Skocz do zawartości
Nerwica.com

Seeker

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Seeker

  1. Witam, mój problem trwa już około 8 miesięcy z przerwami, raz jest lepiej, raz gorzej. Zakrztuszenie się też jest częścią mojej opowieści, jak w większości przypadków, o których tutaj czytałam, ale nie postrzegałam go jako zagrożenia dopóki nie wypiłam yerba mate... to znaczy zbytnio się pobudziłam. Wypite za dużo, za mocne i wywołało u mnie kulę histeryczną w gardle (dopiero później przypadkiem dowiedziałam się, że osoby z nerwicą nie powinny jej pić). Myślałam, że coś mi tkwi w przełyku, poleci do nieodpowiedniej dziury i zaraz będę się dusić tak jak było przy zakrztuszeniu. Wszyscy znacie to z autopsji. Zdarzyło się to w czasie, kiedy byłam narażona na długotrwały stres. Od lęku na początku udało mi się wyzwolić samej. Akurat zaczął się okres wakacji, mogłam jeść po małym kąseczku, godzinami i nikt mnie nie stresował patrząc na mnie, czy komentując. Powoli oswoiłam się z przełykaniem, dosyć szybko, bo po niecałym miesiącu, aż przestałam w ogóle myśleć o przełykaniu. Czułam się taka wolna. Do czasu. We wrześniu lekarz przepisał mi tabletki na szumy uszu (które, teraz uważam, były spowodowane nerwicą) i niestety tabletki te nie były łatwe w połykaniu, kleiły się. Strach powrócił. Zaczęłam się nakręcać, aż w końcu przestałam jeść normalne rzeczy. Jadłam tylko coś co można łatwo zmielić w buzi. Czekoladki, ciasteczka, chleb bez skórki, zero wartości odżywczych. Byłam zrozpaczona, że koszmar powrócił. Nie chciałam szukać pomocy, czułam się gorsza, "nie do odblokowania", ale mój narzeczony namówił mnie, żebym udała się do hipnoterapeuty. Jestem po dwóch wizytach u terapeuty i wiem, że oprócz wizyt potrzebne jest też wsparcie od samego siebie. To w nas jest siła do odblokowania. Mnie bardzo pomaga też wysiłek fizyczny, rozładowuje moją nadaktywność. Ostatnio po jeżdżeniu na rolkach zjadłam obiad tak szybko i tak dużymi kęsami, że aż mnie to przeraziło. Medytuję, nie tylko siedząc, ale także skupiając uwagę na szczegółach podczas wykonywania czynności, a w atakach paniki liczę oddechy. Czytam książki o pozytywnym myśleniu, stosuję afirmacje i oduczam się tworzenia czarnych scenariuszy. Nie będę brała tabletek, jestem zdania, że tylko otępiają. Nie myślałam nigdy o pójściu do szpitala, szczerze mówiąc przeraża mnie to, że zostanę nazwana czubkiem. To przykre, ale niestety w moim umyśle ciasnym ciągle gospodarzą się rodzice. Dlatego oni nigdy nie dowiedzą się o mojej fobii. Mam nadzieję na lepszy byt, obiecuje sobie zająć się sobą porządnie tuż po napisaniu pracy mgr. Na razie są półśrodki, więc efekty też połowiczne... Ale wierzę, że z czasem i z moim wysiłkiem oswoję to i będę normalnie funkcjonować, odpowiednio przygotowana na powroty mej fiksacji. Nawet jeśli nikt nie doczytał do tego miejsca mojego długiego eseju to mnie ulżyło po napisaniu tego. Życzę wszystkim tutaj i tym, którzy trafią, żeby nie poddawali się nigdy, przenigdy, bo to rzeczywiście tylko pogarsza sytuację. Myślmy pozytywnie, bądźmy cierpliwi, korzystajmy z pomocy z naszego wnętrza, miksujmy to z pomocą zewnętrzną, a wierzę, że nam się uda. Pozdrawiam ciepło :)
  2. Witam, mój problem trwa już około 8 miesięcy z przerwami, raz jest lepiej, raz gorzej. Zakrztuszenie się też jest częścią mojej opowieści, jak w większości przypadków, o których tutaj czytałam, ale nie postrzegałam go jako zagrożenia dopóki nie wypiłam yerba mate... to znaczy zbytnio się pobudziłam. Wypite za dużo, za mocne i wywołało u mnie kulę histeryczną w gardle (dopiero później przypadkiem dowiedziałam się, że osoby z nerwicą nie powinny jej pić). Myślałam, że coś mi tkwi w przełyku, poleci do nieodpowiedniej dziury i zaraz będę się dusić tak jak było przy zakrztuszeniu. Wszyscy znacie to z autopsji. Zdarzyło się to w czasie, kiedy byłam narażona na długotrwały stres. Od lęku na początku udało mi się wyzwolić samej. Akurat zaczął się okres wakacji, mogłam jeść po małym kąseczku, godzinami i nikt mnie nie stresował patrząc na mnie, czy komentując. Powoli oswoiłam się z przełykaniem, dosyć szybko, bo po niecałym miesiącu, aż przestałam w ogóle myśleć o przełykaniu. Czułam się taka wolna. Do czasu. We wrześniu lekarz przepisał mi tabletki na szumy uszu (które, teraz uważam, były spowodowane nerwicą) i niestety tabletki te nie były łatwe w połykaniu, kleiły się. Strach powrócił. Zaczęłam się nakręcać, aż w końcu przestałam jeść normalne rzeczy. Jadłam tylko coś co można łatwo zmielić w buzi. Czekoladki, ciasteczka, chleb bez skórki, zero wartości odżywczych. Byłam zrozpaczona, że koszmar powrócił. Nie chciałam szukać pomocy, czułam się gorsza, "nie do odblokowania", ale mój narzeczony namówił mnie, żebym udała się do hipnoterapeuty. Jestem po dwóch wizytach u terapeuty i wiem, że oprócz wizyt potrzebne jest też wsparcie od samego siebie. To w nas jest siła do odblokowania. Mnie bardzo pomaga też wysiłek fizyczny, rozładowuje moją nadaktywność. Ostatnio po jeżdżeniu na rolkach zjadłam obiad tak szybko i tak dużymi kęsami, że aż mnie to przeraziło. Medytuję, nie tylko siedząc, ale także skupiając uwagę na szczegółach podczas wykonywania czynności, a w atakach paniki liczę oddechy. Czytam książki o pozytywnym myśleniu, stosuję afirmacje i oduczam się tworzenia czarnych scenariuszy. Nie będę brała tabletek, jestem zdania, że tylko otępiają. Nie myślałam nigdy o pójściu do szpitala, szczerze mówiąc przeraża mnie to, że zostanę nazwana czubkiem. To przykre, ale niestety w moim umyśle ciasnym ciągle gospodarzą się rodzice. Dlatego oni nigdy nie dowiedzą się o mojej fobii. Mam nadzieję na lepszy byt, obiecuje sobie zająć się sobą porządnie tuż po napisaniu pracy mgr. Na razie są półśrodki, więc efekty też połowiczne... Ale wierzę, że z czasem i z moim wysiłkiem oswoję to i będę normalnie funkcjonować, odpowiednio przygotowana na powroty mej fiksacji. Nawet jeśli nikt nie doczytał do tego miejsca mojego długiego eseju to mnie ulżyło po napisaniu tego. Życzę wszystkim tutaj i tym, którzy trafią, żeby nie poddawali się nigdy, przenigdy, bo to rzeczywiście tylko pogarsza sytuację. Myślmy pozytywnie, bądźmy cierpliwi, korzystajmy z pomocy z naszego wnętrza, miksujmy to z pomocą zewnętrzną, a wierzę, że nam się uda. Pozdrawiam ciepło :)
×