Skocz do zawartości
Nerwica.com

paveu

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez paveu

  1. A to akurat zależy jakie będą te pierwsze doświadczenia. Jak będą złe, to mogą człowieka sponiewierać i zniechęcić na długie lata.
  2. ponury, Hej, przeczytałem uważnie cały twój wpis i wnioski które masz i muszę Ci powiedzieć, że czytałem je jak własne. Niestety jak widać, jak człowiek ma dobre serce musi posiadać twardy tyłek, a i czasem nawet zostanie uznany za prowokatora O.o Ze swojej strony mogę polecić Ci psychoterapię, indywidualną, a może i grupową. Nie zaszkodzi, a kto wie może pomoże i odkryjesz coś w sobie co być może robisz źle. Nie jesteś jedyny na świecie z takim problemem, chociaż nawet tu widać, że takie tematy nie cieszą się zbyt dużą popularnością. Wynika to chyba z faktu, że wielu ludzi z różnymi problemami i tymi psychicznymi, jednak w temacie związków nie narzeka na bycie samemu. Sam nie wiem jak oni to robią, że im wychodzi, że potrafią się dogadać, umówić, ktoś dostrzega w nich atrakcyjność. Mi się to nigdy jeszcze nie udało, chociaż próbowałem wiele razy... Pocieszające może być dla osób takich jak ja czy Ty że wiele osób żyjących w związkach ma bardziej przesrane niż ktoś kto jest singlem. Czasem ból samotności żyjąc z kimś kto miał być dla nas bliski jest gorszy niż samotność bez drugiej połówki. Chociaż pragnienie drugiej osoby, związku jest bardzo silne i ciężko to sobie wytłumaczyć. Pozdrawiam
  3. smileallthetime, Witaj, Mi się to zdarzyło po raz ostatni wtedy gdy zacząłem się tego bać i schizować na tym punkcie czyli ponad 12 lat temu, a to ponad połowa mojego życia. Jaki widać da się długo.
  4. dar, Pewnie mamy inne obserwacje, z moich wynika że jednak zwykle ten miły i sympatyczny ociera łzy koleżance, która zerwała z tym złym i podłym, by po miesiącu spotykać się z kolejnym identycznym.
  5. dar, Miałem na myśli sytuację w której kobieta traktuję Cię jak przyjaciela - brata, a wtedy raczej o seksie, związku nie może być mowy.
  6. Doskonale rozumiem autora tematu. Też jestem w podobnej sytuacji, tylko o kilka lat gorszej. Z własnych obserwacji i doświadczeń wiem że byciem miłym sympatycznym można co najwyżej stać się przyjacielem, kumplem dla dziewczyny, która traktować Cię będzie jak poduszkę, do której można raz na jakiś czas się wypłakać.
  7. Ja podobnie, nie chciałbym dopuszczać takiej myśli że będę wymiotować, więc miska potęgowałaby uczucie lęku. W ogóle bywały takie momenty, takie ataki, gdzie nie mogłem przebywać w domu - musiałem uciekać. Kiedyś w nocy chodziłem ze 2h po osiedlu w skrajnym lęku i dopiero jakimś cudem przemogłem się by wrócić do domu. Leki na pewno pomagają, sam uważam że lepiej żyć jako-tako z lekami niż zmagać się z dużymi lękami dzień w dzień bez leków. Obecnie przebywanie w domu nie jest już dla mnie tak straszne, ale to odkąd mieszkam sam. A i najgorsze okresy lęków mijały, więc wszystkim którzy obecnie się zmagają z dużymi lękami, mogę powiedzieć, że takie rzeczy mijają. Sam obecnie mimo agorafobii pracuje w sklepie, gdzie teoretycznie powinienem czuć się źle, ale na szczęście od kilku dobrych miesięcy nie miałem żadnych ataków, chociaż i takie wcześniej się zdarzały (nawet musiałem się zwalniać, inaczej bym po prostu uciekł). Lepszy okres z jednym objawem nie oznacza jednak braku problemów zdrowotnych i objawów - cóż życie (nerwica) nie znosi próżni...
  8. Arasha Dzięki za przywitanie, ja również witam. Myślę, że moja historia nie jest niezwykła. Zaczęła się pewnie podobnie jak większości od jednego przypadku gdzie zwymiotowałem i pomimo że nie było to pierwszy raz, to od tego dnia zacząłem "świrować". Lęk przed jedzeniem, nudności, ciągłe upewnianie się że na pewno to co zjadłem było świeże etc. Najgorsze było to że nikt mnie nie rozumiał. Nawet bliscy, którzy wiedzieli o moim problemie - wydawał im się zupełnie abstrakcyjny. Psycholog, psychiatra, leki. Dopiero po 9 latach, doświadczenie psychoterapii grupowej i "olśnienie" że nie jestem jedyny z takimi problemami, wydaje mi się że trochę pomogło. Obecnie wychodzenie z domu, codzienne obowiązki, nie sprawiają mi tak dużego problemu jak kiedyś, ale zdarzają się i trudniejsze momenty. Chyba najważniejsza rzecz to to, by uświadomić sobie, że lęki to nie koniec świata i zawsze jest szansa na to że będzie lepiej, choćby nie wiem jak źle było. A czasem i u mnie było bardzo źle, np. wtedy gdy doświadczałem derealizacji i miałem przekonanie że nigdy już nie będzie lepiej. No i tak to chyba jak już ktoś napisał, problem na pewno wiąże się z dużą wrażliwością, a czasem i nadwrażliwością, z którą chyba szczególnie facetom jest ciężko żyć, bo to jednak niepożądana cecha u mężczyzn... natalia_ Też znam ten "ból" wycisków. Nieprzyjemna sytuacja, ale przy oddychaniu przez nos i próbie uspokojenia, może być do przeżycia.
  9. Aż tak niespotykana to fobia u facetów? Sam walczę z nią od 13 lat, więc większość mojego 23letniego życia. Jak widać więc, nie dotyka tylko kobiet. Forum często odwiedzam, jednak nie zdarzało mi się tu pisać. Obecnie może lęk jest mniejszy niż w wieku szkolnym, ale czasem potrafi dać w kość.
  10. Witam. Od pewnego czasu przeglądam to forum i dowiedziałem się sporo rzeczy o derealizacji, z którą mam wątpliwą przyjemność zmagać się od kilku miesięcy. Do końca nie wiem czy cały ten czas jestem w tym stanie. Wydaje mi się że to się zmienia, raz jest lepiej a raz gorzej. Miewałem okresy gdzie dochodziły potworne myśli egzystencjalne, przy których czułem duży lęk i napięcie. Ostatnio podobnie jak mówi troczka mam uczucie beznadziejności. Dręczą mnie myśli o śmierci. Przeraża mnie to że kiedyś umrę i nie będę miał nawet świadomości że nigdy istniałem. A jeśli tak to wydaje mi się że nic nie ma sensu. Czasem pomaga zajęcie się czymś i próba oderwania się od tych myśli, ale zwykle są one na tyle natarczywe, że przekierowanie myślenia jest walką z wiatrakami. Biorę leki od 3 miesięcy i chodzę na psychoterapię, ale nie wiem czy ma to jakiś sens i przyniesie poprawę, a nawet jeśli to po co skoro i tak umrę. Niestety moje myśli ostatnio tak wyglądają.
  11. Witam. Od pewnego czasu przeglądam to forum i dowiedziałem się sporo rzeczy o derealizacji, z którą mam wątpliwą przyjemność zmagać się od kilku miesięcy. Do końca nie wiem czy cały ten czas jestem w tym stanie. Wydaje mi się że to się zmienia, raz jest lepiej a raz gorzej. Miewałem okresy gdzie dochodziły potworne myśli egzystencjalne, przy których czułem duży lęk i napięcie. Ostatnio podobnie jak mówi troczka mam uczucie beznadziejności. Dręczą mnie myśli o śmierci. Przeraża mnie to że kiedyś umrę i nie będę miał nawet świadomości że nigdy istniałem. A jeśli tak to wydaje mi się że nic nie ma sensu. Czasem pomaga zajęcie się czymś i próba oderwania się od tych myśli, ale zwykle są one na tyle natarczywe, że przekierowanie myślenia jest walką z wiatrakami. Biorę leki od 3 miesięcy i chodzę na psychoterapię, ale nie wiem czy ma to jakiś sens i przyniesie poprawę, a nawet jeśli to po co skoro i tak umrę. Niestety moje myśli ostatnio tak wyglądają.
×