Skocz do zawartości
Nerwica.com

delta

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez delta

  1. Witam wszystkich Nie chciałam już zakładać nowego wątku, skoro znalazłam ten. Ten sam post umieściłam też na innym forum, więc z góry przepraszam że go tak po prostu i tu wkleję, ale chciałabym uzyskać jak najwięcej opinii... Otóż, mam przyjaciela. Gdy poznaliśmy się jakieś 4 lata temu, wiedziałam już wtedy, że jest to człowiek "żyjący w swoim świecie", z ogromnymi trudnościami w nawiązywaniu kontaktów, nie lubiący ludzi, z depresją (wtedy nie byłam pewna). Jednak, z uwagi na fakt że i ja trochę w życiu przeszłam i mamy podobne poglądy oraz zainteresowania, udało mi się do niego dotrzeć i się zaprzyjaźniliśmy. Coś mnie do niego ciągnęło, a i on się niespodziewanie dobrze czuł właśnie w moim towarzystwie. Bywało różnie między nami, czasem świetnie, czasem wszystko wisiało na włosku i mieliśmy siebie nawzajem dość, jednak zawsze do siebie "wracaliśmy" Obecnie mogę chyba śmiało powiedzieć, że nasza znajomość ma swoje najlepsze chwile. Niestety, choć on nigdy całkowicie nie pozbył się swoich czarnych myśli i lęków, to ostatnio jest jeszcze gorzej. Nie ma prostej sytuacji w domu, rodzice się kłócą, jego tata stracił jakiś czas temu pracę i nie może znaleźć nowej ze względu na wiek i problemy zdrowotne, mama pracuje tylko dorywczo. Poza tym, ojciec zagląda czasem do kieliszka, z tego co wiem, to zagląda już od wielu lat. Nie że robi jakieś rozróby, ale trochę zdarza mu się szaleć, mówi przykre rzeczy a on musiał na to patrzeć od małego. Co najgorsze, obawiam się, że i mój przyjaciel trochę zbyt często ma ochotę na piwo... Kiedyś go nie znosił, podejrzewam że właśnie przez doświadczenia w domu, ale ostatnio coraz częściej mówi, że chce mu się pić. Widzę, że stara się ograniczać, na spotkaniach wypija np. nie 4 jak kiedyś a 3 lub 2, ale bardzo niepokoi mnie to, że zwiększyła się częstotliwość i zaczyna się uzależniać. Któregoś dnia w żartach taką obawę wyraził. Inna sprawa to to, że jakiś czas temu przeżył zawód miłosny. Klasycznie, poznał dziewczynę i chciał spróbować, ale ona wcale go nie chce. Dalej, ma bardzo niskie mniemanie o sobie, od zawsze powtarzał, że jest zbyt głupi na życie w społeczeństwie, że kiepsko u niego z myśleniem i w ogóle nie umie sobie radzić w życiu, że jest mało zaradny i boi się wyzwań. Teraz niby studiuje i pracuje, ale długo mu zajęło zebranie się do jakiejkolwiek pracy... Fakt, że jeśli chodzi o studia, to sporo mu pomagam, ale to ma efekt odwrotny - uważa, że sam by sobie i tym nie dał rady. Mimo, że ja staram się z tą pomocą nie narzucać, robię to wtedy, gdy sam o nią prosi. Przeraża mnie jeszcze jedna sprawa. Wiem, że nie popełni samobójstwa, bo nawet sam mi powiedział, że nie mógłby zrobić tego rodzicom a i nie byłby w stanie podnieść na siebie ręki, ale bardzo niepokoją mnie jego "żarty" na ten temat. Wiecie, takie niby niewinne, ale z podtekstem... Typu "a może nie doczekam jutrzejszego kolokwium". Jak mówiłam, wiem że sam sobie świadomie niczego nie zrobi, ale jednocześnie wiem też, że on naprawdę chciałby umrzeć. Jeszcze zanim się poznaliśmy, chodził na terapię, ale obecnie zaprzestał wizyt i brania leków. I teraz pytanie - jak JA mogę mu pomóc, swoją osobą? Oprócz zaciągnięcia do psychologa, co mogę robić, jak postępować? Jakimi słowami pocieszać, aby w to wierzył i nie odebrał tego jako puste zapewnienia? Niby proste zadanie, ale ja naprawdę już nie wiem, w jakie słowa to ubrać, żeby do niego trafiło. Strasznie boli mnie serce, gdy czytam niektóre jego smsy, kiedy już nie wytrzymuje i znów pisze, jak mu ciężko. I przede wszystkim, czy mogę go jakoś nakłonić do szczerej rozmowy, aby wyrzucił z siebie wszystko? On odmawia, argumentując to tym, że jako facet nie może mi się żalić, pokazywać mi swojej słabości (bo powinien być silny) ani się rozklejać.
×