Skocz do zawartości
Nerwica.com

Marta_30

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Marta_30

  1. Marta_30

    Moje zmagania

    Cześć kcohani Wczoraj czułam się kiepsko, noc miałam niespokojną, rano nie zawiozłam maluchów do przedszkola bo lęki. Wstałam załamana i bez nadziei o dziwo lęki były krążyły wokół wywołania ataku ale mimo, że uważam iż nie daję rady, neutralizowałam je. Tak cały dzień. Rano poryczałam się, jak bóbr, pomogło. Po południu znowu i w głowie w pewnym momencie usłyszałam "płacz wyrzuć te emocje z siebie, ty inaczej nie potrafisz jeszcze". Płakałam, płakałam aż poczułam że jest lepiej, podczas płaczu modliłam się i prosiłam o opiekę. Nagle zaczęłam sobie coś uświadamiać, jakby mnie ktoś cofnął do wczesnego dzieciństwa, doszłam do sedna, do najbardziej lękotwórczego objawu - to nudności a za nimi wymioty. To nie walące serce, to żołądek. Każdy atak poprzedzały potworne nudności, biegunka, wymioty, jako dziecko panicznie się tego bałam. Tutaj tkwi problem i ten lęk muszę przerobić. Wieczorem poczułam się, jak zdrowa osoba, położyłam się do łóżka i spała, spałam spokojnie ale wiecie co położyłam przy poduszce Biblię, ,mam zamiar czytać i znaleźć lekarstwo. Jako osoba zajmująca się mocą wiary, potęgi podświadomości, ezoteryką itd przez chorobę zostałam zmuszona do pracy nad sobą. Dzisiaj jest lepiej i wierzę, że będzie dobrze. Zawiozłam maluchy, wmusiłam w siebie śniadanie i mimo, że mam nudności lekkie, mimo że mam drżenie ciała, mimo że mi ciężko na żołądku wiem, że nie umrę, nie dostanę ataku serca, że to nerwcia, że nudności miną, jak się rozluźnię, jak żołądek będzie pełny, że mam przy sobie Istoty, które mi pomogą bo pragnę żyć i pragnę być zdrowa. Wiem, że należy cieszyć się małymi, prozaicznymi rzeczami, zapachem kwiatów, śpiewem ptaków, śmiechem dzieci, pięknym słońcem i ciepłem, jakim otula nasze ciała, zapachem letniej nocy, rozgwieżdżonym niebem, pocałunkiem męża, jego dotykiem i ciepłym słowem, pocałunkiem córeczek, tym że mam dach nad głową, tym że jestem człowiekiem, przestać gnębić się niską samooceną, gdyż jestem atrakcyjną kobietą, kochającą mamą, inteligentnym człowiekiem. To choroba mnie uczy, że skoro tak źle Ci z samą sobą to trzeba to zweryfikować, zauważ to co jest dookoła Ciebie. Każdy z nas z nerwicą powinien dojść do sedna co ją wywołuje, czego najbardziej się boję. Wiem, że przede mna jeszcze dużo pracy, wiem że będę się jeszcze bała ale musze dać radę dla moich córek i dla siebie.
  2. Marta_30

    Moje zmagania

    Cześć kcohani Wczoraj czułam się kiepsko, noc miałam niespokojną, rano nie zawiozłam maluchów do przedszkola bo lęki. Wstałam załamana i bez nadziei o dziwo lęki były krążyły wokół wywołania ataku ale mimo, że uważam iż nie daję rady, neutralizowałam je. Tak cały dzień. Rano poryczałam się, jak bóbr, pomogło. Po południu znowu i w głowie w pewnym momencie usłyszałam "płacz wyrzuć te emocje z siebie, ty inaczej nie potrafisz jeszcze". Płakałam, płakałam aż poczułam że jest lepiej, podczas płaczu modliłam się i prosiłam o opiekę. Nagle zaczęłam sobie coś uświadamiać, jakby mnie ktoś cofnął do wczesnego dzieciństwa, doszłam do sedna, do najbardziej lękotwórczego objawu - to nudności a za nimi wymioty. To nie walące serce, to żołądek. Każdy atak poprzedzały potworne nudności, biegunka, wymioty, jako dziecko panicznie się tego bałam. Tutaj tkwi problem i ten lęk muszę przerobić. Wieczorem poczułam się, jak zdrowa osoba, położyłam się do łóżka i spała, spałam spokojnie ale wiecie co położyłam przy poduszce Biblię, ,mam zamiar czytać i znaleźć lekarstwo. Jako osoba zajmująca się mocą wiary, potęgi podświadomości, ezoteryką itd przez chorobę zostałam zmuszona do pracy nad sobą. Dzisiaj jest lepiej i wierzę, że będzie dobrze. Zawiozłam maluchy, wmusiłam w siebie śniadanie i mimo, że mam nudności lekkie, mimo że mam drżenie ciała, mimo że mi ciężko na żołądku wiem, że nie umrę, nie dostanę ataku serca, że to nerwcia, że nudności miną, jak się rozluźnię, jak żołądek będzie pełny, że mam przy sobie Istoty, które mi pomogą bo pragnę żyć i pragnę być zdrowa. Wiem, że należy cieszyć się małymi, prozaicznymi rzeczami, zapachem kwiatów, śpiewem ptaków, śmiechem dzieci, pięknym słońcem i ciepłem, jakim otula nasze ciała, zapachem letniej nocy, rozgwieżdżonym niebem, pocałunkiem męża, jego dotykiem i ciepłym słowem, pocałunkiem córeczek, tym że mam dach nad głową, tym że jestem człowiekiem, przestać gnębić się niską samooceną, gdyż jestem atrakcyjną kobietą, kochającą mamą, inteligentnym człowiekiem. To choroba mnie uczy, że skoro tak źle Ci z samą sobą to trzeba to zweryfikować, zauważ to co jest dookoła Ciebie. Każdy z nas z nerwicą powinien dojść do sedna co ją wywołuje, czego najbardziej się boję. Wiem, że przede mna jeszcze dużo pracy, wiem że będę się jeszcze bała ale musze dać radę dla moich córek i dla siebie.
  3. Marta_30

    Moje zmagania

    Cześć kcohani Wczoraj czułam się kiepsko, noc miałam niespokojną, rano nie zawiozłam maluchów do przedszkola bo lęki. Wstałam załamana i bez nadziei o dziwo lęki były krążyły wokół wywołania ataku ale mimo, że uważam iż nie daję rady, neutralizowałam je. Tak cały dzień. Rano poryczałam się, jak bóbr, pomogło. Po południu znowu i w głowie w pewnym momencie usłyszałam "płacz wyrzuć te emocje z siebie, ty inaczej nie potrafisz jeszcze". Płakałam, płakałam aż poczułam że jest lepiej, podczas płaczu modliłam się i prosiłam o opiekę. Nagle zaczęłam sobie coś uświadamiać, jakby mnie ktoś cofnął do wczesnego dzieciństwa, doszłam do sedna, do najbardziej lękotwórczego objawu - to nudności a za nimi wymioty. To nie walące serce, to żołądek. Każdy atak poprzedzały potworne nudności, biegunka, wymioty, jako dziecko panicznie się tego bałam. Tutaj tkwi problem i ten lęk muszę przerobić. Wieczorem poczułam się, jak zdrowa osoba, położyłam się do łóżka i spała, spałam spokojnie ale wiecie co położyłam przy poduszce Biblię, ,mam zamiar czytać i znaleźć lekarstwo. Jako osoba zajmująca się mocą wiary, potęgi podświadomości, ezoteryką itd przez chorobę zostałam zmuszona do pracy nad sobą. Dzisiaj jest lepiej i wierzę, że będzie dobrze. Zawiozłam maluchy, wmusiłam w siebie śniadanie i mimo, że mam nudności lekkie, mimo że mam drżenie ciała, mimo że mi ciężko na żołądku wiem, że nie umrę, nie dostanę ataku serca, że to nerwcia, że nudności miną, jak się rozluźnię, jak żołądek będzie pełny, że mam przy sobie Istoty, które mi pomogą bo pragnę żyć i pragnę być zdrowa. Wiem, że należy cieszyć się małymi, prozaicznymi rzeczami, zapachem kwiatów, śpiewem ptaków, śmiechem dzieci, pięknym słońcem i ciepłem, jakim otula nasze ciała, zapachem letniej nocy, rozgwieżdżonym niebem, pocałunkiem męża, jego dotykiem i ciepłym słowem, pocałunkiem córeczek, tym że mam dach nad głową, tym że jestem człowiekiem, przestać gnębić się niską samooceną, gdyż jestem atrakcyjną kobietą, kochającą mamą, inteligentnym człowiekiem. To choroba mnie uczy, że skoro tak źle Ci z samą sobą to trzeba to zweryfikować, zauważ to co jest dookoła Ciebie. Każdy z nas z nerwicą powinien dojść do sedna co ją wywołuje, czego najbardziej się boję. Wiem, że przede mna jeszcze dużo pracy, wiem że będę się jeszcze bała ale musze dać radę dla moich córek i dla siebie.
  4. Marta_30

    Moje zmagania

    Witaj Pieroog Ja się zastanawiam, czy neurotycy nie mają gorszych dni w tym samym czasie, siedzę trochę w astrologii i niektóre dni faktycznie są ciężkie, wówczas nie tylko ja do bani się czuję ale i moi bliscy, którzy nie mają problemów nerwowych. Ja właśnie z masażu wróciłam, dojechałam ok, po drodze czułam prądy na kręgosłupie więc zaczęłam prowokować lęk, mówiłam na głos za kólkiem : "No to niech mnie weźmie atak, no dalej". Nic, na poczekalni serce zaczęło mi walić, myśli paniczne ale ja wówczas sama do siebie powiedziałam, jakbym miała dostać zawał, wylew to już setki razy od tych ataków, jak dojechałam tak i wrócę. Całkowitego komfortu z masażu nie miałam, bo i durnowate myśli w głowie się kotłowały ale jestem dumna z tego, że pojechałam, wyczekałam i wróciłam. Pieroog to co napisałeś "STRACH MA WIELKIE OCZY" to zdanie i stwierdzenie ma głębię, ma wielkie oczy bo pod wpływem lęku wydaje nam się, że widzimy więcej, czujemy więcej, słyszymy więcej, mamy wrażenie, że lęk nas zatapia. Ale to są wrażenia. Serce wali, nudności, poty, drżenie, biegunka, zawroty głowy, bóle, wszystko to czułam i czasami czuję ale coraz słabiej ale to są wrażenia, reakcje naszego pierwotnego umysłu. Tylko osoby neurotyczne są w stanie zrozumieć siebie nawzajem, bo to przeżywają, tak samo potrafimy się wspólnie wyciągnąć za uszy. Jestem ciekawa, jakby się skończyła wyprawa dwóch zalęknionych osób do sklepu, myślelcie o tym ja jestem pewna, że jedna drugą by podtrzymywała na duchu, myśląc racjonalnie i przedstawiając racjonalne argumentym że to to co się dzieje to nasz wymysły. Ja póki co kontynuuje terapię wystawiania się na czynniki wywołujące lęk, na konfrontację z lękiem i atakami. Tę metodę i inne poleca Kurt Tepperwen "Od lęku do radości". Damy radę, piszmy o tym co czujemy, czego się boimy ale i starajmy się tutaj racjonalnie podchodzić do naszych teorii. 1. Boję się ataku serca, mam tachykardię. Badania Holterm USG, EKG, ECHO nic nie wykazały, na wakacjach jeździłam na rowerze po 24km dziennie i wiecie co nawet na rowerze miałam atak. Jak teraz o tym myślę, to dochodzę do jednego wniosku, gdyby serce było chore nie dałabym rady dojechać do domu. Taki miałam atak, że myślałam iż wezwę karetkę, zamiast tego jechałam dalej i dalej i dojechałam do domu. Owszem lęk swoje zrobił ale jaki morał to nie serce a umysł. Na samą myśl o tamtej sytuacji jeszcze pół miesiąca temu dostawałam paniki, teraz jest mi ona obojętna. Może dobrym sposobem będzie przechodzenie przez nasze ataki paniki, tzn aby zneutralizować ładunek. Pomyślmy o atakach, które mieliśmy. Z pewnością na początku wywołają albo atak, albo silny lęk ale później ładunek emocjonalny zejdzie a my realnie spojrzymy na sytuację. Też szukam złotego środka, też jestem bezsilna ale co to nam da? Życie w klatce. Pieroog po odstawieniu jest ciężko nie ma się co oszukiwać, kup sobie TONISOL. Wyrówna sieczkę w mózgu po zachwianiu równowagi chemicznej. To suplement diety biorę od dwóch tygodni i pomaga, jak na lek bez recepty. Chcę doprowadzić mózg do normalności po psychotropach. Dasz radę, chcesz żyć, jak każdy z nas tutaj i wiesz co dlatego właśnie DASZ RADĘ, WYJDZIESZ Z NERWICY.
  5. Marta_30

    Moje zmagania

    Lutka kochana, w takich sytuacjach nie wiadomo nawet co odpisać. Jestem osobą, która do tej pory pomagała wszystkim dookoła, miałam swoją pasję (Tarot, Runy, ezoteryka itd) wiem i wierzę, że z nerwicy i lęków się wychodzi. Niestety do takiego stanu doprowadza nas system, w którym żyjemy. Błędne schematy, zależności od innych i pieniędzy. Presja czasu, to nie jest normalny, optymalny stan dla człowieka. Ja zeszłam z leków i mimo, że mam doły, mimo że wracają lęki to są słabsze, ataki również, konfrontuję się z lękiem. Terez jestem na etapie nerwa, czyli nerwami i wrzaskami reaguję na atak, lęk, jeśli chce mnie złapać a niech łapie, ja i tak jadę do sklepu,nie mam wyboru. Mam i miałam wcześniej jeszcze bardziej takie stany, jak Ty, Też bałam się, że nie dożyję dnia jutrzejszego, że nie urodzę dzieci bo wcześniej zejdę z tego świata. Zawsze uważałam, że choroba psychiczna to nic takiego, paranoje, lęki, fobie, pikuś. Teraz wiem, że to koszmar, pokonanie słabości umysłu jest nie lada wyczynem. Wiesz co jestem pewna, że nie ma zdrowego człowiek, przynajmniej w naszej kulturze, każdy ma lęki, fobie, jeden zapija, drugi bierze prochy, trzeci pali trawę, czwarty się kryje tak długo jak może aż wybucha, każdy w obecnych czasach ma problemy nerwowe, bo skupiamy się na pierdołach a nie na tym co ważne, na zdrowiu, na rozwoju, nie słuchamy intuicji, nie słuchamy ciała i rodzą się stresy, jest ich coraz więcej, więcej i szala spada w dół. Równowaga zaburzona, nerwica gotowa. Zobaczysz kochana, że zajdziesz w ciążę, oczyść się mentalnie, psychicznie, zapalaj białe świece żeby i przestrzeń, w której żyjesz oczyścić z chorób, stresu, nerwów. Nie mamy nic do stracenie, pomyśl o tym w tych kategoriach, mamy do wygrania tylko jedno ŻYCIE, postaw wszystko na jedną kartę. Ja jestem ciągle sama, mąż na wyjazdach i jest mi cholernie ciężko ale nie pozwolę aby mohje maluchy przeze mnie cierpiały. Lusia nikt i nic Ci nie pomoże, jak sama sobie nie pomożesz, leki to tylko plaster na ranę, ale jeśli działają to super wówczas terapia, praca ze sobą i schodzenie z leków. Ja dzisiaj miałam ciut stresującą noc, denerwowałam się powrotem maluchów do szkoły, trzevba wstać zawieść je, były już i nudności i wybudzenia. W rezultacie wstałam, zawiozłam teraz jem śniadanko i jadę na masaż. Moim lękiem są nudności i tachylardia i tak sobie myślę, jak mnie weźmie to trudno, jak Bóg chce mnie zabrać to to zrobi, jeśli nie to wyjdę z tego bagna. Tak samo Ty. Do końca roku będziesz się cieszyła ciążą, zobaczysz.
  6. Marta_30

    Moje zmagania

    Witam wszystkich forumowiczów. Jestem, jak z pewnością zauwazyliście, nowa na ty, forum. Prawdę powiedziawszy nigdzie wcześniej nie opisywałam swoich problemów lękowych i nerwicowych. Jednak czuję się i coraz bardziej samotna i coraz bardziej bezsilna. Nerwicę i ataki mam od dziecka, dopiero teraz sobie to uświadomiłam. Pomogła mi w tym terapia poznawczo-behawioralna, którą rozpoczęłam miesiąc temu. Pierwszy duży atak, po którym zostałam skierowana na badania Holtera miałam w wieku 16 lat, Holter nic nie wykazał poza tachykardią, badania krwi wykazały niedobór magnezu, badania neurologiczne, EEG wsio w normie. Kolejny Holter i pobyt w szpitalu po atakach w wieku 17-18 lat, badania ok, serducho zdrowe. Zaostrzyło się w momencie, gdy poznałam chłopaka (obecny mąż :) ) lęk przed odtrąceniem, przed zdradą, przed rozstaniem, przed śmiercią bardzo się zaostrzył, oczywiście nikt mnie nie rozumiał, rodzice nie byli mi oparciem. Bardzo schudłam, bałam się jeździć do szkoły, wuchodzić z domu, ćwiczyć, tachykardia była bardzo silna, propanolol nie pomagał, zieleniałam w autobusie, robiło mi się słabo. W końcu ojciec zawiózł mnie do psychiatry, nawet nie pamiętam o czym gadałam z lekarzem, to była jedna jedyna wizyta, dostałam pramolan i wsio. Bralam może kilka dni, ciągle mi się chciało po nim spać. Odstawiłam, rodzice mięli to gdzieś. Jakoś funkcjonowałam na pół gwizdka, ataki były ale cóż miałam zrobić. Wówczas czułam się tylko dobrze w obecności partnera, który nic nie rozumiał z tego co się ze mną dzieje, uważał że go szantażuję, że jestem mega zazdrosna i zaborcza. Nerwica ustąpiła dopiero gdy zaszłam w ciążę, przerzuciłam uwagę na dziecko, wiedziałam że nic mi nie grozi bo jestem w ciąży. Po porodzie też nie miałam problemów, poszłam do pracy i było super, w życiu nie byłam tak aktywnym człowiekiem, później druga ciąża, utrata pracy, problemy finansowe, kłótnie z rodzicami. Ataki zaczęły wracać najpierw słabem powolne. Mąż wyjechał za granicę popadłam w depresję, udałam się do psychiatry, przez pół roku brałam Cital/Citabax było super w razie ataku Xanax na sen Lerivon. Było super ale po odstawieniu zaczęła się jazda, moja odporność na stres spadła do minimum, powrót do leków, niestety organizm przestał je tolerować chyba bo doszły problemy z żołądkiem, wątrobą. W grudniu odstawiłam wszystko i takiej apatii, lęku nie miałam chyba nigdy. W ubiegłym miesiącu silny atak spowodował, że do końca stycznia praktycznie nie wychodziłam z domu a mam dwójkę małych dzieci, do psychologa woził mnie ktoś z rodziny, schudłam 8kg, bezsenne noce, płącz, tachukardia, hipochondria, ciągłe wmawiane sobie chorób itd. Z końcem miesiąca po kilku spotkaniach z terapeutom zaczęłam konfrontować się z lękiem, wyjście do miasta, raz wróciłam bo czułam jak robi mi się słabo ale ataku nie było. Jeśli budzę się w nocy stosuję technikę oddechową, odliczam od 100 w dół, od tygodnia nie mam w nocy ataku, zaczęłam sama jeździć autem, zaczynam jeść, zaczęłam ćwiczyć jogę, pisać dziennik i analizować co lęk chce mi przekazać. W jakimś stopniu to pomaga, gdy pojawia się lęk biorę dziennik i piszę, co chce mi przekazać, o czym myślę, czego się boję, co mam przepracować, lęk słabnie. Dzisiaj mam gorszy dzień, wiem, że nawet podczas terapii powrót lęku i ataków jest normalny. Po ćwiczeniach jogi i oddechowych zaczęłam wyć, jak bóbr, czułam się jakby mi było za ciasno w ciele, boję się iść spać, boję się ataku, nie wiem co lęk chce mi przekazać, jakbym uruchomiłam coś co wyzwala takie emocje i umysł chce to wywalić na zewnątrz. Wiem, że droga do celu będzie długa i wyboista. Postanowiłam jednak nie tkwić w tym dalej sama a połączyć się z innymi osobami, które mnie zrozumieją. Pozdrawiam wszystkich walczących. Wierzę, że z nerwicy się wychodzi.
×