Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alduar

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Alduar

  1. Dobra, wracam, z szarego świata. Więc: Starałem się być dzisiaj miły dla wszystkich, ale nie zauważyłem by cokolwiek się zmieniło. Zdaje sobie sprawę, że może jest jeszcze za wcześnie, ale wątpię by ktokolwiek chociaż zauważył, zmianę mojego nastawienia. Mikro., ależ mam pasje, pisałem o tym na początku (Tak swoją drogą to jest ciekawa sprawa, że jeśli coś zaczynam robić to później strasznie krępujące jest dla mnie mówienie o tym. Nawet nie odpowiadanie, tylko samo wypowiadanie określeń jest dla mnie jakieś takie "dziwne", gitara, nagrywanie, gry. ), ale chyba brak mi motywacji, mimo, że czasem dostaje jakiegoś kopa na zachętę to zazwyczaj tylko przez chwilę to działa. Jestem też leniem i najzwyczajniej w świecie mi się nie chcę. Próbowałem się tego pozbyć, czytałem nawet jakieś głupie poradniki do rozwoju osobistego, jeśli jeszcze raz zobaczę gościa z dziwnym uśmiechem w ładnej koszuli który mówi, że "moje życie w moich rękach" albo "weź się w garść i zobacz to video bo zmarnujesz życie!" to szlag mnie trafi. Myślę jednak, że na dzień dzisiejszy przeszkodą nie do przejścia są "koledzy" ze szkoły, którzy mają lekko mówiąc sceptyczne podejście do moich zainteresowań. Nawet się zbytnio nie ujawniam z tym (cholera, mówię jakbym się przyznawał do homoseksualizmu*, a to przecież tylko gry), czasem po prostu tematem rozmów międzylekcyjnych są gry, wtedy wole siedzieć cicho niż stanąć do walki. To też nawet nie chcę sobie wyobrażać co się stanie jak do tej stanąć będę musiał. I na prawdę nie trafiają do mnie argumenty typu "żyj dla siebie, nie dla innych" albo "żyj tak jak się Tobie podoba", ja to wszystko wiem, ale gorzej to wprowadzić w praktykę.
  2. Dobra, wracam, z szarego świata. Więc: Starałem się być dzisiaj miły dla wszystkich, ale nie zauważyłem by cokolwiek się zmieniło. Zdaje sobie sprawę, że może jest jeszcze za wcześnie, ale wątpię by ktokolwiek chociaż zauważył, zmianę mojego nastawienia. Mikro., ależ mam pasje, pisałem o tym na początku (Tak swoją drogą to jest ciekawa sprawa, że jeśli coś zaczynam robić to później strasznie krępujące jest dla mnie mówienie o tym. Nawet nie odpowiadanie, tylko samo wypowiadanie określeń jest dla mnie jakieś takie "dziwne", gitara, nagrywanie, gry. ), ale chyba brak mi motywacji, mimo, że czasem dostaje jakiegoś kopa na zachętę to zazwyczaj tylko przez chwilę to działa. Jestem też leniem i najzwyczajniej w świecie mi się nie chcę. Próbowałem się tego pozbyć, czytałem nawet jakieś głupie poradniki do rozwoju osobistego, jeśli jeszcze raz zobaczę gościa z dziwnym uśmiechem w ładnej koszuli który mówi, że "moje życie w moich rękach" albo "weź się w garść i zobacz to video bo zmarnujesz życie!" to szlag mnie trafi. Myślę jednak, że na dzień dzisiejszy przeszkodą nie do przejścia są "koledzy" ze szkoły, którzy mają lekko mówiąc sceptyczne podejście do moich zainteresowań. Nawet się zbytnio nie ujawniam z tym (cholera, mówię jakbym się przyznawał do homoseksualizmu*, a to przecież tylko gry), czasem po prostu tematem rozmów międzylekcyjnych są gry, wtedy wole siedzieć cicho niż stanąć do walki. To też nawet nie chcę sobie wyobrażać co się stanie jak do tej stanąć będę musiał. I na prawdę nie trafiają do mnie argumenty typu "żyj dla siebie, nie dla innych" albo "żyj tak jak się Tobie podoba", ja to wszystko wiem, ale gorzej to wprowadzić w praktykę.
  3. Ok, działa, dziękuje bardzo :)
  4. Ok, działa, dziękuje bardzo :)
  5. hmm, może odpowiem na Twoje pytanie historią z autopsji. Na Woodstocku kolega poprosił mnie żebym pomógł mu z bagażami, jakieś problemy z wjazdem na teren imprezy i cały sprzęt trzeba było wtargać samemu. Zgodziłem się od razu. Gdy dotarłem na miejsce, spotkałem mojego znajomka który rozmawiał z jakaś dziewczyną, przedstawił nas sobie i zabraliśmy co zabrać mieliśmy. Jako, że z nim znałem się dość dobrze, to też pozwalałem sobie na różne docinki. Oczywiście on nie pozostawał dłużny. Wszystko odbyło się w sympatycznym tonie. Pośmialiśmy się ze swoich wad i szliśmy dalej. W tym miejscu pojawia się wspomniana znajoma, którą wtedy poznałem. Gdy doszliśmy do obozu wzięła mnie na stronę i dostałem łagodnie mówiąc opiernicz za swój niewyparzony język. Zanim jeszcze zdążyłem się obronić, podszedł do nas adresat moich wcześniejszych żartów z którym wytłumaczyłem jej, że znamy się na tyle dobrze, że słowa "Ty łysy kretynie" są oznaką sympatii, nie niechęci. Owszem, może to trochę chore, ale tak już jest. Tutaj mogłem się zagalopować i trochę przesadziłem. Przepraszam, nie było w moich intencjach by kogoś urazić, po prostu uznałem, że mogę sobie pozwolić na więcej skoro już trafiłem w takie miejsce. Przy okazji Jestem zaskoczony, że nikt nie odpowiedział pięknym za nadobne na mój pierwszy post :)
  6. hmm, może odpowiem na Twoje pytanie historią z autopsji. Na Woodstocku kolega poprosił mnie żebym pomógł mu z bagażami, jakieś problemy z wjazdem na teren imprezy i cały sprzęt trzeba było wtargać samemu. Zgodziłem się od razu. Gdy dotarłem na miejsce, spotkałem mojego znajomka który rozmawiał z jakaś dziewczyną, przedstawił nas sobie i zabraliśmy co zabrać mieliśmy. Jako, że z nim znałem się dość dobrze, to też pozwalałem sobie na różne docinki. Oczywiście on nie pozostawał dłużny. Wszystko odbyło się w sympatycznym tonie. Pośmialiśmy się ze swoich wad i szliśmy dalej. W tym miejscu pojawia się wspomniana znajoma, którą wtedy poznałem. Gdy doszliśmy do obozu wzięła mnie na stronę i dostałem łagodnie mówiąc opiernicz za swój niewyparzony język. Zanim jeszcze zdążyłem się obronić, podszedł do nas adresat moich wcześniejszych żartów z którym wytłumaczyłem jej, że znamy się na tyle dobrze, że słowa "Ty łysy kretynie" są oznaką sympatii, nie niechęci. Owszem, może to trochę chore, ale tak już jest. Tutaj mogłem się zagalopować i trochę przesadziłem. Przepraszam, nie było w moich intencjach by kogoś urazić, po prostu uznałem, że mogę sobie pozwolić na więcej skoro już trafiłem w takie miejsce. Przy okazji Jestem zaskoczony, że nikt nie odpowiedział pięknym za nadobne na mój pierwszy post :)
  7. Nieźle, skoro już pisze na jakimś forum o swoich problemach to faktycznie coś jest nie tak. Jestem po prostu kretynem, głupim zidiociałym kretynem, który nic nie potrafi zrobić. To tak na początek. Boje się bliższego kontaktu z innymi, każdą relację odruchowo niszczę w zalążku mimo, że narzekam na brak prawdziwych przyjaciół czy dziewczyny. Nawet w rozmowie z kolegami czy koleżankami (ta jasne , mam koleżanki) jedyne co potrafię wybełkotać to "Tak, też uważam, że saga "Zmierz" to najlepsza saga od zawsze" choć czasem zdarza się powiedzieć coś o większej wartości logicznej, ale z reguły nic mądrego z tego nie wynika i muszę kogoś bardzo długo (i dobrze) znać, żeby jakoś pogadać. Dobra, nie mogę powiedzieć, że nie mam kolegów, bo zawsze jest z kim posiedzieć czy pogadać o głupotach, ale zauważyłem, że nikt nie żywi do mnie specjalnie wielkiej sympatii, ani nikt nie chcę ze mnie zrywać pasami skóry i spalić na stosie. Pozostaje na poziomie neutralnym. W szkole też wszystko się wali, zazwyczaj to 2-3 było, ostatnio wszystko mnie przerasta, szczególnie, że nie chcę mi się uczyć po powrocie ze szkoły. Hobby? Marzenia? Zainteresowania? Jasne, mam, chciałbym zaistnieć na scenie youtubowej (takie popularne ostatnio...) przy okazji pracować w telewizji dla graczy (Tak, tak, nie mam życia, całymi dniami siedzę i gram w komputer, możliwe, że tak, ale wolę spędzić czas w domu niż udawać paralityka w najbliższym "Elektro"), ale tu też plama, wydaje mi się, że ktoś tam na górze ma niezłą zlewę z utrudniania mi wszystkiego. Tu guziczek nie włączony, tam się nie nagrało itp. Wartość merytoryczna tych materiałów też nie reprezentuje klasy światowej. Ciągle mam nadzieje, że w końcu się uda, ale nadzieja matką wiadomo kogo. Dostałem od lekarza środki uspokajające, chyba tylko po to, żebym dał mu w końcu spokój, bo za kilka minut przerwa, i wydaję mi się, że jak biorę te prochy to chodzę na większym chillout'cie. Powtarzam sobie co chwila "Who cares?". Efekt Placebo? Bardzo prawdopodobne. Poza tym gdy myślę o sobie, o swoim zachowaniu, wadach, zaletach (tfu) to zawszę tworzy mi się jakieś błędne koło, co ostatnio zaczęło mnie strasznie...irytować. Dobrze więc. Co mi jest, jak mi pomóc, ile mogę tego kupić, gdzie, za ile i dlaczego tak drogo. "Zdejmijcie swe czarne płaszczę i zapraszam do tańca!" A, no i dzień dobry czy jak to tam szło... p.s ale te puzzle to możecie sobie darować
  8. Nieźle, skoro już pisze na jakimś forum o swoich problemach to faktycznie coś jest nie tak. Jestem po prostu kretynem, głupim zidiociałym kretynem, który nic nie potrafi zrobić. To tak na początek. Boje się bliższego kontaktu z innymi, każdą relację odruchowo niszczę w zalążku mimo, że narzekam na brak prawdziwych przyjaciół czy dziewczyny. Nawet w rozmowie z kolegami czy koleżankami (ta jasne , mam koleżanki) jedyne co potrafię wybełkotać to "Tak, też uważam, że saga "Zmierz" to najlepsza saga od zawsze" choć czasem zdarza się powiedzieć coś o większej wartości logicznej, ale z reguły nic mądrego z tego nie wynika i muszę kogoś bardzo długo (i dobrze) znać, żeby jakoś pogadać. Dobra, nie mogę powiedzieć, że nie mam kolegów, bo zawsze jest z kim posiedzieć czy pogadać o głupotach, ale zauważyłem, że nikt nie żywi do mnie specjalnie wielkiej sympatii, ani nikt nie chcę ze mnie zrywać pasami skóry i spalić na stosie. Pozostaje na poziomie neutralnym. W szkole też wszystko się wali, zazwyczaj to 2-3 było, ostatnio wszystko mnie przerasta, szczególnie, że nie chcę mi się uczyć po powrocie ze szkoły. Hobby? Marzenia? Zainteresowania? Jasne, mam, chciałbym zaistnieć na scenie youtubowej (takie popularne ostatnio...) przy okazji pracować w telewizji dla graczy (Tak, tak, nie mam życia, całymi dniami siedzę i gram w komputer, możliwe, że tak, ale wolę spędzić czas w domu niż udawać paralityka w najbliższym "Elektro"), ale tu też plama, wydaje mi się, że ktoś tam na górze ma niezłą zlewę z utrudniania mi wszystkiego. Tu guziczek nie włączony, tam się nie nagrało itp. Wartość merytoryczna tych materiałów też nie reprezentuje klasy światowej. Ciągle mam nadzieje, że w końcu się uda, ale nadzieja matką wiadomo kogo. Dostałem od lekarza środki uspokajające, chyba tylko po to, żebym dał mu w końcu spokój, bo za kilka minut przerwa, i wydaję mi się, że jak biorę te prochy to chodzę na większym chillout'cie. Powtarzam sobie co chwila "Who cares?". Efekt Placebo? Bardzo prawdopodobne. Poza tym gdy myślę o sobie, o swoim zachowaniu, wadach, zaletach (tfu) to zawszę tworzy mi się jakieś błędne koło, co ostatnio zaczęło mnie strasznie...irytować. Dobrze więc. Co mi jest, jak mi pomóc, ile mogę tego kupić, gdzie, za ile i dlaczego tak drogo. "Zdejmijcie swe czarne płaszczę i zapraszam do tańca!" A, no i dzień dobry czy jak to tam szło... p.s ale te puzzle to możecie sobie darować
×