krótko trzymała. zero imprez nocnych, wieczne narzucanie swojego zdania, a jak coś było nie po jej myśli to grała na uczuciach. Mój brat ma silniejszy charakter i się nie dał i to na mnie wszystko sie skupialo... czułam sie jak ptak w klatce... do sklepu ze mną... na działkę jak nie pojechałam to była obrażona.... był moment że jej nie nawidzilam... a najbardziej miałam do niej żal że pies był dla niej ważniejszy niż ja... wszystko się kręciło wokół niego... była taka sytuacja że zrobił mi się wylew w oku i moj obecny mąż zabrał mnie na ostry.dyżur a ona? w ogóle sie nie przejeła.. powiedziała tylko: to jedź. a jak pies pisnął to już panikowała... Na studiach było lepiej. Zaczęłam wyrywać się matce, więcej ludzi mnie akceptowalo. I poznałam obecnego męża. W końcu zaczęłam żyć! Za kasę ze stypendium naukowego zrobiłam prawko. Mój mąż jest świetnym kierowcą i uważa że ja mam świetne predyspozycje do jazdy. Kocham prowadzić ale się boje.... dopóki nie rusze jest panika że gdzieś przywale... potem przechodzi ale.tak jest zawsze przez to rzadko jeżdżę.... i tak ze wszystkim. Dużo ludzi.mówi mi że jestem zdolna, pięknie rysuje, dobrze.jeżdżę, szybko się uczę itd... mi jest miło ale i tak nie umiem im przyznać racji. Tak czy siak żyło mi się dobrze, potem praca i ślub (cudowny - ale zareczyny popsula matka - awantura że za wcześnie - 5 lat związku). Potem ciąża... Mały ma obecnie prawie półtora roku a ja? Znowu zaczynam usychać. O byle co się wkurzam na męża, mam wrażenie że wszyscy są przeciwko mnie. Większość kontaktów potraciłam po porodzie. Czuję się samotna, wszystko biorę do siebie. Jak mąż się krzywo spojrzy mam wrażenie, że już mnie nie kocha, że jestem dla niego za gruba bo pare kilo mi zostało po ciąży. Wszystkim innym chetnie pomaga a ja jestem na szarym końcu... Przez to zaczyna się walić mój związek, on robi się co raz bardziej nerwowy... a przyjaciółka? jest dalej ale i do niej czasem mam pretensje, że ma czas dla innych a nie dla mnie.... i teraz powracam z pytaniem. Co ja mam robić, żeby naprawić charakter? I nie piszcie Żebym przestała sie użalać nad sobą... bo to słyszałam od matki i nie przyniosło efektu. Dodam jeszcze że przed znajomymi i obcymi gram pewną siebie... bo nie chcę żeby ktoś odkrył moje słabości... Ale ja mam dosyć noszenia maski... mam dosyć siebie... chcę znów zacząć żyć. I przepraszam za błędy ale piszę z telefonu i nie zawsze wychwyce literówkę. Przepraszam też za długi post... mam nadzieję, że ktoś doczyta go do końca ale naprawdę nie umialam tego bardziej streścić. Ktoś mógłby mi coś doradzić?
  7. witam wszystkich. Mam na imię Kasia i w zasadzie nie wiem co dokładnie mi dolega bo nigdy nie byłam u psychologa. Napewno coś ze mną nie tak. Mam prawie trzydziestkę na karku i połowę swojego życia uważam za koszmar. Trudne dzieciństwo doprowadziło do tego, że wszystko biorę do siebie. w słowach ludzi doszukuje się złego nastawienia do mnie, mam wrażenie że nikt mnie nie lubi i nie akceptuje. Są oczywiście lepsze momenty... w końcu jestem mężatką i jednocześnie mamą. A jednak nie czuję się dobrze sama ze sobą... forum znalazłam przez przypadek wpisując w google hasło: jak nabrać pewności siebie. Liczę, że znajdę tu odpowiedzi na dręczące mnie pytania. pozdrawiam
  8. witam wszystkich. Mam na imię Kasia i w zasadzie nie wiem co dokładnie mi dolega bo nigdy nie byłam u psychologa. Napewno coś ze mną nie tak. Mam prawie trzydziestkę na karku i połowę swojego życia uważam za koszmar. Trudne dzieciństwo doprowadziło do tego, że wszystko biorę do siebie. w słowach ludzi doszukuje się złego nastawienia do mnie, mam wrażenie że nikt mnie nie lubi i nie akceptuje. Są oczywiście lepsze momenty... w końcu jestem mężatką i jednocześnie mamą. A jednak nie czuję się dobrze sama ze sobą... forum znalazłam przez przypadek wpisując w google hasło: jak nabrać pewności siebie. Liczę, że znajdę tu odpowiedzi na dręczące mnie pytania. pozdrawiam
×