Witam. Mam pewien problem. Jak w temacie, nie potrafię rozmawiać. Umiem pogadać z kimś na jakieś neutralne tematy (czyt: pogoda, szkoła itd), ale nie potrafię powiedzieć co czuję. Gdy ktoś mnie o coś pyta, o rodzinę, o to jak się czuję w życiu, czy mam jakieś problemy, jak sobie radzę, automatycznie odpowiadam "dobrze", mimo że wiem, że wcale tak nie jest. Czasem gdy próbuję coś powiedzieć, układam sobie w głowie moją wypowiedź od razu robi mi się słabo, dostaję duszności, chce mi się ryczeć i oczy mam pełne łez. (pisząc to było tak samo.) Blokuję się i nie jestem w stanie rozmawiać. Nie wiem skąd się to wzięło, ale wiem, że chciałabym to pokonać i móc normalnie funkcjonować, bo przez to czuję się jeszcze gorzej.. Podejrzewam, że może to mieć swoje źródło w moim dzieciństwie. Mój tata zmarł gdy miałam 8 lat. Potem moja siostra diametralnie schudła, głodziła się itd, to cała uwaga mamy i rodziny była skupiona na niej, ja czułam się jak gdybym nie istniała, a chyba wtedy właśnie ich najbardziej potrzebowałam.. Po jakiś 3 latach, gdy wszystko się uspokoiło mama przypomniała sobie, że ma jeszcze jedną córkę, nie tylko moją siostrę, ale że ja też istnieję i prosiła, żebym zaczęła z nią rozmawiać, bo się zamknęłam w sobie, ale wtedy mi to nie przeszkadzało. Niedawno (nawet nie pół roku temu) zdałam sobie sprawę z tego, że nie radzę sobie z życiem. Nie umiem rozmawiać, wszystko kumuluję w sobie, nie mam za dużo znajomych.. Jest garstka ludzi, których mogę policzyć na palcach jednej ręki, którzy są ze mną i coś dla nich znaczę i o tym wiem.. Sama usłyszałam o sobie 'Ona to się bardzo zamyka w sobie, z nikim nie rozmawia, nie otwiera się na ludzi' itd. Dzisiaj znów było 'nie wyłączaj się tak. Rozmawiaj z Nami.' ale ja nie potrafię. Chciałabym to pokonać, ale nie wiem jak. | Przepraszam, bo bardzo chaotycznie wszystko napisałam, ale inaczej nie umiem tego ująć, pomijając to, że ciężko było mi to napisać i pisałam to ponad godzinę cały czas pokonując łzy i duszności.. -.-