Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dreaming

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Dreaming

  1. Witam serdecznie wszystkich forumowiczów! Na wstępie chciałbym powiedzieć, że mam 19 lat, odzywam się tutaj na forum wyłącznie dlatego, gdyż nie jestem w stanie wyznać tego nikomu w świecie realnym. Dlaczego? Nie chcę, by ktokolwiek uważał mnie za narcyza, który myśli, że świat obraca się w okół jego głowy. Moim problemem, moją depresją jest nieumiejętność pogodzenia świata takim jakim jest. Od małego zostałem wychowywany, by dążyć do sukcesu, lecz nigdy po trupach, wszystko z rozwagą, zasadami moralnymi, by nikogo nie krzywdzić. Jestem tak psychicznie nastawiony, iż nie jestem przygotowany doświadczać jakichkolwiek większych porażek, których nie brałem pod uwagę. Każde niepowodzenie, nawet małe, utożsamiam z ciągiem przyczynowo-skutkowym, panikując przed tym, czym to może się zakończyć. Od małego szukałem problemów tylko u siebie, nie wiem co jest tego przyczyną. Pamiętam, że będąc dzieckiem, gdy spotykałem nowego kolegę/koleżankę, czułem ogromną odpowiedzialność, strach, by nie wypaść źle. Dzieci z początku często nie podchodzą do drugich, bo się wstydzą. Ja, zawsze stawiałem pierwszy krok i robiłem wszystko, by "rozkręcić" towarzystwo. Gdy drugie dziecko było zamknięte w sobie, nieśmiałe, ja brałem całą porażkę na siebie, myśląc, że głupio wypadłem w jego oczach. Nigdy nie miałem problemów z zawieraniem znajomości, lecz zawsze myślałem, że to wszystko ode mnie zależy. Marzę, bardzo dużo marzę, za dużo marzę. Mówią mi to o tym wszyscy bliżsi znajomi, chociaż nie opowiadam im wszystkiego, a raczej tyle co nic. Myślę sobie czasami, dlaczego ludzie odrzucają swoje młodzieńcze marzenia, tylko dlatego, gdyż są mało realne? Z drugiej strony, Ci ludzie mają o wiele łatwiej, żyją z dnia na dzień, cieszą się chwilą. Ja tak nie potrafię i to jest moją wewnętrzną rozterką. Nie potrafię przestać myśleć w przyszłość. Gdy jestem ze znajomymi, jestem naturalny, lecz gdy wracam do domu, często siedzę i martwię się tym co mnie czeka. O czym marzę, do czego dążę? Otóż, całe życie pracuję nad sobą. Ciągle chcę być jak najlepszy, we wszystkim. Zawsze słyszałem, że jestem przystojnym osobnikiem płci męskiej, a sam dopiero od paru lat, przestałem zazdrościć tym, którzy są przystojniejsi ode mnie. Osobiście, sam w sobie widzę tyle wad, że ciągle chciałbym coś zmieniać. Biegam, ćwiczę na siłowni, dbam o siebie. Marzę o podróżach. Wiem, że marzenie to spełni się, gdy będę miał odpowiednie fundusze, więc pieniądze stawiam wysoko w mojej piramidzie potrzeb. Mimo wszystko, największym marzeniem, a jednocześnie największym problemem jest kobieta. Tak jak wspomniałem, nie mam raczej problemów z dziewczynami, gdyż same pojawiają się w moim życiu. Na ogół jestem towarzyski, zabawny i nie przejmuję się tym co mnie otacza dookoła. Koleżanki itd. twierdzą, że to w połączeniu z inteligencją stanowi mój urok. Mnie to nie obchodzi, a jeszcze bardziej dołuje, gdyż chciałbym w końcu przyciągnąć tę kobietę, która MI zaimponuje. Mam strasznie duże oczekiwania co do kobiety, a jednocześnie takie małe - inteligentna, troskliwa/opiekuńcza, wierna, taka która pragnie coś robić w życiu (np. podróżować) oraz o prawdziwej, pięknej urodzie. O ile poznaję kobiety z tymi pierwszymi 4 cechami, to brakuje mi tej piątej i vice versa. Dlaczego to jest takie ważne? Myślę, że wtedy, osiągnąłbym to, czego naprawdę pragnę. Razem z taką kobietą mógłbym osiągnąć sukces zawodowy, podróżować, założyć rodzinę, czyli to, na czym mi zależy. Boję się, że to wszystko co właśnie wymieniłem, nie spełni się. Nie potrafię o tym przestać myśleć. Póki co, nie potknąłem się jeszcze w dążeniu do tego, lecz obawiam się, że to nastąpi i tego nie doświadczę, wtedy moje życie nigdy się nie wypełni, tak jak tego bym chciał. Nie potrafię cieszyć się tym z co mam. Chcę wyłącznie tego o czym marzę. Nie wiem czy ktoś w młodości był w tej samej sytuacji, ale to jest wręcz uciążliwe. Próbuję wszystkiego, ale nie potrafię zakończyć tej pogoni. Poza tym nie wiem dlaczego, ale przyciągam zwykle te dziewczyny, które uchodzą za piękne ( a może seksowne ) wyłącznie w domniemaniu innych facetów. Ja piękność inaczej dostrzegam, raczej jako radosną, delikatną twarz, od której emanuje ciepłem i dobrocią, szczupła figura, inteligentne/bystre oczy. Jestem dobry dla innych ludzi, zawsze chętnie pomagam, a to te "niegrzeczne" dziewczyny do mnie się zbliżają, zamiast te spokojne itd. Wiem, że zapewne nikt tego nie przeczyta lub naprawdę nieliczni. Wiem, że nie zadałem tu żadnego sensownego pytania. Wiem, że nie ma na to odpowiedzi, ale może ktoś też był w podobnej sytuacji i zna sposób, by odpowiednio przestawić sobie w głowie tok rozumowania? Tym, którzy dobrnęli do końca. Po prostu dziękuję. Chciałem się wyżalić. Gdybym opowiedział komuś to na żywo, zapytałby mnie po imieniu, czy mi odbiło, czy coś innego. Ludzie uważają mnie za zupełnie innego, niż tym kim jestem samotnie, gdy nie ma ich obok. Przy innych jestem pewny siebie, stanowczy, a w rzeczywistości jak niewinne dziecko zagubione w swoim świecie. Dobija mnie to zło, które otacza ten świat. Wkładam wszystkie siły, by pomagać innym, by sprawić im radość, by nie sprawić smutku, a sam jestem w tym kole zamknięty. O ile ludzie mają depresję, bo nie mogą znaleźć partnera, osiągnąć sukcesu zawodowego, o tyle ja nie potrafię sobie uświadomić, że być może na to nie zasługuję. Moim najpiękniejszym dniem w życiu będzie ten, w którym przeżyję go, w ogóle o nim nie myśląc. Pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz dziękuję. :)
×