Witam, nosiłam się z zamiarem zarejestrowania się i napisania na tym forum od kilku tygodni. Właściwie nie wiem od czego zacząć. Wiem natomiast że to co się ze mną dzieje jest niepokojące i już nie potrafię sama z tym sobie radzić. Po krótce opisze swoje życie aby można było mnie troche lepiej poznać i to co w chwilii obecnej ze mną sie dzieje. Od początku..
Kiedy byłam mała dziewczynka z mama mieszkałyśmy u mojej babci. Właściwie to babcia mnie wychowywała. Mama była wtedy b. mloda osoba, znikała czesto, pracowala jako barmanka. Malo ja pamietam z wczesnego dziecinstwa. Pamietam natomiast tesknote, lek i poczucie opuszczenia.
Kilkakrotnie mama zabierala mnie od babci wyprowadzajac sie ze mna gdzies kiedy poznawala nowego mezczyzne lub poklocila sie z babcia. Oczywiscie nigdy te wyprowadzki dlugo nie trwaly. Mamy wiecznie nie bylo, czasem po kilka miesiecy. Czulam sie niepotrzebna, wiedzialam ze babcia mnie kocha ale jednak to nie to samo.. Kiedy skonczylam ok 11 lat, mama po ok rocznym nie mieszkaniu z nami przyjechala ze swoim nowym partnerem i obwiescila nowine ze sie yprowadzamy do innego miasta. Moj swiat przewrocil sie od tamej pory do gory nogami. nie chcialam sie wyprowadzac ale nikt nie liczyl sie z tym co czuje. W nowym miescie, szybko sie odnalazlam. Tylko mojej mamy prawie wogole nie bylo w domu. Bardzo rzadko gotowala, jadlam w szkole lub zostawiala mi pieniadze. Bylam bardzo samotna. Szybko sie zorientowalam ze moja mama pracowala jako.. prostytutka.. bylo to dla mnie szokiem i nie potrafilam sobie z tym poradzic... natomiast jej partner byl zwyklym cpunem i alkoholikiem. Bylo to dla mnie bardzo trudne, nie przyznalam sie ze o tym wiem. ale zaczelam sie buntowac. Pojawily sie ok 12 roku zycia anoreksja i narkotyki. moja mama przez kilka lat ze wzgledu na swoj tryb zycia nie zorientowala sie. Towarzystwo ktore stalo sie dla mnie jak rodzina nie nalezalo do grzecznych. czas spedzalam na ulicy, w bramach, parkach itp. Przez to spotkalo mnie wiele zlego i sama wiele zlego wyrzadzilam. 2 razy zstalam zgwalcona, kradlam. Wstydze sie do tej pory tego czasu. w pewnym momencie moja babcia postanowila mnie zabrac w rodzine zastepcza d siebie. bardzo sie wtedy ucieszylam bo nienawidzilam mamy, siebie i domu w ktorym mieszkalysmy. Babcia jakis czas probowala walczyc, chodzilysmy do poradni psychologicznej. nie wiedziala natomiast o anoreksji i narkotykach. kiedy to wyszlo na jaw wyslala mnie na leczenie krotkoterminowe do osrodka zamknietego. w wieku 18 lat urodzilam dziecko. byl to bardzo toksyczny zwiazek. juz bedac w ciazy ojciec corki kilka razy podniosl na mnie reke, robil sceny zazdrosci o byle co, naduzywal alkoholu itp. Potem bylo tylko gorzej. dopiero po 3 latach zebralam sie na odwage zeby odejsc. teraz przebywa on w wiezieniu. psychicznie bylam juz zrujnowana. nie mialam nawet gdzie pojsc wiec jakis czas blakalam sie z corka po znajomych. w miedzyczasie zaczelam sie spotykac z tata pozostalej 2 dzieci. Znalism sie juz kilka lat wstecz wiec latwo mu zaufalam. Zamieszkalismy razem. Tylko ze po jakims czasie rowniez zaczol pic. Ja rowniez wrocilam do nalogu, pojechalismy do osrodka leczenia uzaleznien. wtedy bylam w 2 ciazy. terapia nie dala efektu i po zakonczonym leczniu TZ szybko zazol znow pic. Potem kolejna proba lecz tym razem krotka, i znow ten sam efekt. W tej chwilii juz 9 miesiecy jest tym razem sam w osrodku, a ja w hostelu readaptacyjnym wraz z 3 maluchow. Tym razem widac efekty terapii.Zupelnie inne miejsce i podejscie niz w poprzednim osrodku. Tylko ja sobie nie radze juz z tym wszystkim. Czuje sie beznadziejna w kazdej sferze. Czuje sie nieatrakcyjna, glupia, bezradna, jestem bardzo podejrzliwa wobec ludzi, odizolowalam sie od wszystkich nawet do ludzi z hostelu mam dystans ogromny. Mam problem z poczuciem wlasnej wartosci, mysle o sobie ze jestem zla matka. duzym problemem sa dla mnie relacje z partnerem, pracowanie nad nimi. uczymy sie rozmawiac ze soba, ale ja sie zablokowalam i nie potrafie nic z tym zrobic. choc czuje i widze realnie ze on sie stara, ze sie zmienia, ze zaluje, z dziecmi nad relacjami pracuje, widze ze mnie kocha. a mimo to nie portafie.. skupiam sie ciagle na negatywach, na wyzadzonych ranach, zlych doswiadczeniach. ciagle przypominam sytuacje ktore mnie zranily, jestem strasznie zazdrosna, mam obsesje na tym punkcie. ciagle nachodza mnie mysli czy mnie zdradza, czy mu sie podobam, czy nie jest ze mna tylko dlatego ze mu wygodnie, nawet doszlo do tego ze zazdrosna jestem o to ze moze myslec o innych kobietach w kontekscie seksualnym. mimo jego zapewnien, oraz tego co inni czasem obcy ludzie mowia na moj temat nie potrafie uwierzyc w to ze jestem wartosciowa i atrakcyjna. wlasciwie bez przerwy zle o sobie mysle. chcialabym czuc sie dla niego wyjatkowa, najpiekniejsza i jedyna, ale niepewnosc przeszlosci nie pozwala mi na to. moze to komus wydawac sie smieszne w perspektywie innych moich problemow np tego co opisalam, ze sama musze dzicmi sie zajmowac itp, ale jest to dla mnie cos co nie pozala mi ruszyc z miejsca, zaczac normalnie zyc. Czuje sie z kazdym tyg coraz gorzej. od kilku tyg pojawiaja sie coraz czesciej mysli samobojcze. Wlasciwie wiem ze nikt mi nie pomoze przez internet ale jakos czuje potrzebe wygadania sie i wysluchania innych osob na ten temat..