Skocz do zawartości
Nerwica.com

kertoiP

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kertoiP

  1. Sorry, że dopiero teraz odpisuję ale po prawie 2 tygodniach bez odpowiedzi myślałem, że nikt nie odpisze. Dobre odpowiedzi tylko jest pewien problem. Z jednej strony mam świadomość, że człowiek nigdy nie dowie się jak jest naprawdę albo nie pojmie tego, a z drugiej czuję, że istnieje jakieś rozwiązanie tego co oczywiście jest ze sobą sprzeczne. I przez to tkwię w niepewności bo żadne z tych rozwiązań nie jest dobre.
  2. Sorry, że dopiero teraz odpisuję ale po prawie 2 tygodniach bez odpowiedzi myślałem, że nikt nie odpisze. Dobre odpowiedzi tylko jest pewien problem. Z jednej strony mam świadomość, że człowiek nigdy nie dowie się jak jest naprawdę albo nie pojmie tego, a z drugiej czuję, że istnieje jakieś rozwiązanie tego co oczywiście jest ze sobą sprzeczne. I przez to tkwię w niepewności bo żadne z tych rozwiązań nie jest dobre.
  3. Witam, napisałem ten temat głównie z powodu stresu który niszczy przyszłość i zdrowie ( chyba dział depresja dobry? ). Od zawsze kiedy pamiętam miałem ciągłe poczucie stresu czy to przy kontakcie z innymi ludźmi czy po prostu samemu siedząc w pokoju czułem to uczucie spięcia w brzuchu, niemożność zrelaksowania się. Zawsze gdy miałem iść do szkoły budziłem się godzinę wcześniej niż trzeba, żeby wszystko było przygotowane i byłem w szkole 15 minut przed lekcją, żeby się nie spóźnić. Do teraz gdy np umawiam się z kolegą na wyjście gdzieś czuje nieproporcjonalnie do tego wydarzenia duży stres i z powodu napięcia w okolicach brzucha idę do toalety. Taki chroniczny stres mimo uciążliwości da się wytrzymać ale najgorszy jest silny. Ostatnio mieliśmy zrobić krótką prezentację max 5 min. Można było robić w parach więc aby zmniejszyć stres wziąłem kolegę i zrobiliśmy prezentację. Wszystko miałem dokładnie wyuczone. Przed lekcją jeszcze kolegom pokazywałem jak będę to mówił i wszystko bezbłędnie poszło. Ok, trwa lekcja nauczycielka wzięła kilku uczniów i wreszcie nasza kolej. Udaję rozluźnionego ale wewnątrz piekło mam ochotę uciec, rozpłakać się albo schować. Mówiliśmy po 3,4 zdania na zmianę. Zaczynam swoją kwestię i idzie całkiem nieźle pod koniec tylko zaczyna mi się łamać głos. Kolega skończył mówić i zaczynam swoją kwestię. Głos już ledwo, ledwo słychać jakbym miał się zaraz rozpłakać. Zacinając się i myląc kończe. Pozostały jeszcze 2 kwestie. Kolega skończył. Stoję i nagle zdaje sobie sprawę, że nic nie pamiętam. Wtedy zupełnie się wyłączam z rzeczywistości i nie mając ani jednej myśli w głowie stoję i nic nie robię. Czas leci i leci a ja po prostu nie istnieje. Przegrałem. Kolega dokończył swoją część i siedliśmy. Z jednej strony ulga, że się skończyło, a z drugiej przytłacząjąca pozytywną emocję wściekłość. Łącznie mówiłem 30s z czego 20 ostatnich łamiącym się głosem. Na maturze czeka mnie 15min prezentacji... Powiedziałem sobie, że już nie zrobie żadnej prezentacji w życiu skoro nie dałem rady kilkunastoma nauczonymi zdaniami mówiąc jeszcze z kolegą to co dopiero z prawdziwą prezentacją. Mówiłem rodzicom i mówili, że nie ma czym się stresować itd. Tyle to i ja rozumiem ale ciało robi co innego. Poradzili mi wziąć ziołowe leki na uspokojenie typu neopersen itp. Brałem kiedyś w stresującej sytuacji podwójna porcję i nic. Przede mną prezentacja maturalna której pod wpływem takiego stresu po prostu nie zdam,a nie moge sobie z nim za nic poradzić próbowałem tylu rzeczy i po prostu się nie da. Czyli cokolwiek zrobię skończy się przegraną. To jedno, a teraz drugie. Nie wiem czy to można nazwać depresją, czy to po prostu świadomość tego życie nie ma sensu. Nie chodzi o to, że np nie będę miał przyszłości albo rzuciła mnie dziewczyna i nie mam po co żyć. Chodzi o brak sensu dla całego świata. Wszystko od najmniejszego atomu aż po ludzi dąży do rozwoju, ewolucji. Tylko po co? Jesteśmy tylko częścią większego planu każdy z nas ma zadanie się rozmnożyć, utrzymać potomków przy życiu. I co dalej? Na tym się kończy nasza funkcja i możemy zostać wyrzuceni i zapomnieni? Poza tym nic nie jest pewne. Wszystko co widzimy może być równie dobrze złudzeniem jak prawdą. Więc trwamy w czymś co jest nie wiadomo czym i umrzemy nic nie wnosząc do tego czegoś. I jak tu znaleźć powód by żyć albo nawet powód by umrzeć? Jedynym wyjściem jest po prostu trwanie. Rozumiem, że nie w tym rzecz, żeby mówić "życie jest bez sensu" ale ta świadomość nie daje o sobie zapomnieć. Sorry, że tak długo ale musiałem dosyć dokładnie ( wyszło chaotycznie ) opisać mój problem.
×