Witajcie.
Nie myślałam, że napisanie tutaj będzie tak trudne...
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że mam trudną sytuację rodzinną, która trwa od ok. 6 lat ("Widziałem w moim domu piekło na ziemi..."). Kiedy myślałam, że gorzej być nie może, życie po raz kolejny mnie zaskoczyło, a właściwie rozczarowało i pokazało, że jednak się myliłam. Od listopada pokomplikowało się na tyle, że każde rozwiązanie będzie negatywne w skutki. Nie chciałabym opisywać problemów, które mnie dotykają, ponieważ traktuję je, jako coś wstydliwego. Przyznam szczerze - nie myślałam, że obecna sytuacja aż tak mnie dotknie. Początkowo niczego nie dostrzegałam - przyzwyczaiłam się, że w mojej rodzinie jest źle. Myślałam, że nowy stan o tytule "totalne bagno" też dam radę jakość przejść. Oczywiście w trakcie tych 6 lat zauważyłam, że mam problemy ze stresem, czego konsekwencją było m.in. zatrzymanie miesiączki, czy panikowanie nawet w błahych sprawach. Gdy zaczęłam zażywać magnez i witaminę B6 nastąpiła poprawa, lecz stres nie został całkowicie wyeliminowany. Jego skutki również.
W styczniu nie uszło mojej uwadze częste uczucie senności, zmęczenia mimo bycia wypoczętą. Następnie doszły nocne koszmary (związane z "totalnym bagnem", a jakże), trudności z zaśnięciem, brak koncentracji, motywacji i ogólny strachem przed przyszłością ("Boję się przyszłości, boję odpowiedzialności swojej...").
"And I find it kinda funny. I find it kinda sad. The dreams in which I'm dying. Are the best I've ever had." W tym cytacie jest też trochę prawdy o tym, co obecnie przeżywam.
Co ciekawe, na co dzień jestem postrzegana, jako osoba uśmiechnięta i pozytywna nastawiona do życia - wierzcie lub nie, ale sama nie wiem, dlaczego to jest prawdą.
Moje pytanie do Was - należy zgłosić się do psychologa czy to po prostu kryzys, który za jakiś czas minie?