Przed studiami czułem się bardzo dobrze. W pierwszej klasie liceum znalazłem sobie dziewczynę, z którą jestem po dzisiejszy dzień, to był chyba najważniejszy punkt tych ostatnich lat. Było normalnie, przez liceum przeszedłem bez problemów, maturę też zdałem na bardzo wysokim poziomie, co zresztą wynika z tego, że dostałem się na budownictwo na Polibudę Warszawską. Nikogo raczej nie idealizuję, powiedziałbym wręcz przeciwnie, że uważam , że ludzie większość czasu udają i nie są tym kim tak naprawdę są. Jednakże to tylko taka mała myśl, nie wnosząca nic do tematu.
Te ostatnie lata udowodniły mi to, że jestem po prostu kolokwialnie mówiąc głupi. Na studiach trudnych sobie rady nie dałem, ale na tych bardzo prostych (które wcale takie nie są) również nie. Jest mi głupio przed samym sobą, przed rodziną i znajomymi, którzy raczej wszyscy coś ciekawego robią, większość studiuje. Jestem w takiej sytuacji, że po raz setny na te studia dzienne iść mi się nie opłaca, ponieważ będę seniorem wśród pierwszoroczniaków, i nie będę się czuł dobrze, będę się czuł, jakbym marnował kolejny rok, zamiast zrobić coś ze sobą. Tylko co ja mam ze sobą zrobić, nie umiem nic konkretnego, do niczego się specjalnie nie nadaję i strasznie mnie męczą od jakiegoś czasu myśli samobójcze, których nigdy w życiu nie miałem (przynajmniej nie tak że codziennie) a tutaj nagle o proszę - mózg mi podpowiada, że jedyną opcją będzie zakończenie tego wszystkiego.
Studia może i nie są gwarantem pracy, zawsze można powiedzieć, że Bill Gates czy Mark Zuckerberg nie ukończyli studiów, a są miliarderami. Prawda, jednakże to są wyjątki. Większość ludzi, która ukończyła studia zarabia więcej niż ludzie bez nich. I nie mówię tutaj o studiach typu socjologia czy politologia, mam na myśli takiej bardziej konkretne. Niestety nie wiem co mam ze sobą zrobić, chętnie bym wysłuchał rad od kogoś, kto był w podobnej sytuacji i jakoś przez to przebrnął.