Skocz do zawartości
Nerwica.com

julienmolko

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez julienmolko

  1. Witam, mam 18 lat i odkąd rozpoczęłam naukę w liceum, całkowicie się zmieniłam. Kiedyś byłam otwartą, śmiałą i wesołą dziewczyną. Wybrałam liceum, o którym wydawało mi się, że marzyłam, jednak każdy mi je odradzał. Dopiero teraz wiem, dlaczego. Nie potrafię dokładnie opowiedzieć, dlaczego jest tak źle, ale mam wrażenie, że pierwszy dzień w szkole miał już na mnie zły wpływ. Bardzo się stresowałam, jak nigdy, dostałam gorączki i lekkich drgawek(przestraszyłam się, że będę mieć atak,bo mam epilepsję, jednak ataki już od kilku lat nie następują) i mimo, że chciałam się przywitać z nową klasą, to tylko jedna osoba odpowiedziała na moje powitanie, co jeszcze bardziej mnie zestresowało. Od tego momentu czuje się nielubiana, mimo że mam kilku znajomych w klasie. Na początku 2 klasy liceum przeprowadziłam się do miasta, co wydawało mi się fajne, jednak szybko się przekonałam, że to piekło. Powodem tej złej sytuacji był nowy, kolejny partner mojej mamy. Jest od niej młodszy i jednocześnie wydaje się być mniej inteligenty, co potwierdza przez swoje różnorodne zachowania, od pijaństwa, poprzez awantury aż do kłótni o jedzenie w lodówce. Mieszkam razem z nimi od około pół roku i mam wrażenie, że jego towarzystwo źle wpływa na moją psychikę. Jestem co raz bardziej nerwowa, mam nagłe ataki złości, zupełnie niechcący potrafię wyzwać albo przekląć na bliskie mi osoby, co normalnie nigdy mi się nie zdarzało. Nigdy nie tolerowałam alkoholików i awanturników, którzy próbują udowodnić, jak bardzo są mądrzejsi. Myślę, że wpływ na niechęć do takich osób mają moje doświadczenia z dzieciństwa, kiedy to mój wujek prawie zawsze wracał wieczorami pod wpływem alkoholu, jednak on nigdy nie krzywdził innych ani słowami, ani czynami. Próbowałam rozmawiać o tej sytuacji z moją mamą, jednak ona twierdzi, że nawet najgorszego człowieka da się zmienić na lepsze. Podziwiam ją, jednak według mnie jest to syzyfowa praca i naprawdę nie wiem, jak długo będzie się męczyła w tym chorym związku. Czasem, nawet przy spokojnej rozmowie, zanosi się płaczem i nie chce ze mną rozmawiać. Dzisiaj miałam okropny przypadek, mam wrażenie, że moja niechęć do szkoły i nienawiść do współlokatora skumulowały się i w ten sposób każda czynność dziś mnie denerwowała. Nigdy jeszcze nie doświadczyłam takiej sytuacji, żeby krzyczeć ze złości lub płakać z mało znaczącego powodu, np. poszłam z awizem na pocztę i zapomniałam dowodu, w konsekwencji nie otrzymałam przesyłki, co doprowadziło mnie do łez i nerwów. Dopiero pół godziny później zrozumiałam, że nie warto i że była to błahostka. Myślę, że gdybym nie miała chłopaka, już dawno skończyłabym ze sobą, bo czasem mam taką słabość. Chciałabym również podkreślić, że konkubent mojej matki prawdopodobnie pochodzi z patologicznej rodziny; w dzieciństwie przeżył wypadek, w którym kolega z podwórka uszkodził mu oko i moim zdaniem, teraz mści się na nas, za to, co zrobił tamten chłopak. Powiem również, że starałam się wielokrotnie go zaakceptować, jednak jego patologiczne zachowania wszystko rujnowały. Nie toleruję go. Mam w planach wyprowadzkę z powrotem na wieś, według mnie to trochę poprawi mój stan, ponieważ mieszkają tam mój dziadek i wujek, którzy są zawsze kochający i bardziej rodzicielscy niż moja mama. Mam też wrażenie, że odkąd moja mama poznała swojego obecnego partnera, mniej się mną interesuje. Może ktoś mi coś doradzi w tej sprawie.. Z góry bardzo dziękuję :)
  2. Witam, mam 18 lat i odkąd rozpoczęłam naukę w liceum, całkowicie się zmieniłam. Kiedyś byłam otwartą, śmiałą i wesołą dziewczyną. Wybrałam liceum, o którym wydawało mi się, że marzyłam, jednak każdy mi je odradzał. Dopiero teraz wiem, dlaczego. Nie potrafię dokładnie opowiedzieć, dlaczego jest tak źle, ale mam wrażenie, że pierwszy dzień w szkole miał już na mnie zły wpływ. Bardzo się stresowałam, jak nigdy, dostałam gorączki i lekkich drgawek(przestraszyłam się, że będę mieć atak,bo mam epilepsję, jednak ataki już od kilku lat nie następują) i mimo, że chciałam się przywitać z nową klasą, to tylko jedna osoba odpowiedziała na moje powitanie, co jeszcze bardziej mnie zestresowało. Od tego momentu czuje się nielubiana, mimo że mam kilku znajomych w klasie. Na początku 2 klasy liceum przeprowadziłam się do miasta, co wydawało mi się fajne, jednak szybko się przekonałam, że to piekło. Powodem tej złej sytuacji był nowy, kolejny partner mojej mamy. Jest od niej młodszy i jednocześnie wydaje się być mniej inteligenty, co potwierdza przez swoje różnorodne zachowania, od pijaństwa, poprzez awantury aż do kłótni o jedzenie w lodówce. Mieszkam razem z nimi od około pół roku i mam wrażenie, że jego towarzystwo źle wpływa na moją psychikę. Jestem co raz bardziej nerwowa, mam nagłe ataki złości, zupełnie niechcący potrafię wyzwać albo przekląć na bliskie mi osoby, co normalnie nigdy mi się nie zdarzało. Nigdy nie tolerowałam alkoholików i awanturników, którzy próbują udowodnić, jak bardzo są mądrzejsi. Myślę, że wpływ na niechęć do takich osób mają moje doświadczenia z dzieciństwa, kiedy to mój wujek prawie zawsze wracał wieczorami pod wpływem alkoholu, jednak on nigdy nie krzywdził innych ani słowami, ani czynami. Próbowałam rozmawiać o tej sytuacji z moją mamą, jednak ona twierdzi, że nawet najgorszego człowieka da się zmienić na lepsze. Podziwiam ją, jednak według mnie jest to syzyfowa praca i naprawdę nie wiem, jak długo będzie się męczyła w tym chorym związku. Czasem, nawet przy spokojnej rozmowie, zanosi się płaczem i nie chce ze mną rozmawiać. Dzisiaj miałam okropny przypadek, mam wrażenie, że moja niechęć do szkoły i nienawiść do współlokatora skumulowały się i w ten sposób każda czynność dziś mnie denerwowała. Nigdy jeszcze nie doświadczyłam takiej sytuacji, żeby krzyczeć ze złości lub płakać z mało znaczącego powodu, np. poszłam z awizem na pocztę i zapomniałam dowodu, w konsekwencji nie otrzymałam przesyłki, co doprowadziło mnie do łez i nerwów. Dopiero pół godziny później zrozumiałam, że nie warto i że była to błahostka. Myślę, że gdybym nie miała chłopaka, już dawno skończyłabym ze sobą, bo czasem mam taką słabość. Chciałabym również podkreślić, że konkubent mojej matki prawdopodobnie pochodzi z patologicznej rodziny; w dzieciństwie przeżył wypadek, w którym kolega z podwórka uszkodził mu oko i moim zdaniem, teraz mści się na nas, za to, co zrobił tamten chłopak. Powiem również, że starałam się wielokrotnie go zaakceptować, jednak jego patologiczne zachowania wszystko rujnowały. Nie toleruję go. Mam w planach wyprowadzkę z powrotem na wieś, według mnie to trochę poprawi mój stan, ponieważ mieszkają tam mój dziadek i wujek, którzy są zawsze kochający i bardziej rodzicielscy niż moja mama. Mam też wrażenie, że odkąd moja mama poznała swojego obecnego partnera, mniej się mną interesuje. Może ktoś mi coś doradzi w tej sprawie.. Z góry bardzo dziękuję :)
×