Skocz do zawartości
Nerwica.com

gitywity

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia gitywity

  1. Przykładowo dziś, jakieś 4h temu napisała na fb, że ma już wszystkiego serdecznie dość, tam skomentowali - będzie lepiej itd, jeden koleś napisał "przyjedź do mnie to sobie odpoczniesz" - jakiś jej kolega z pracy. Ja to polubiłem - oczywiście z myślą, że urwał bym mu głowę. Ona to zobaczyła i teraz napisała "dziękuję wszystkim, będzie lepiej. Więc czas pojechać do Marka i odpocząć". Nie uważacie, że napisała to celowo żeby mnie to zdenerwowało? Nie bierzcie mnie za jakieś dziecko internetu, zazwyczaj w ogóle nie siedzę na tym portalu.
  2. Pomimo jej wyzwisk postanowiłem pójść do niej. Czekałem pod klatką, dostałem w tym czasie 10smsow z rzedu "spier...., nie chce Cię znać i tym podobne". Strasznie mnie to boli. Ale obiecałem jej, że jak wyjdzie to dam jej spokój. Wyszła. Nie wyzwała mnie ani razu stojąc ze mną twarzą w twarz. Właściwie była to pusta rozmowa. Chciałem jedynie wiedzieć czy na prawdę tak mną gardzi. Powiedziała, że nie chce ze mną być. Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem. Niby lepiej, bo skoro mnie nie kochała, lub miała takie słabe uczucia to o co walczyć. A z drugiej strony czuje poczucie winy, że może faktycznie za bardzo nalegałem. Na dzień dzisiejszy czuje się skończony. Zaraz sobie coś wypiję i pogrążę w pieprzo..... żalu. Jutro mam też rozmowę o pracę, nie pójdę, bo nie umiem sobie radzić gdy mam z nią taką sytuację. Ehhh życie jest do dupy.
  3. Dziękuję za odpowiedź. Ja mam 25 lat, ona 30. Sytuacja w domu hmmm - u mnie matka goni za ojcem. U niej... ojciec goni za matką. Tak można to w skrócie określić. Wydaje mi się, że ich rodzice mają zdrowsze relację niż moi, ale nie poznałem ich blisko, widziałem może 5x w życiu przez 2 lata, mimo, że mieszkam blisko niej. Wiem, za bardzo chce... Ale teraz jeszcze jak się bardziej otworzyłem a ona mnie odrzuciła w taki sposób, po prostu się rozpadłem. Może i za dużo marudziłem, ale czy zasłużyłem na wyzwiska.. :/ Bardzo ją kocham, spróbowałbym coś zmienić, ale ona nawet nie chce ze mną rozmawiać, jak coś do niej napisze to mnie wyzywa. Czy jest jakiś sposób? Sposób bym mógł się znów do niej zbliżyć i spróbować coś zmienić. Co powinienem zrobić? Mam ochotę się upić, ale wiem, że pewnie zacznę do niej dzwonić i będzie jeszcze gorzej. Jestem całkowicie bezradny.
  4. Witam wszystkich. Bardzo was proszę, przeczytajcie moje wypociny, ponieważ już nie wytrzymuję psychicznie, wariuję, boję się, że może się coś stać, jestem w totalnej rozsypce. I o tym temat... Nakreślę może krótko sytuację. Moja dziewczyna z którą jestem od 2 lat, jest starsza ode mnie o 5 lat. Mieszkaliśmy razem jakieś 5 miesięcy w innym mieście ponieważ tam dostała pracę, nie mogłem znaleźć pracy i w sumie można powiedzieć, że trochę chciałem stamtąd "uciekać" ponieważ ciągle siedziałem w 4 ścianach a po drugie nie pomagałem jej zbytnio. W końcu dostałem możliwość prowadzenia biznesu w innym mieście. Spotykaliśmy się tylko w weekendy, nie miałem samochodu, ona przyjeżdżała do mnie i można powiedzieć, że w zasadzie jej nie doceniałem, nie okazywałem uczuć i nie dostrzegałem tego co dla mnie robi, żeby tylko być ze mną. W końcu dostała pracę w moim mieście, zaczęła mieszkać u rodziców, ja u swoich - mieliśmy plan żeby odkładać coś razem na wspólne mieszkanie, może wziąć ślub chociażby cywilny i wszystko ułożyć. Zdałem sobie sprawę jak bardzo jej nie doceniałem, że zacząłem na prawdę bardzo się starać. Ciągle ją przytulać, mówić ładne rzeczy itd. Im bardziej to robiłem tym bardziej zauważałem, że ona nie robi nic w moim kierunku. Średnio co tydz o coś się ze mną kłóciła, np. że wszedłem do domu i nie zrobiłem jej obiadu (minęło 20min od momentu kiedy wróciłem) - zapomniałem wspomnieć, często przebywaliśmy u mnie bo moi rodzice wyjeżdżają od maja do września i jestem sam w domu. Kolejne kłótnie były takie, że nie zdążyła zjeść śniadania przeze mnie, że w domu jej mama wszystko robi. Napisał do niej jakiś chłopak, nie było by nic w tym złego gdyby nie wdała się w dyskusję (podobno olewającą go, ale skasowała wiadomości) - zarzuciłem jej to, że nie powinna. To od razu się spakowała i mówiła, że z nami koniec. Takich sytuacji z pakowaniem się i zrywaniem było już na oko około 15-20. Nie ufałem jej trochę z tego względu iż kiedyś ją przyłapałem na długich rozmowach telefonicznych z jakimś nieznajomym (rok temu). Ale do sedna. W ostatnich dniach - jakieś 3 tyg, poczułem, że kurcze - na prawdę bardzo ją kocham, nie chce żadnej młodszej, chudszej, ładniejszej czy innej dziewczyny. Poczułem, że to na prawdę ona, że nie mogę bez niej żyć. A każda chwila podczas kłótni działa na mnie tak destrukcyjnie, że po prostu rzucam wszystko, swoje obowiązki, plany - totalnie wszystko. Zacząłem bardzo o nią zabiegać, kwiatek, kąpiel w płatkach róż, dużo słów, chęć spędzania z nią czasu kiedykolwiek, o każdej porze dnia, żeby po prostu była. Ona tak jakoś tego nie odwzajemniała, więc zacząłem jej mówić "mogłabyś bardziej okazywać uczucia" , "czemu tak mało przychodzisz się do mnie przytulać?" itp. To 3 dni temu po takich moich słowach, spowodowało dużą aferę, zaczęła mnie wyzywać, że jej marudzę, że ma mnie dość, że nie może na mnie patrzeć. Wyszedłem, zaraz wróciłem i ją przytuliłem, jeszcze krzyczała ale wszystko się uspokoiło. Wczoraj chciałem żeby u mnie została, powiedziała, że nie bo musi coś robić na laptopie. Przyjechałem do niej tylko zabrać coś, czego zapomniałem, dałem jej buzi i wyszedłem. Napisała, że jestem dziwny jakiś. Więc jej napisałem dość długiego sms-a, pokrótce coś w stylu "nie wiem czemu okazujesz mi tak mało uczuć, kiedyś Ci bardziej zależało, przecież mogłabyś to zrobić u mnie, po prostu mam słabsze dni i teraz na prawdę bardzo Cię potrzebuję" - nie odpisała nic. Więc o 22 napisałem jeszcze jednego smsa "czytałem nasze rozmowy na tym głupim fb, miło się wspomina jak bardzo Ci zależało, teraz jesteś taka oporna. To już nie wróci. Dobranoc". Z rana zadzwoniła i zaczęła spokojnie "mam Cię dość, denerwujesz mnie." więc powiedziałem "bo chce Cię obok". Zaczęła się drzeć. Więc pomyślałem sobie, kurcze może na prawdę trochę za bardzo marudzę. Nic nie zjadłem, ubrałem się, kupiłem kwiatka, pojechałem niedaleko miejsca w którym pracuję i napisałem do niej "spotkaj się ze mną, zajmę Ci 2 min". Czekałem godzinę i nic. Zadzwoniłem, powiedziała, że nie może gadać bo jest z kimś i się rozłączyła. Ma pracę w której sama ustala sobie gdzie i o której jedzie i odwiedza różnych ludzi, więc znalazła by chwilę. Poszedłem odreagować na siłownię. Dostałem kilka smsow znów w stylu "mam Cię dość, ja już tak nie mogę itd". Zadzwoniłem i jej powiedziałem "chciałem się tylko z Tobą spotkać, żeby Cię przeprosić i powiedzieć Ci, że tak o Ciebie zabiegam, ponieważ dostrzegłem to, że Cię nie doceniałem, a na prawdę bardzo Cię kocham, pozwól mi wynagrodzić Tobie ten stracony czas". Po tych słowach poleciał słowotok z jej ust "jesteś pier.... bierzesz mnie na litość, nie chce Cię znać, nie chce Cię widzieć, zniknij z mojego życia, zaraz do Ciebie przyjadę skończyć ten związek raz na zawsze" i wiele wiele innych. Nie mogłem już tego czytać więc wyłączyłem telefon. I .... na prawdę puściły mi wszystkie nerwy, popłakałem się jak baba... (bez obrazy Panie) Napisałem do niej tylko na fb "nie chciałem źle, może dostrzegam tylko swoje potrzeby, a Ciebie nie słucham, może masz dużo nerwów w pracy a ja tego nie zauważałem, przepraszam. Nie będę Cię już męczył i zniknę z Twojego życia, tylko proszę nie wyzywaj mnie już chociaż na sam koniec". Przesłałem jej do tego artykuł o związkach, że po prostu tak jest i ludzie się docierają itp itd. Na tą wiadomość na fb odpisała mi następująco: "Nie miałeś litości i mozg ci się wyłączył pisząc mi smsy w nocy. Palancie jeden. Nie cierpię cię nie chce cię znac. Ch**u jeden nie masz litości. To juz jest sku*******two. Nie nawidze cię i zniknij z mojego zycia. Wy*****ole zdjęcia wszystko bo tylko przypomina mi twoja ciagle trucie dupy, marudzenie. Nic dobrego nic milego Twoja geba Słysząc cię mam takie negatywne myśli, noz mi się otwiera". I jeszcze około 10 smsów pod rząd "jesteś jak baba, masz mięśnie a w środku miękki, płaczesz? To śmieszne. Nie jesteś facetem, koniec tego, zniknij, nie chce o Tobie słyszeć" itp itd itd itd. Powiem szczerze, że już miałem z nią podobne perypetię, już nie raz mnie nawyzywała, ale jakoś kończyło się to dobrze. Po prostu nie mogę zrozumieć jak ktoś jednej nocy może ze mną spać, kochać się, przytulać, a kolejnego dnia wyzywać, poniżać i mówić o końcu. Nie mieści mi się w głowie, czy to ze mną jest coś nie tak czy z nią? Powiem tylko jeszcze, że zaobserwowałem - że w domu traktuje rodzinę podobnie. Gdy matka coś powie mówi do niej "zamknij się" - i nie ponosi za to żadnych konsekwencji, następnego dnia, jeszcze matka kupi jej jakieś ubranie. Oczywiście nie jest tak zawsze, ale widziałem kilka takich sytuacji. Wiem na pewno, że za dużo jej chyba pokazałem... Ostatnia sytuacja również dała mi do wiwatu, opisana powyżej - gdy była głodna, a ja po wejściu do domu od razu nie zrobiłem jej obiadu. Powiedziała, że koniec. Ja bez niej nie mogę, więc zacząłem dzwonić, poszedłem nawet w nocy piechotą do niej, nie chciała wyjść, powiedziała mi tylko przez telefon, że jestem nikim i nie chce mnie nigdy więcej widzieć. Pomyślałem, że może to na prawdę moja wina. Więc siedziałem w nocy do 4 i robiłem film w którym umieściłem jej zdjęcia ze mną, ładna muzyka, ładne słowa, wrzuciłem to na internet, wysłałem jej. W nocy byliśmy już pogodzeni, razem spaliśmy itd. Każda taka kłótnia powoduje we mnie pustkę i bezradność. Kompletnie nie umiem sobie z nią poradzić, próbowałem się nie odzywać - to ona też nie pisała (np 6 dni z rzędu) - po czym już nie mogłem i musiałem zadzwonić, nie odbierała. Pojechałem na miasto bo myślałem, że może tam będzie i była - zobaczyła mnie i zachowała się jak by mnie nie znała, to było oczywiście w klubie. Ta sytuacja była jakieś 2 miesiące temu. Strasznie się tam napiłem i podszedłem do niej i powiedziałem kilka brzydkich słów - do jej koleżanki również. Przeprosiłem następnego dnia. To chore... Ale po prostu nie mogę zrozumieć, że ktoś mówi, że Cię kocha a wychodzi na miasto i nawet nie przeżywa całej sytuacji. Proszę pomóżcie mi, nakreślcie coś, cokolwiek. Wiem, że może mieć trochę żalu do mnie za przeszłość, ale się zmieniłem, nigdy jej nie oszukałem ani nie zdradziłem. Czy jest na to jakieś sensowne wytłumaczenie? Jestem tak zakochany, że boje się sam o siebie... Nie piszcie tylko proszę, że to moja reakcja na odrzucenie, ponieważ by się to tak diametralnie nie zmieniało - jeden dzień taki, drugi kolorowo itd.
  5. Bardzo dobrze, czytało mi się Twoją wypowiedź. Masz rację, nie ma co się użalać na sobą i czasami trzeba być trochę twardszym. Dziewczyna pękła i przyjechała do mnie od razu następnego dnia 150km. Więc chyba jej zależy. A Twój kumpel jak sobie poradził z ojcem? Co zrobić żeby żałował? Olać go całkowicie, ignorować? Bo tak właśnie teraz robię. Jeżeli dzwoni to może odbiorę za 3 razem, i po prostu udzielam krótkich odpowiedzi. Pytam dlatego, że napisałeś, że mogę go jakoś złamać. Z jednej strony mam k... jakieś uczucia i nie chciałbym kompletnie nie mieć kontaktu z całą rodziną, a z drugiej strony uważam, że nie zasłużył na jakiekolwiek dobre relacje ze mną...
  6. Bardzo dobrze, czytało mi się Twoją wypowiedź. Masz rację, nie ma co się użalać na sobą i czasami trzeba być trochę twardszym. Dziewczyna pękła i przyjechała do mnie od razu następnego dnia 150km. Więc chyba jej zależy. A Twój kumpel jak sobie poradził z ojcem? Co zrobić żeby żałował? Olać go całkowicie, ignorować? Bo tak właśnie teraz robię. Jeżeli dzwoni to może odbiorę za 3 razem, i po prostu udzielam krótkich odpowiedzi. Pytam dlatego, że napisałeś, że mogę go jakoś złamać. Z jednej strony mam k... jakieś uczucia i nie chciałbym kompletnie nie mieć kontaktu z całą rodziną, a z drugiej strony uważam, że nie zasłużył na jakiekolwiek dobre relacje ze mną...
  7. Chciałbym czasami odejść, tak żeby to każdego zabolało. Teraz siedzę i płaczę jak małe dziecko. Bo dziewczyna przy znajomych odebrała telefon i potraktowała mnie jak śmiecia. Chciałbym im pokazać, żeby żałowali swoich decyzji, wszyscy.
  8. Chciałbym czasami odejść, tak żeby to każdego zabolało. Teraz siedzę i płaczę jak małe dziecko. Bo dziewczyna przy znajomych odebrała telefon i potraktowała mnie jak śmiecia. Chciałbym im pokazać, żeby żałowali swoich decyzji, wszyscy.
  9. Chciałbym się odciąć, po prostu nie odzywać się kompletnie, ale na razie nie jestem w stanie finansowo, to boli. A z drugiej strony kolejna patologia, brak kontaktu z ojcem. Ja chyba sam jestem nienormalny.
  10. Chciałbym się odciąć, po prostu nie odzywać się kompletnie, ale na razie nie jestem w stanie finansowo, to boli. A z drugiej strony kolejna patologia, brak kontaktu z ojcem. Ja chyba sam jestem nienormalny.
  11. W żadnym wypadku się nie dowartościowuje bo nie ma na prawdę czym. Właśnie sam do końca nie wiem, wydaje mi się, że nie umiem normalnie żyć bez pieniędzy, a z drugiej strony myślę, że nie potrzeba mi dużo i chciałbym być po prostu szczęśliwy - czego nie umiem osiągnąć od bardzo dawna. Przez to, psuje się mój drugi związek, strasznie olewam dziewczynę która jest ode mnie starsza o 5 lat i ma już 30, a ja w tym momencie siadłem i otworzyłem kolejne piwo. Nie radzę sobie w żadnym kierunku, nie mogę się skupić na jednej rzeczy i ją rozwiązać, nie mogę się skupić na niczym. Wszystko jest dla mnie ważne i ona i to żeby żyć na poziomie, a nie mogę osiągnąć ani jednego ani drugiego. Jestem całkowicie znurzony, mam tylko chęć się napić i nie myśleć o tym (nie jestem alkoholikiem). Piosenka świetna - ostatnia zwrotka podoba mi się najbardziej :)
  12. W żadnym wypadku się nie dowartościowuje bo nie ma na prawdę czym. Właśnie sam do końca nie wiem, wydaje mi się, że nie umiem normalnie żyć bez pieniędzy, a z drugiej strony myślę, że nie potrzeba mi dużo i chciałbym być po prostu szczęśliwy - czego nie umiem osiągnąć od bardzo dawna. Przez to, psuje się mój drugi związek, strasznie olewam dziewczynę która jest ode mnie starsza o 5 lat i ma już 30, a ja w tym momencie siadłem i otworzyłem kolejne piwo. Nie radzę sobie w żadnym kierunku, nie mogę się skupić na jednej rzeczy i ją rozwiązać, nie mogę się skupić na niczym. Wszystko jest dla mnie ważne i ona i to żeby żyć na poziomie, a nie mogę osiągnąć ani jednego ani drugiego. Jestem całkowicie znurzony, mam tylko chęć się napić i nie myśleć o tym (nie jestem alkoholikiem). Piosenka świetna - ostatnia zwrotka podoba mi się najbardziej :)
  13. Witam, z góry bardzo dziękuję jeżeli ktoś przeczyta to co napisałem, a będzie to krótka historia, po której chciałbym żebyście ocenili, czy moje podejrzenia co do mojego stanu oraz wyrzutów są uzasadnione. A także, może obalić pewne mity o dzieciach dzianych rodziców. A więc tak, chodzi głównie o mojego ojca. Od czego by zacząć. Mój ojciec jak mam nadzieję, dobrze twierdzę jest strasznym materialistą i nie tylko. Historia sięga wstecz, do jakiegoś 10 roku życia, od którego w mojej rodzinie toczyły się ciągle kłótnie, ponieważ mój ojciec zdradzał matkę. Była jedna sytuacja gdy matka chciała się powiesić, ponieważ dowiedziała, się o jego spotkaniach z kochanką na którą łożył pieniądze. Zabrała mnie i brata do jej domu o 24, straszna afera. Następnie ojciec wymyślił, że nie mamy pieniędzy i moja matka musi wyjechać do stanów (do brata zarabiać pieniądze). W tym czasie gdy z bratem miałem 12 lat, ojciec przyprowadził do domu Panią która ma się zajmować domem - była to ta sama kobieta, byłem młody ale dobrze pamiętam, że ojciec próbował stworzyć nam z nią wizję rodziny - wspólne obiadki itd - tak jak by miała zostać moją matką, mega krzyki, że nie chcemy jeść tego co ona zrobiła itd. Do 17 roku życia, była jeszcze jedna taka sytuacja z inną kobietą. Moja matka przez ten cały czas jak sądzę popadała w depresję i bardzo często piła (dziwne że nikt tego nie widział oprócz mnie) - w tych momentach w domu były straszne płacze i awantury bo ojca nie było w domu lub coś wywinął. Mój ojciec nigdy nie dostał niczego od swojej matki, jak miał 16 lat wyprowadził się z domu. Tym samym my nigdy od niego też nic nie dostaliśmy. Gdy ojciec zarobił w miesiącu kwotę przykładowo rzędu 60 tyś, czasami rzucił się na gest 20zł. Od 17 roku życia zostało nam praktycznie wszystko ucięte - chociaż nie mieliśmy nic to jednak jakieś dodatkowe drobnostki zniknęły. Mój ojciec zniknął na 3 lata. W tym czasie zacząłem zarabiać sam, zarabiałem na prawdę pokaźne pieniądze - ale co z tego, nic sobie nie kupowałem, prócz samochodu (który raczej każdy młody chłopak by kupił). Zarabiając po 6-7 tyś miesięcznie potrafiłem sobie kupić koszulę do garnituru za 15zł, wszystkiego sobie żałowałem. W końcu mój pomysł na pieniądze ustał, nie wiedziałem co robić i zacząłem bawić się w hazard. Nikt tego nie widział, w tym czasie zawaliłem swoje studia - co gorsza, nie martwiłem się tym, że w bardzo szybkim czasie staję się bankrutem - martwiłem się bardziej tym, jak zrobić to, żeby mój ojciec nie dowiedział się, że zawaliłem rok - załatwiałem wpisy do indeksu od znajomych - tylko po to żeby mu pokazać, że zaliczyłem (następnie wyciąłem te kartki) - trwało to około 2 tyg, żeby zamaskować prawdę, w tym czasie straciłem wszystko, pieniądze, samochód - warte 6 cyfrową kwotę. Chyba zawsze bałem się ojca, bo za młodu potrafił wziąć pasa - co zdarzało się praktycznie za każdą złą ocenę w szkole, lub mega krzyki (prawdziwe darcie). Wydaje mi się, że dlatego tak przejąłem się ukryciem swojej szkolnej porażki. Dziś mam 24 lata, utkwiłem w miejscu, nie mam nic. Nie mogę się podnieść ani sobie poradzić. Od 17 roku życia utrzymywałem się sam, jedzenie itd. Mój brat był troszkę mniej zaradny w kwestii zarobienia pieniędzy, więc zaczęły się kłótnie o to żebym się z nim dzielił, co było dla mnie ciężkie z tego względu, że wiedziałem że nikt mi nie da. Duży wyzwisk, nienawiść. Wydaje mi się, że to również zasługa ojca, bo odciął nas od jakichkolwiek środków do życia, mając nie mały majątek. Mogliśmy mieszkać przez pół roku sami w domu i nigdy przez telefon nie poleciało pytanie - czy czegoś wam potrzeba. Po prostu nas poróżnił. Zawsze byliśmy chętni do pracy, ale gdy przykładowo mój brat poszedł do niego do firmy, to dostał 400zł mniej niż jego pracownik (gdzie nawet nie musiał płacić za niego zusu). Więc przerobił miesiąc u tatusia za jakieś 600zł, czuł się poniżony, zrezygnował. Dziś mam 24 lata jak już wspomniałem, nie miałem środków do życia, a jestem jak mi się wydaje w depresji, poszedłem do ojca do pracy za 7zł na godzinę jako dostawca (w mało prestiżowym zajęciu), jako zwykły paź, początkowo miałem zarabiać mniej niż jego pracownica, no ale wow - udało się. W tej pracy zacząłem myśleć, przypominać sobie wszystko i powoli nienawidzę swojego ojca, za co? Za to, że utrzymywał prostytutki a jedyną rzecz którą ja od niego dostałem to pożyczka, zapisana w zeszycie, o którą mnie nęka teraz średnio co 2-3 tyg (wcześniej codziennie). W pracy również usłyszałem od jednego chłopaka, że podobno mój ojciec sypia z pracownicą (żenada). Majątek ojca to jakieś kilka mln (ulokowane w nieruchomościach) moja matka która przez niego tyle wycierpiała i była tak poniżana, jest tak w nim chyba zakochana, że pracuje w sezonie 7-8 miesięcy, codziennie po 10h za, uwaga - 400-600zł miesięcznie. Ubiera się w ciuchach na wagę, a ojciec jeździ lexusem z salonu, może 10 lat temu widziała kosmetyczkę czy fryzjera. Ojciec jej już tak wmówił, że ona po prostu czuje się biedakiem "my nic nie mamy, wiesz jak jest ciężko". Gdy zabiera ją na wycieczkę kupuje sobie złote łańcuszki za 1500 dolarów, dla niej bluzkę za 10 dolarów a dla nas kiedyś żałował dolara na picie, po 3h wycieczce na pustyni - to była jedna jedyna wycieczka w życiu - i chyba najwięcej co od niego dostaliśmy. Ja go po prostu nienawidzę, nienawidzę, za to wszystko co zrobił i nadal nie może ujrzeć prawdy. Dziś jestem dość zbudowanym chłopakiem, wcale się go nie boję gdy wszystko sobie przemyślałem i po prostu nim gardzę, za całą przeszłość, za wszystkie lata (nie mam nawet zdjęć jak wyglądałem gdy byłem mały bo tatusiowi było szkoda na aparat). Mam mu za złe, że miał głęboko moją przyszłość - nigdy o mnie nie myślał, nigdy nic od niego nie dostałem. Każdy ma jakąś pomoc od rodziny, a ja kompletne 0, tylko on ciągle czegoś ode mnie potrzebuję, napraw komputer, zrób to, wystaw to, znajdź pracownika, a gdy ja potrzebuje przykładowo 100zł to leci wpis w zeszycie. Ja rozumiem, że ludzie mają gorzej, ale gorzej mają zazwyczaj Ci, których rodzina jest biedna. Czasami żałuję, że nie wychowałem się w normalnej rodzinie, która żyła by bardzo przeciętnie - bo po pierwsze nic z tego nie mam, a po drugie - dostarczyło mi to wielu nieprzyjemnych wrażeń, które do dzisiaj odbijają się na mojej psychice. Powiedzcie mi, czy mój żal i nienawiść jest uzasadniona? Gdy go widzę, jak przyjeżdża, do tej pracy, ze złości, bólu i żalu napływają mi łzy do oczu i muszę wyjść ochłonąć.
  14. Witam, z góry bardzo dziękuję jeżeli ktoś przeczyta to co napisałem, a będzie to krótka historia, po której chciałbym żebyście ocenili, czy moje podejrzenia co do mojego stanu oraz wyrzutów są uzasadnione. A także, może obalić pewne mity o dzieciach dzianych rodziców. A więc tak, chodzi głównie o mojego ojca. Od czego by zacząć. Mój ojciec jak mam nadzieję, dobrze twierdzę jest strasznym materialistą i nie tylko. Historia sięga wstecz, do jakiegoś 10 roku życia, od którego w mojej rodzinie toczyły się ciągle kłótnie, ponieważ mój ojciec zdradzał matkę. Była jedna sytuacja gdy matka chciała się powiesić, ponieważ dowiedziała, się o jego spotkaniach z kochanką na którą łożył pieniądze. Zabrała mnie i brata do jej domu o 24, straszna afera. Następnie ojciec wymyślił, że nie mamy pieniędzy i moja matka musi wyjechać do stanów (do brata zarabiać pieniądze). W tym czasie gdy z bratem miałem 12 lat, ojciec przyprowadził do domu Panią która ma się zajmować domem - była to ta sama kobieta, byłem młody ale dobrze pamiętam, że ojciec próbował stworzyć nam z nią wizję rodziny - wspólne obiadki itd - tak jak by miała zostać moją matką, mega krzyki, że nie chcemy jeść tego co ona zrobiła itd. Do 17 roku życia, była jeszcze jedna taka sytuacja z inną kobietą. Moja matka przez ten cały czas jak sądzę popadała w depresję i bardzo często piła (dziwne że nikt tego nie widział oprócz mnie) - w tych momentach w domu były straszne płacze i awantury bo ojca nie było w domu lub coś wywinął. Mój ojciec nigdy nie dostał niczego od swojej matki, jak miał 16 lat wyprowadził się z domu. Tym samym my nigdy od niego też nic nie dostaliśmy. Gdy ojciec zarobił w miesiącu kwotę przykładowo rzędu 60 tyś, czasami rzucił się na gest 20zł. Od 17 roku życia zostało nam praktycznie wszystko ucięte - chociaż nie mieliśmy nic to jednak jakieś dodatkowe drobnostki zniknęły. Mój ojciec zniknął na 3 lata. W tym czasie zacząłem zarabiać sam, zarabiałem na prawdę pokaźne pieniądze - ale co z tego, nic sobie nie kupowałem, prócz samochodu (który raczej każdy młody chłopak by kupił). Zarabiając po 6-7 tyś miesięcznie potrafiłem sobie kupić koszulę do garnituru za 15zł, wszystkiego sobie żałowałem. W końcu mój pomysł na pieniądze ustał, nie wiedziałem co robić i zacząłem bawić się w hazard. Nikt tego nie widział, w tym czasie zawaliłem swoje studia - co gorsza, nie martwiłem się tym, że w bardzo szybkim czasie staję się bankrutem - martwiłem się bardziej tym, jak zrobić to, żeby mój ojciec nie dowiedział się, że zawaliłem rok - załatwiałem wpisy do indeksu od znajomych - tylko po to żeby mu pokazać, że zaliczyłem (następnie wyciąłem te kartki) - trwało to około 2 tyg, żeby zamaskować prawdę, w tym czasie straciłem wszystko, pieniądze, samochód - warte 6 cyfrową kwotę. Chyba zawsze bałem się ojca, bo za młodu potrafił wziąć pasa - co zdarzało się praktycznie za każdą złą ocenę w szkole, lub mega krzyki (prawdziwe darcie). Wydaje mi się, że dlatego tak przejąłem się ukryciem swojej szkolnej porażki. Dziś mam 24 lata, utkwiłem w miejscu, nie mam nic. Nie mogę się podnieść ani sobie poradzić. Od 17 roku życia utrzymywałem się sam, jedzenie itd. Mój brat był troszkę mniej zaradny w kwestii zarobienia pieniędzy, więc zaczęły się kłótnie o to żebym się z nim dzielił, co było dla mnie ciężkie z tego względu, że wiedziałem że nikt mi nie da. Duży wyzwisk, nienawiść. Wydaje mi się, że to również zasługa ojca, bo odciął nas od jakichkolwiek środków do życia, mając nie mały majątek. Mogliśmy mieszkać przez pół roku sami w domu i nigdy przez telefon nie poleciało pytanie - czy czegoś wam potrzeba. Po prostu nas poróżnił. Zawsze byliśmy chętni do pracy, ale gdy przykładowo mój brat poszedł do niego do firmy, to dostał 400zł mniej niż jego pracownik (gdzie nawet nie musiał płacić za niego zusu). Więc przerobił miesiąc u tatusia za jakieś 600zł, czuł się poniżony, zrezygnował. Dziś mam 24 lata jak już wspomniałem, nie miałem środków do życia, a jestem jak mi się wydaje w depresji, poszedłem do ojca do pracy za 7zł na godzinę jako dostawca (w mało prestiżowym zajęciu), jako zwykły paź, początkowo miałem zarabiać mniej niż jego pracownica, no ale wow - udało się. W tej pracy zacząłem myśleć, przypominać sobie wszystko i powoli nienawidzę swojego ojca, za co? Za to, że utrzymywał prostytutki a jedyną rzecz którą ja od niego dostałem to pożyczka, zapisana w zeszycie, o którą mnie nęka teraz średnio co 2-3 tyg (wcześniej codziennie). W pracy również usłyszałem od jednego chłopaka, że podobno mój ojciec sypia z pracownicą (żenada). Majątek ojca to jakieś kilka mln (ulokowane w nieruchomościach) moja matka która przez niego tyle wycierpiała i była tak poniżana, jest tak w nim chyba zakochana, że pracuje w sezonie 7-8 miesięcy, codziennie po 10h za, uwaga - 400-600zł miesięcznie. Ubiera się w ciuchach na wagę, a ojciec jeździ lexusem z salonu, może 10 lat temu widziała kosmetyczkę czy fryzjera. Ojciec jej już tak wmówił, że ona po prostu czuje się biedakiem "my nic nie mamy, wiesz jak jest ciężko". Gdy zabiera ją na wycieczkę kupuje sobie złote łańcuszki za 1500 dolarów, dla niej bluzkę za 10 dolarów a dla nas kiedyś żałował dolara na picie, po 3h wycieczce na pustyni - to była jedna jedyna wycieczka w życiu - i chyba najwięcej co od niego dostaliśmy. Ja go po prostu nienawidzę, nienawidzę, za to wszystko co zrobił i nadal nie może ujrzeć prawdy. Dziś jestem dość zbudowanym chłopakiem, wcale się go nie boję gdy wszystko sobie przemyślałem i po prostu nim gardzę, za całą przeszłość, za wszystkie lata (nie mam nawet zdjęć jak wyglądałem gdy byłem mały bo tatusiowi było szkoda na aparat). Mam mu za złe, że miał głęboko moją przyszłość - nigdy o mnie nie myślał, nigdy nic od niego nie dostałem. Każdy ma jakąś pomoc od rodziny, a ja kompletne 0, tylko on ciągle czegoś ode mnie potrzebuję, napraw komputer, zrób to, wystaw to, znajdź pracownika, a gdy ja potrzebuje przykładowo 100zł to leci wpis w zeszycie. Ja rozumiem, że ludzie mają gorzej, ale gorzej mają zazwyczaj Ci, których rodzina jest biedna. Czasami żałuję, że nie wychowałem się w normalnej rodzinie, która żyła by bardzo przeciętnie - bo po pierwsze nic z tego nie mam, a po drugie - dostarczyło mi to wielu nieprzyjemnych wrażeń, które do dzisiaj odbijają się na mojej psychice. Powiedzcie mi, czy mój żal i nienawiść jest uzasadniona? Gdy go widzę, jak przyjeżdża, do tej pracy, ze złości, bólu i żalu napływają mi łzy do oczu i muszę wyjść ochłonąć.
×