Skocz do zawartości
Nerwica.com

degenero

Użytkownik
  • Postów

    23
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez degenero

  1. Dzięki za ciepłe słowa czuje jakbym dostał małe antidotum... Viii pozytywnie mnie nastrajasz, dzięki Ci za to, akurat nigdy nie próbowałem sobie posłodzić przed lustrem, jedyne co przy nim robię to albo się gole albo patrze czy dobrze wyglądam Zawsze miałem problem z wyrażaniem uczuć, nawet nigdy swoim kobietom nie mówiłem że je kocham albo że mi się podobają, być może dlatego że mówienie o uczuciach traktowałem jako słabość, przez to dusze w sobie wiele rzeczy które mi leżą na żołądku... Mówisz traktuj siebie delikatniej i z miłością, spróbuje do tego dojść jak to się robi, bo pomimo jakiś osiągnięć zawsze byłem samokrytyczny i wymyślałem że można było zrobić coś lepiej.... Na codzień jestem cholernie pedantyczny i dokładny jednocześnie chaotyczny bo chce robić wszystko naraz przez co staram się aby wszystko było zrobione idealnie,.. chce zrobić coś jak najlepiej żeby udowodnić sobie i zyskać aprobatę innych... oprócz tego mam problem żeby powiedzieć komuś żeby spieprzał przez co niektóre okazje ktoś podbiera mi spod nosa, albo wykorzystuje to że nie potrafię się postawić... generalnie czasem się gotuje ale nie potrafię powiedzieć danej osobie żeby zrobił sobie coś sam a nie zawracał mi dupe i się mną wysługiwał... tego zawsze najbardziej obawiałem się w życiu społecznym i w pracy... Napewno muszę popatrzeć na to wszystko z perspektywy osoby trzeciej wtedy łatwiej mi będzie dostrzec to jak się zachowuje pomiędzy ludźmi i co jest ze mną nie tak... I tak jak napisaliście wyżej będę się zmuszał do robienia rzeczy których się boję bo to najlepsza droga do pozbycia się tego stanu
  2. Dzięki wam za słowa otuchy Tak mam zdiagnozowaną nerwice lękową i parę lat temu przez rok chodziłem na psychoterapie… z chęcią bym wrócił teraz żeby się naprawić zresztą mój nick mówi sam za siebie bo czuje się jak degenerat… Czuje się zepsuty od stóp po czubek głowy, aż dziwie się że jeszcze jestem w stanie z tym walczyć, mimo codziennych strasznych napadów lęków, złego samopoczucia i okrutnych migren. Ciężko mi jest zdecydować się ponownie na psychoterapie bo jestem przekonany że cały czas panuje w społeczeństwie przeświadczenie że jak korzystasz z pomocy psychologa to jesteś słaby i do niczego… z tego co wiem ludzie raczej odsuwają się od takich osób a w tym wszystkim boje się poprostu reakcji moich kolegów koleżanek i znajomych, wiem że kiedy wyszłoby na jaw że mam tak poważne problemy ze sobą i korzystam z pomocy psychologa to podejrzewam że daliby sobie spokój ze znajomością ze mną albo by mi dosrywali na każdym kroku i traktowali jako gorszy gatunek... wiem że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, wtedy pewnie okazałoby się kto jest ze mną a kto przeciwko mnie… sam się zastanawiam skąd tyle siły we mnie że mimo tak złego stanu dalej funkcjonuje… mam plany na przyszłość wiem co chce robić, ale kontakty z ludźmi a tym bardziej konfrontacja z nimi to dla mnie kosmos... kiedy pierwszy raz dopadła mnie ta choroba na jej tle rozwinęły się inne fobie, najgorsza z nich to agorafobia i fobia społeczna a także lęk wysokości, którego nigdy nie miałem… nie chce za bardzo brać leków ponieważ wiem że jak je odstawie objawy wrócą ze zdwojoną siłą, więc pozostało mi albo żyć i wrócić z tarczą albo na tarczy…
  3. Cześć wszystkim ! Z nerwicą meczę się dobre 5 lat, raz bywa lepiej raz gorzej, ostatnio jest straszna padaka... Pisze tutaj bo może pomożecie mi rozgryźć mój problem... chodzi mi mianowicie o to jak zachowuje się w rodzinnym domu a jak na zewnątrz między ludźmi... Otóż mój problem polega na tym że nie potrafię być sobą między ludźmi, od zawsze dręczyło mnie mówienie wśród ludzi o uczuciach, mówieniem wprost że sie na coś nie zgadzam, wyrażaniem stanowczo własnego zdania... Jestem jedynakiem więc nie miałem od kogo czerpać nauk jak obchodzić się z ludźmi, co i kiedy i jak mówić... Moi rodzice zawsze wpajali mi zę zrobią lepiej wszystko za mnie, a co bym nie zrobił to i tak było źle i wymagało poprawek... Mimo tego wypaczonego wychowania z ich strony czuje że tylko między nimi czuje sie sobą, wyrażam jasno swój sprzeciw, często do nich klnę co prowadzi codziennie do awantur i obrażania się na mnie, bo oni zawsze wiedzą co jest dla mnie lepsze. Oni zawsze wiedzą co jest dla mnie lepsze, bo przecież ja swoich wymagań to nie mam oczywiście... Podczas awantur z nimi sypie aluzjami i podtekstami że dali mi zerową pewność siebie, że mimo swojego wieku nie czuje się facetem i nie dawali mi się wykazać, a już wielokrotnie zauważyłem że mimo pomówień mojej osoby ze strony innych moi rodzice nigdy nie stanęli w mojej obronie... Gdybyście im wcisnęli kit dajmy na to pani syn urwał lusterko w moim aucie, to zamiast stanąć za mną murem że to nie Ja to sami dokręciliby mi śrubę... wierzą wszystkim innym dookoła tylko nie własnemu synowi... Od pewnego czasu zauważyłem taką zależność, że jesli nie mogłem się wykazać w domu to staram się wykazać przez to na zewnątrz wśród ludzi... Chyba w lęku przed odrzuceniem stawiam dobro innych ponad swoje jakby chcąc się przypodobać. Zauważyłem że ludzie próbują mnie wykorzystać i przelewają swoje frustracje na moją osobę, myslą ze jestem chłopakiem na posyłki i zawsze można mi dosrać a ja tego nie zripostuje... Przez to wszystko między ludźmi czuje pustkę w głowie, nie potrafie się konfrontować czuje jakbym był na usługach innych ludzi, ze zawsze jak zwrócić się o pomoc to do mnie ale jak ja potrzebuje pomocy to mało jest chętnych... Nie mam pewności czy to wychowanie w domu sprawiło ze mam okropne lęki miedzy ludźmi i boje sie odrzucenia czy sa inne czynniki że jestem taką dupą wołową bez własnego zdania między obcymi ludźmi... Nawet jakby cały świat był przeciwko mnie chciałbym do końca pozostać tylko sobą i pozbyć się tej zafajdanej nerwicy... Czuje się z tym źle że większość ludzi myśli wyłącznie o sobie i potrafili się w życiu dobrze ustawić, tylko ja mam problem z tym by wziąć sprawy w swoje ręce i postawić się każdemu kto stanie mi na drodze, ale to jest kwestia moje pewności siebie i braku wiary we własne siły. Codziennie tłumacze sobie że każdy człowiek zbudowany jest z tej samej maści, że wszyscy mamy te same lub podobne możliwości, ze nikt nie jest superbohaterem i tego samego mogę ja dokonać... Przez brak wiary i pewności siebie uciekam od odpowiedzialności, ciężko mi jest stać się mężczyzną co oddaje swoje odzwierciedlenie w relacjach z kobietami... Boje się związać w tym stanie z kobietami ponieważ wydaje mi się że nie sprostam ich wymaganiom, a jak wiadomo kobiety potrzebują oparcia i poczucia bezpieczeństwa a nie kogoś kto sam nie radzi sobie z własnymi problemami... Wydaje mi się ciągle że kobiety lubią ostrych facetów dlatego nawet nie próbuje startować do którejkolwiek.... Między ludźmi ukrywam mój charakter, przez to prawdopodobnie mówię co innego niż myślę... Czuje że wpadłem w fobie społeczną przez to boje się wyrażać własnego zdania żeby nie dostać przypadkiem w dziób... Z tego co wnioskuję mój charakter jaki mam w domu jest sprzeczny z tym pokazywanym na zewnątrz... Czuje się jakbym miał rozdwojenie jaźni i zaburzenia osobowości - dwie osoby w jednym jedna potulna między ludźmi a druga konfliktowa w domu... Jeśli macie podobne doświadczenia to proszę piszcie !
  4. dzięki koleżanko za obszerną wypowiedź. Bardzo chciałbym wyłączyć w sobie ten guzik który odpowiada za ciągłą własną krytyke i patrzenie na to jak odbiorą mnie inni. Narazie go szukam Odnośnie tego co napisałaś wyżej, interesuje się wieloma rzeczami na tym świecie, więc mam swój własny pogląd na świat, tylko nie potrafie go przelać na innych ludzi, być może dlatego że boje się ich opinii. Słusznie napisałaś że konfrontowanie się z rzeczami codziennymi wyrabia charakter, może to być zwrócenie uwagi komuś kto zachowuje się niestosownie, po czasie wchodzi nam to w krew i robimy to z automatu... Przede mną jeszcze długa droga do normalności. Każdego dnia próbuje stawać się kimś lepszym, ogólnie wiem co chce w życiu robić, ciągle podążam w tym kierunku, ale leże na linii kontaktów interpersonalnych. Ogólnie chciałbym zacząć całe życie od nowa, choćby nawet spakować się od zaraz, wsiąść do samolotu i polecieć dajmy na to do USA i tam zbudować siebie i całę swoje życie na nowo. Gdybym tylko odnalazł w sobie tak wiele odwagi, pewności siebie i oznak pozytywnego myślenia, mógłbym przewrócić świat do góry nogami...
  5. dzięki koleżanko za obszerną wypowiedź. Bardzo chciałbym wyłączyć w sobie ten guzik który odpowiada za ciągłą własną krytyke i patrzenie na to jak odbiorą mnie inni. Narazie go szukam Odnośnie tego co napisałaś wyżej, interesuje się wieloma rzeczami na tym świecie, więc mam swój własny pogląd na świat, tylko nie potrafie go przelać na innych ludzi, być może dlatego że boje się ich opinii. Słusznie napisałaś że konfrontowanie się z rzeczami codziennymi wyrabia charakter, może to być zwrócenie uwagi komuś kto zachowuje się niestosownie, po czasie wchodzi nam to w krew i robimy to z automatu... Przede mną jeszcze długa droga do normalności. Każdego dnia próbuje stawać się kimś lepszym, ogólnie wiem co chce w życiu robić, ciągle podążam w tym kierunku, ale leże na linii kontaktów interpersonalnych. Ogólnie chciałbym zacząć całe życie od nowa, choćby nawet spakować się od zaraz, wsiąść do samolotu i polecieć dajmy na to do USA i tam zbudować siebie i całę swoje życie na nowo. Gdybym tylko odnalazł w sobie tak wiele odwagi, pewności siebie i oznak pozytywnego myślenia, mógłbym przewrócić świat do góry nogami...
  6. najbardziej martwi mnie fakt że życie jest jedno,a bardzo chciałbym wydobyć całego siebie na zewnatrz... Wy zresztą pewnie też... Teraz myśle że podziwiam ludzi którzy są w stu procentach sobą, mają w dupie głęboko to co sądzą o nich inni, a przy tym czują sie swobodnie we własnym ciele mimo tego, że nie każdy za nimi przepada... trudno jest żeby każdy każdego lubił mając na ziemii prawie 7 miliardów osób ,a nie każdy wiadomo ma wobec każdego tylko dobre intencje... Przerażają mnie sytuacje w których nie znam własnych odczuć (niewiem co czuje, czy jest to złość, żal, itd.) w momentach w których coś wymaga szybkiej interwencji... tak naprawde niewiem czy jest mi to obojętne, czy w głębi siebie jestem naprawde zły, wkur....ny na kogoś... pamiętam np. że kiedyś znalazłem się w sytuacji: siedząc ze znajomymi w barze - towarzystwo damsko-meskie, nagle do lokalu wchodzi facet który siada naprzeciwko nas, po czym zamawia kolejke paru piw dla kazdego z nas, a chwile pozniej próbuje sie do nas dosiąść... z tego co powiedział wyszedł z pudła i szukał towarzystwa do pogadania a piwa postawił nam tak poprostu... Na początku niechcielismy brac tych piw od gościa którego nikt z nas nie znał, w dodatku z tego co nam powiedział własnie wyszedł z pudła... Powiedziałem gościowi że dziękujemy za piwa ale lepiej by było jakby rozdał je innym gosciom w lokalu i właśnie to jest jeden z przykładów gdy tak naprawde niewiedziałem co czuje i co mam z tym fantem zrobić... Dziewczyny wystraszone że jakiś popapraniec chce sie do nas dosiasc i stawia nam piwa... na chwile się dosiadł, później poszedł do swojego stolika, poźniej próbował się dosiadać pare razy, więc powiedziałęm mu że to nasz wieczór i chciałbym sobie spokojnie z dziewczyną pogadać, ale doceniam jego miły gest w postaci tych piw... Poźniej z tego co wiem dziewczyny stwierdziły że zachowałem się jak cipa, lecz nikt prócz mnie nie podjął w tym kierunku interwencji. teraz czasami słysze że jestem np za dobry dla innych, co widze całkowicie mnie skreśla w oczach płci pięknej... Wiecie co czasem mam ochote pokazać swoje prawdziwe oblicze ale się boje tego że ludzie pomyślą ze jestem nienormalny... Jestem impulsywny ale czasem nie potrafie tego wyrzucić albo dopasować uczuć do sytuacji... Niewiem boje się pokazać światu moją tą druga złą strone charakteru, tego że Ja też wymagam od innych, że nie jestem szmacianą lalką którą można motać na lewo i prawo, ale za chu...a nie potrafie tego spontanicznie i naturalnie wydobyć z siebie między ludźmi...
  7. najbardziej martwi mnie fakt że życie jest jedno,a bardzo chciałbym wydobyć całego siebie na zewnatrz... Wy zresztą pewnie też... Teraz myśle że podziwiam ludzi którzy są w stu procentach sobą, mają w dupie głęboko to co sądzą o nich inni, a przy tym czują sie swobodnie we własnym ciele mimo tego, że nie każdy za nimi przepada... trudno jest żeby każdy każdego lubił mając na ziemii prawie 7 miliardów osób ,a nie każdy wiadomo ma wobec każdego tylko dobre intencje... Przerażają mnie sytuacje w których nie znam własnych odczuć (niewiem co czuje, czy jest to złość, żal, itd.) w momentach w których coś wymaga szybkiej interwencji... tak naprawde niewiem czy jest mi to obojętne, czy w głębi siebie jestem naprawde zły, wkur....ny na kogoś... pamiętam np. że kiedyś znalazłem się w sytuacji: siedząc ze znajomymi w barze - towarzystwo damsko-meskie, nagle do lokalu wchodzi facet który siada naprzeciwko nas, po czym zamawia kolejke paru piw dla kazdego z nas, a chwile pozniej próbuje sie do nas dosiąść... z tego co powiedział wyszedł z pudła i szukał towarzystwa do pogadania a piwa postawił nam tak poprostu... Na początku niechcielismy brac tych piw od gościa którego nikt z nas nie znał, w dodatku z tego co nam powiedział własnie wyszedł z pudła... Powiedziałem gościowi że dziękujemy za piwa ale lepiej by było jakby rozdał je innym gosciom w lokalu i właśnie to jest jeden z przykładów gdy tak naprawde niewiedziałem co czuje i co mam z tym fantem zrobić... Dziewczyny wystraszone że jakiś popapraniec chce sie do nas dosiasc i stawia nam piwa... na chwile się dosiadł, później poszedł do swojego stolika, poźniej próbował się dosiadać pare razy, więc powiedziałęm mu że to nasz wieczór i chciałbym sobie spokojnie z dziewczyną pogadać, ale doceniam jego miły gest w postaci tych piw... Poźniej z tego co wiem dziewczyny stwierdziły że zachowałem się jak cipa, lecz nikt prócz mnie nie podjął w tym kierunku interwencji. teraz czasami słysze że jestem np za dobry dla innych, co widze całkowicie mnie skreśla w oczach płci pięknej... Wiecie co czasem mam ochote pokazać swoje prawdziwe oblicze ale się boje tego że ludzie pomyślą ze jestem nienormalny... Jestem impulsywny ale czasem nie potrafie tego wyrzucić albo dopasować uczuć do sytuacji... Niewiem boje się pokazać światu moją tą druga złą strone charakteru, tego że Ja też wymagam od innych, że nie jestem szmacianą lalką którą można motać na lewo i prawo, ale za chu...a nie potrafie tego spontanicznie i naturalnie wydobyć z siebie między ludźmi...
  8. Cześć wszystkim ! Po rodzajach osobowości które miałem przyjemność tutaj przeczytać stwierdziłem że moim problemem jest osobowość zależna, która prawdopodobnie uruchomiła we mnie cały proces nerwicy lękowej... Czuje że wśród ludzi - wszystkich poza własną rodziną, wyrażam samego siebie poprzez pryzmat innych ludzi tzn. mówie w stylu kogoś innego (np sposób mówienia, gestykulacja, riposty) moje myśli nie są do końca "moje", nie czuje sie sobą tylko tak jakby siedziało we mnie tysiąc innych osób... Jakbym był jakiś opętany i nie potrafił wydobyć własnej złości do innych i przedstawić im swoich własnych potrzeb. Przez to czuje że przechodze wielki kryzys tożsamości i brak pewności siebie... na chwile obecną niewiem kim tak naprawde jestem. Czuje że moje prawdziwe emocje i potrzeby nie są wyrażane na zewnątrz, przez co są tłumione w środku. Strasznie jestem czymś przyblokowany, wiem że życie jest jedno, Ja w nim cierpie katusze, mam ochote czasem je sobie odebrać ale ze względu na moją wiare wierze w wizje piekła więc niechciałbym trafić z deszczu pod rynne... Jestem czymś przyblokowoany strasznie... Nie potrafie uzewnętrznić swojego własnego JA. Oprócz tego nie potrafie mówić ludziom o moich własnych uczuciach, wyrażać złość, a także mówić o własnych słabościach, przyznać się że czegoś niepotrafie zrobić kiedy sytuacja tego wymaga.... Chciałbym poznać wasze zdanie, być może doświadczenia w jaki sposób można ćwiczyć wydobywanie ukrytej głęboko własnej osobowści, jak dać się przełamać i zacząć życ własnym życiem, własnymi potrzebami osiągać szczęście i zbudować system wartości i pewność siebie... Póki co jestem psychofizycznym wrakiem, który chciałby ze sobą skończyć, bo nie daje rady sobie już z tempem własnych myśli, emocji, migren i moich złych stanów uzależnionych od niedorozwiniętej osobowości...
  9. Cześć wszystkim ! Po rodzajach osobowości które miałem przyjemność tutaj przeczytać stwierdziłem że moim problemem jest osobowość zależna, która prawdopodobnie uruchomiła we mnie cały proces nerwicy lękowej... Czuje że wśród ludzi - wszystkich poza własną rodziną, wyrażam samego siebie poprzez pryzmat innych ludzi tzn. mówie w stylu kogoś innego (np sposób mówienia, gestykulacja, riposty) moje myśli nie są do końca "moje", nie czuje sie sobą tylko tak jakby siedziało we mnie tysiąc innych osób... Jakbym był jakiś opętany i nie potrafił wydobyć własnej złości do innych i przedstawić im swoich własnych potrzeb. Przez to czuje że przechodze wielki kryzys tożsamości i brak pewności siebie... na chwile obecną niewiem kim tak naprawde jestem. Czuje że moje prawdziwe emocje i potrzeby nie są wyrażane na zewnątrz, przez co są tłumione w środku. Strasznie jestem czymś przyblokowany, wiem że życie jest jedno, Ja w nim cierpie katusze, mam ochote czasem je sobie odebrać ale ze względu na moją wiare wierze w wizje piekła więc niechciałbym trafić z deszczu pod rynne... Jestem czymś przyblokowoany strasznie... Nie potrafie uzewnętrznić swojego własnego JA. Oprócz tego nie potrafie mówić ludziom o moich własnych uczuciach, wyrażać złość, a także mówić o własnych słabościach, przyznać się że czegoś niepotrafie zrobić kiedy sytuacja tego wymaga.... Chciałbym poznać wasze zdanie, być może doświadczenia w jaki sposób można ćwiczyć wydobywanie ukrytej głęboko własnej osobowści, jak dać się przełamać i zacząć życ własnym życiem, własnymi potrzebami osiągać szczęście i zbudować system wartości i pewność siebie... Póki co jestem psychofizycznym wrakiem, który chciałby ze sobą skończyć, bo nie daje rady sobie już z tempem własnych myśli, emocji, migren i moich złych stanów uzależnionych od niedorozwiniętej osobowości...
  10. Cześć wszystkim ! Po rodzajach osobowości które miałem przyjemność tutaj przeczytać stwierdziłem że moim problemem jest osobowość zależna, która prawdopodobnie uruchomiła we mnie cały proces nerwicy lękowej... Czuje że wśród ludzi - wszystkich poza własną rodziną, wyrażam samego siebie poprzez pryzmat innych ludzi tzn. mówie w stylu kogoś innego (np sposób mówienia, gestykulacja, riposty) moje myśli nie są do końca "moje", nie czuje sie sobą tylko tak jakby siedziało we mnie tysiąc innych osób... Jakbym był jakiś opętany i nie potrafił wydobyć własnej złości do innych i przedstawić im swoich własnych potrzeb. Przez to czuje że przechodze wielki kryzys tożsamości i brak pewności siebie... na chwile obecną niewiem kim tak naprawde jestem. Czuje że moje prawdziwe emocje i potrzeby nie są wyrażane na zewnątrz, przez co są tłumione w środku. Strasznie jestem czymś przyblokowany, wiem że życie jest jedno, Ja w nim cierpie katusze, mam ochote czasem je sobie odebrać ale ze względu na moją wiare wierze w wizje piekła więc niechciałbym trafić z deszczu pod rynne... Jestem czymś przyblokowoany strasznie... Nie potrafie uzewnętrznić swojego własnego JA. Oprócz tego nie potrafie mówić ludziom o moich własnych uczuciach, wyrażać złość, a także mówić o własnych słabościach, przyznać się że czegoś niepotrafie zrobić kiedy sytuacja tego wymaga.... Chciałbym poznać wasze zdanie, być może doświadczenia w jaki sposób można ćwiczyć wydobywanie ukrytej głęboko własnej osobowści, jak dać się przełamać i zacząć życ własnym życiem, własnymi potrzebami osiągać szczęście i zbudować system wartości i pewność siebie... Póki co jestem psychofizycznym wrakiem, który chciałby ze sobą skończyć, bo nie daje rady sobie już z tempem własnych myśli, emocji, migren i moich złych stanów uzależnionych od niedorozwiniętej osobowości...
  11. Cześć wszystkim ! Po rodzajach osobowości które miałem przyjemność tutaj przeczytać stwierdziłem że moim problemem jest osobowość zależna, która prawdopodobnie uruchomiła we mnie cały proces nerwicy lękowej... Czuje że wśród ludzi - wszystkich poza własną rodziną, wyrażam samego siebie poprzez pryzmat innych ludzi tzn. mówie w stylu kogoś innego (np sposób mówienia, gestykulacja, riposty) moje myśli nie są do końca "moje", nie czuje sie sobą tylko tak jakby siedziało we mnie tysiąc innych osób... Jakbym był jakiś opętany i nie potrafił wydobyć własnej złości do innych i przedstawić im swoich własnych potrzeb. Przez to czuje że przechodze wielki kryzys tożsamości i brak pewności siebie... na chwile obecną niewiem kim tak naprawde jestem. Czuje że moje prawdziwe emocje i potrzeby nie są wyrażane na zewnątrz, przez co są tłumione w środku. Strasznie jestem czymś przyblokowany, wiem że życie jest jedno, Ja w nim cierpie katusze, mam ochote czasem je sobie odebrać ale ze względu na moją wiare wierze w wizje piekła więc niechciałbym trafić z deszczu pod rynne... Jestem czymś przyblokowoany strasznie... Nie potrafie uzewnętrznić swojego własnego JA. Oprócz tego nie potrafie mówić ludziom o moich własnych uczuciach, wyrażać złość, a także mówić o własnych słabościach, przyznać się że czegoś niepotrafie zrobić kiedy sytuacja tego wymaga.... Chciałbym poznać wasze zdanie, być może doświadczenia w jaki sposób można ćwiczyć wydobywanie ukrytej głęboko własnej osobowści, jak dać się przełamać i zacząć życ własnym życiem, własnymi potrzebami osiągać szczęście i zbudować system wartości i pewność siebie... Póki co jestem psychofizycznym wrakiem, który chciałby ze sobą skończyć, bo nie daje rady sobie już z tempem własnych myśli, emocji, migren i moich złych stanów uzależnionych od niedorozwiniętej osobowości...
  12. taka moja wizja przypominam sobie z dawnych lat utwór Alice Deejay - The Lonely One http://www.youtube.com/watch?v=hGkXzV8XfBE i kiedy go słucham mam przed oczami coś takiego http://toptravellists.net/wp-content/uploads/2012/08/Waters-Beach-Palm-Maldives.jpg http://www.thewallpapers.org/photo/31663/4-3-2-Maldives_Paradise_Island.jpg wg mnie teledysk nie jest adekwatny do tego utworu ;p a tutaj naprzykład kawałek zespołu Scorpions - Rock You Like It Hurricane http://www.youtube.com/watch?v=OI2COawqMJQ pasowałby mi do jakiegoś dobrego Derby meczowego http://m.ocdn.eu/_m/bf96f0edc36137bd1a097c54778666ef,10,1.jpg hehe a ten Alannah Myles - Black Velvet autentycznie z striptiz klubem i tańcem erotycznym hehe takie mam czasem wizje słuchając niektórych kawałków powinienem zostać montażystą filmowym, żeby wydobyć z utworu obraz i emocje
  13. taka moja wizja przypominam sobie z dawnych lat utwór Alice Deejay - The Lonely One http://www.youtube.com/watch?v=hGkXzV8XfBE i kiedy go słucham mam przed oczami coś takiego http://toptravellists.net/wp-content/uploads/2012/08/Waters-Beach-Palm-Maldives.jpg http://www.thewallpapers.org/photo/31663/4-3-2-Maldives_Paradise_Island.jpg wg mnie teledysk nie jest adekwatny do tego utworu ;p a tutaj naprzykład kawałek zespołu Scorpions - Rock You Like It Hurricane http://www.youtube.com/watch?v=OI2COawqMJQ pasowałby mi do jakiegoś dobrego Derby meczowego http://m.ocdn.eu/_m/bf96f0edc36137bd1a097c54778666ef,10,1.jpg hehe a ten Alannah Myles - Black Velvet autentycznie z striptiz klubem i tańcem erotycznym hehe takie mam czasem wizje słuchając niektórych kawałków powinienem zostać montażystą filmowym, żeby wydobyć z utworu obraz i emocje
  14. taka moja wizja przypominam sobie z dawnych lat utwór Alice Deejay - The Lonely One http://www.youtube.com/watch?v=hGkXzV8XfBE i kiedy go słucham mam przed oczami coś takiego http://toptravellists.net/wp-content/uploads/2012/08/Waters-Beach-Palm-Maldives.jpg http://www.thewallpapers.org/photo/31663/4-3-2-Maldives_Paradise_Island.jpg wg mnie teledysk nie jest adekwatny do tego utworu ;p a tutaj naprzykład kawałek zespołu Scorpions - Rock You Like It Hurricane http://www.youtube.com/watch?v=OI2COawqMJQ pasowałby mi do jakiegoś dobrego Derby meczowego http://m.ocdn.eu/_m/bf96f0edc36137bd1a097c54778666ef,10,1.jpg hehe a ten Alannah Myles - Black Velvet autentycznie z striptiz klubem i tańcem erotycznym hehe takie mam czasem wizje słuchając niektórych kawałków powinienem zostać montażystą filmowym, żeby wydobyć z utworu obraz i emocje
  15. Myśle ze duży wpływ na to jak sie czujemy ma też aura kiedy wstaje rano i widze że jest szaro, a do tego zbiera się na deszcz, nawet niechce mi się podnosić tyłka z łóżka, ale jak mus to mus z tego co zauważyłem wpływ pogody, ma na mnie duże znaczenie... to jaki będzie mój dzisiejszy dzień często zależy od tego co widze za oknem, w dodatku cholera mi się cały czas śnią burze w nocy
  16. z tego co napisałeś/napisałąś Insomnia, rozumiem że chodzi Ci o to że ludzie słuchający danego gatunku muzyki po dowiedzeniu się że słowa stworzył Jacek Cygan a muzyka dajmy na to Rubik, przestają jej słuchać ? heh, spójrz na disco polo, każdy się wypiera że tego słucha a słowa i tak każdy zna hehe to jest dopiero paradoks ale to o co zapytałem w temacie chodzi raczej o to jak ktoś odczuwa muzyke, co widzi i czuje podczas jej słuchania i jaki ma wpływ na dalszą egzeystencje tego kogoś
  17. co do kolegi Sorrow to masz racje z Evanescene... jest film z kompilacją z wypadków drogowych pod która leci piosenka Evanescene - My Immortal, jak to zobaczyłem to zbierało mi się na płacz tu jest link do tego http://www.cda.pl/video/137310c/Z-dedykacja-dla-wszystkich-pewniakow-na-drodze
  18. Osobiście musze stwierdzić że muzyka ma na mnie bardzo duży wpływ, min. jest w stanie wpłynąć na mnie tak, że czuje się tak a nie inaczej danego dnia - wpływa na mój stan psychofizyczny, nie potrafie zluzować, odczuwam ją emocjonalnie całym sobą i wiąże dane sytuacje i ludzi z różnymi utworami, te wesołe piosenki jak również te smutne, macie podobnie ?! jeśli macie swoje ulubione kawałki z którymi wiążecie jakieś sytuacje przemyślenia, wrzucajcie i opiszcie
  19. Ja drogie panie mam na odwrót, nawet we własnym aucie nie mam poczucia bezpieczeństwa dziwny jest ten świat to znaczy my kiedyś cieszyłem się z każdego wyjazdu teraz to tylko udręka i irracjonalny stres, a świat jest tak duży i piękny a ja zamiast podróżować to siedze pod kloszem
  20. dzięki koleżanko za miłe słowa i pocieszenie generalnie z natury czuje sie raczej chamski, bezczelny i impulsywny dla bliskich - mówie wprost o tym co czuje i myśle bez względu na konsekwencje... ale potrafie być też dla nich super miły i służyc każdą pomocą - mówie tu o rodzinie ale tak jak wspominałem wyżej moim problemem w kontaktach ze światem zewnętrznym - koledzy, koleżanki, znajomi, obcy ludzie sprawiam wrażenie ciepłej kluchy którą można manipulować, a w środku mnie czuje że ukryty jest kawał drania... kiedy ktoś mi za przeproszeniem pieprzy jakieś bzdury, głupio do mnie gada, próbuje mnie zastraszyć i pokazać swoją wyższość nie potrafie skutecznie odeprzeć tego ataku, ani przekonać go do tego że jest idiotą... poprostu brak mi słów w tym momencie - pustka w głowie... nie potrafie okazywać mojego prawdziwego oblicza ludziom, bo chyba boje sie ich reakcji, tego że zostane odrzucony, tego że dostane za przeproszeniem w ryj, przez co dusze całą energie w sobie... kłótnie są po to żeby sie rozładować a później zazwyczaj wszystko wraca do normy. Mam chyba zniekształcony obraz rzeczywistości, w końcu po kłótni koledzy dalej zostają kolegami, koniec świata nie następuje, a ludzie będą zaskoczeni że mam własne zdanie i nie dam sobą poniewierać... czasem mam taką ochote ryknąć, wyżyć się, wykrzyczeć i wydalić na innych całą swoją złość tak żeby im pospadały czapki z głów... chyba musze się powoli tego uczyć, bo nie mam zamiaru całe zycie być magazynem dla własnych emocji
  21. Ja obecnie chodze na studia zaoczne... chociaż się stresuje jak cholera to siedze twardo, między ludźmi nie dając po sobie poznać że zaraz prawie zejde z tego świata... mimo wszystko mam bardzo ciepłe relacje między moją grupą a mną, pomagamy sobie nawzajem, ludzie nawet mają mnie za osobe która ogarnia cały ten burdel na studiach... problem w tym że mam kłopoty z koncentracją i wogóle z uczeniem się czegokolwiek, teraz na sesji polegam wyłącznie na ściagach póki co mi sie udaje... Mój charakter pasuje do tego tematu ze względu na unikanie - mam problem z konfrontacją z obcymi ludźmi... nigdy nikomu o tym nie mówiłem, dziśto mój debiut że napisałem o tym tutaj odnosze wrażenie że daje czasem sobą manipulować żeby zyskać uznanie i aprobate innych... jak wiadomo nie wszyscy są stworzeni żeby mieć wobec każdego dobre intencje. Prosty przykład dajmy na to ktoś chce mi się bezczelnie wcisnąc w kolejke, mam problem z racjonalnym wytłumaczeniem mu żeby spierrrr.....lał przez to nie czuje się zbyt atrakcyjny dla kobiet bo wiadomo one lubią facetów pewnych siebie którzy się w tańcu nie pierd...ą również mam problem, żeby odeprzeć ataki na moją osobe od wszelkiej maści buractwa - osób o większej tężyźnie fizycznej którzy mnie czasem prowokują i ubliżają... Nie potrafie im powiedzieć żeby zamkneli jape bo dostaną w morde... nawet mi tu nie pomogły solidne dostawanie po buźce na sparingach boksu, myślałęm że to choć na chwile zmieni moją psychike i da lekceważacy stosunek do ludzi, jak widać nawet ćwiczenia fizyczne mi nie pomagają w budowie własnego wizerunku. To raczej na sto procent wynika z braku pewności siebie, z myślenia co by było gdyby - konsekwencje i z tego że wszyscy koncentrują się na mojej osobie jak zareaguje podczas takiej sytuacji... Peszy mnie to, przez to czuje się źle i nosze w sobie uczucia których nie potrafie później wyrazić, a z każdym dniem jest coraz gorzej...
  22. Witam was Kochani, powiedzcie mi jak sobie radzicie z prowadzeniem samochodu gdy jesteście chorzy na agorafobie ?! Ja jestem w stanie poruszać się po mieście, ewentualnie niedaleko miejsca zamieszkania, na dalsze trasy sie niedaje... Łapią mnie lęki, mam hiperwentylacje, robi mi się słabo, boje się wysokich prędkości, najbardziej boje się dróg krajowych w tym nadjeżdzających z naprzeciwka ciężarówek, w dodatku przez tą pieprzoną chorobe szybko męczą mi się oczy... bardzo lubie prowadzić samochody, jak to facet najgorzej jest podczas prowadzenia auta w nocy - razi mnie wszystko jak cholera i sygnalizatory i światła aut nadjeżdzających z naprzeciwka i te odbijające się w lusterkach... Na nerwice wraz z agorafobią, fobią społeczną choruje od 5 lat... Wszystko spadło tak nagle, moje życie zostało wywrócone do góry nogami i pojawienie się naraz różnego rodzaju fobii w tym lęku wysokości którego nigdy nie miałem... Zawsze gdy mam być kierowcą gdzieś dalej migam się w taki sposób abym nie kierował, tylko by zrobił to za mnie ktoś inny... Do dziś nikt z moich znajomych od pięciu lat niewie że cierpie na taką przypadłość, każdy myśli że mam się za szczęsliwego, mającego wszystko w dupie chłopaka... Brzmi to troche jednoznacznie jak nieumiejętność kierowania własnym życiem, być może w tym leży przyczyna mojego stanu umysłowego... Kiedyś byłem na kilkunastu wizytach u pscyhologa, troche ułozyłem sobie życie po tym, natomiast od 3 lat mam totalne K.O,... Nie biore żadnych leków, nie korzystam z pomocy psychologicznej, czuje że mocno upadam... Wstydze się iść do psychologa ponieważ mam dobrą znajomą która pracuje w rejestracji, a na wizyty prywatne mnie poprostu nie stać... Jestem między młotem a kowadłem, mój stan z dnia na dzień jest coraz gorszy a ja stoje w miejscu albo się cofam
  23. Witam was, drodzy forumowicze Musiałęm założyć to forum, wygadać się komuś... Powiem tak, na codzień nie potrafie mówić ludziom o własnych słabościach czy niepowodzeniach, pewnie przez to mój problem bierze się z tego bo tłumie w sobie emocje i niepotrafie ich nazywać po imieniu... Moja historia zaczęła się pięc lat temu kiedy dostałem pierwszy atak/objaw tej wrednej jak cholera choroby... Do dziś nieiwiem czy to zapalony może z czwarty raz w życiu joint wydobył całe to gówno na powierzchnie czy i tak kiedyś musiałem z nadmiaru nagromadzonych emocji pęknąć jak balon ?! Mój problem polega na tym że zawsze chciałem uchodzić za kogoś lepszego, silniejszego niż jestem... Kiedyś Bogusław Linda powiedział w jednym z wywiadów że postawienie sobie wysoko poprzeczki jeszcze nikomu nie zaszkodziło, jak widać minęło się to z prawdą... Jestem jedynym dzieckiem moich rodziców, więc może dlatego wydaje mi się że jestem aspołeczny, nie miałem kogo trzepnąć w łeb, wylać swoich frustracji, pokłócić się, przystosować się poprostu i uodpornić na różne przeciwności losu... Czuje się jak ciapa a nie facet... Moim problemem jest to że nie potrafie konfrontować się z ludźmi... Potrafie konfrontować się tylko i wyłącznie z członkami mojej rodziny - mam tu na myśli szybką ciętą riposte i nieskazitelną pewność siebie w tym co mówie (są to poprostu moje realne uczucia i emocje, mówie to co myśle i czuje poprostu odrcu hbezwarunkowy). Największy problem pojawia się kiedy wyjde na zewnątrz, gdy ktoś próbuje mi ubliżać, grozić, wykorzystać, mam wtedy w głowie mętlik jak cholera, ślina nie przynosi mi nic na język, czuje się przygaszony a w dodatku moi znajomi patrzą jak rozwiąże swój własny problem... Później wychodze na ciote która nie ma nic do powiedzenia, poprostu nie potrafie identyfikować sie z emocjami... Jedyne co jestem w stanie zrobić na dzień dzisiejszy w takiej sytuacji to uderzyć kogoś za obraze ale o konfrontacji słownej nie ma mowy... Kiedy patrze komuś w oczy podczas rozmowy to odczuwam to jako pojedynek spojrzeń a nie rozmowe, z reguły nawet nie skupiam się na tym co ktoś do mnie mówi tylko jak patrzy, poźniej ewentualnie proszę żeby jeszcze raz powtórzyła to co chciała mi powiedzieć... jasna cholera dałbym wszystko żeby poczuć się sobą i być pewnym siebie w kontaktach z ludźmi i mieć każdą odpowiedź na ich głupie pierd....nie w moją strone... Na podstawie nerwicy wytworzyły się u mnie inne fobie takie jak agorafobia, lęk wysokości, fobia społeczna w dodatku cały czas razi mnie światło, boli mnie głowa robi mi się słabo i mam problem z równowagą. Moi znajomi nawet niewiedzą że jestem chory na tego typu gównianą chorobe już piąty rok, kiedys leżałem w szpitalu przez tydzień, ze dwa miesiące jadłem tabletki, pozniej samowolnie odstawiłem, zapisałem się na terapie, chodziłem przez rok na wizyty które odbywały sie raz w tygodniu. W czasie trwania całej tej choroby tylko przez miesiąc jadłem tabletki. Obecnie chodze na studia zaoczne - każdy zjazd wykańcza mnie emocjonalnie, mam problemy z nauką i koncentracją, stresują mnie ludzie którzy chodzą ze mną na studia choć jestem z nimi zaprzyjaźniony, to w głebi siebie gdy siedze na uczelni między całą grupą robi mi sie tak słabo czasem że myśle że zejde... oczywiscie nie daje tego po sobie poznać, a poźniej cały poniedizałek i wtorek jestem wrakiem psychicznym i fizycznym. Na nic zdały mi się sztuki walki jak również siłownia, która regularnie uprawiam, bo co z tego że dziś wyładuje się i poczuje się lepiej żeby na drugi dzień znów być wrakiem emocjonalnym z całodobową migreną. Z kobietami też mam od pewnego czasu wielki problem, znajomi mnie pytają czemu nie mam/nie szukam sobie dziewczyny... Odpowiadam im zazwyczaj że narazie nie potrzebuje związku lub wale inną ścieme... Wytłumacze wam krótko i zwięźle dlaczego tak jest: po pierwsze przez agorafobie - dokąd miałbym ją zabrać skoro podczas dalszych tras i nieznanych miejsc robi mi się słabo, stresuje się i czuje się jakbym miał zejść, a po drugie z takim stanem nie jestem w stanie dać jej poczucia bezpieczeństwa skoro sam nie potrafie rozwiązywać własnych problemów, a po trzecie facet to ma być facet a nie mameja z problemami jak Ja... Poznałem jedną cudowną kobiete, dla której mógłbym skraść tą przysłowiową gwiazdke z nieba, ale w tym stanie tracimy tylko na czasie a ja boje się powiedzieć jej o własnych problemach bo wyjde dla niej na pipe nie faceta... Dałbym wszystko żeby odbudować zrujnowaną na maxa pewność siebie, pozbyć się lęków i zacząć wreszcie żyć jak człowiek, podróżować, dobrze zarabiać, bez skrupułów i sumienia opierdal...ać złośliwych i nieprzychylnych mi ludzi, nie bać się konfrontacji i być wzorem dla innych...
×