Witam wszystkich serdecznie. Jestem dopiero uczniem liceum ale już czuję że życie zwala mi się na głowę od ponad roku. Od września jestem uczniem liceum ogólnokształcącego gdzie nie mogę się zaaklimatyzować, jestem wyśmiewany z powodu mojego wiejskiego pochodzenia. Nikt nie potrafi mnie zrozumieć, nikt nie chce mi pomóc. Mam świetny dar udawania, że wszystko jest dobrze, że jestem szczęśliwy chociaż naprawdę czuję się fatalnie. Nie potrafię zaufać ludziom, tworzę "mur" między naszymi relacjami. W trakcie rozmowy udaję że jest super- oczywiście kłamię. Nie mam pewności siebie, nie potrafię zagadać do dziewczyny, denerwuję się nawet kiedy muszę przejść przez korytarz pełen ludzi. Myślę, że jest to owoc kpin których jestem głównym adresatem. Moim rodzicom nic o tym nie mówię, oni mają gospodarstwo i swoje problemy zresztą i tak nie miałem z nimi dobrego kontaktu, nie umiemy się dogadać, zwłaszcza z ojcem.
Najsampierw myślałem, że nauka w mieście wszystko zmieni na lepsze- jak widać strasznie się myliłem. Przełom w moim życiu stanowiło zaproszenie do gry w grupie rockowej z facetami 10 lat starszymi ode mnie. Myślałem wtedy że był to strzał w dziesiątkę jednak w tej kapeli czuję się spychany na margines. Wiem, że 10 lat to duża różnica ale wciąż mam wrażenie że im zawadzam. Dosłownie kilka godzin temu kumpel z zespołu powiedział mi że ich były gitarzysta był bardzo dobry, świetnie się z nim współpracowało i nie gra on z nimi tylko dlatego, że musi wyjechać za granicę. Kurcze, ni dość że muszę czekać na próbę 3 godziny po lekcjach, wracam do domu o 20:00 to jeszcze na próbach widzę barierę miedzy mną za zespołem. Czuję się niepotrzebny nikomu a kapela miała być moja odskocznią od " szarej codzienności".
Nie wiem co robić.Strzelić sobie w łeb. od dawna już nie wiem po co żyje, jak widać dla nikogo. Proszę o pomoc, pozdrawiam!