Może napiszę kilka słów o mnie i o tym co mi się przydarzyło... Spróbuję opisać to jak najkrócej.
Od początku grudnia aż do teraz mam kaszel, wcześniej bolało mnie gardło, miałam typowe objawy przeziębienia. Dwa tygodnie temu byłam na tzw. "Wieczorynce" z powodu duszności, lekarz przepisał antybiotyk, poszłam do lekarza rodzinnego, który powiedział że mam dalej leczyć się owym antybiotykiem. Wybrałam lek do końca, ale nie pomogło. To samo miało miejsce dwa dni temu. Lekarze stwierdzili nieprawidłowości w oskrzelach lub płucach, dali antybiotyk i leki wziewne i wypuścili do domu. Poszłam do lekarza rodzinnego, ten stwierdził zapalenie oskrzeli, ale przy okazji zasugerował, że duszności mogą być spowodowane nerwicą i że mam się nie przejmować.
Zaczęłam się nad tym zastanawiać, bo kiedy przebywam daleko od rodzinnego domu (weekendy spędzam w innym mieście), to objawy ustępują. Niestety nie mogę się jeszcze wyprowadzić na stałe, bo pracuję i nie mogę tego tak nagle przerwać. Myślę, że moja nerwica może mieć podłoże w relacjach z matką. Od najmłodszych lat stosowała wobec mnie przemoc psychiczną, od szantażu emocjonalnego po najzwyklejsze wyzwiska. Kiedy byłam dzieckiem i próbowałam zgłosić u lekarza rodzinnego, że coś się dzieje nie tak, że matka działa mi na nerwy, cały czas płaczę itp. to lekarz trzymał jej stronę. Matka wielokrotnie mówiła mi, że mój brat był zawsze lepszy ode mnie, że żałuje, że mnie nie usunęła, że do niczego nie dojdę, wszystko robię źle, mało zarabiam itp itd. W dodatku nigdy nie gardziła alkoholem. Dawniej piła w taki sposób, że nie dało się tego tak łatwo zauważyć. Od jakiś 5 lat mój brat się do niej nie odzywa, bo też niszczyła mu psychikę (ze mną niestety też nie utrzymuje kontaktu) no i od tego czasu ona potrafi pić każdego dnia, wpada w ciągi. Wygląda gorzej niż źle, czepia się wszystkiego. Jedynym sensownym wyjściem, tak jak już mówiłam, jest wyprowadzka, ale na to muszę jeszcze kilka miesięcy poczekać. Doradzi mi ktoś jak najszybciej i najskuteczniej mogę poradzić sobie z dusznością, oprócz pójścia na terapię (to rozważam po wypłacie, bo teraz konto świeci pustkami)? To już nawet nie są napady, tylko całe dnie mam uczucie, że nie mogę nabrać do końca powietrza...