Po raz pierwszy udzielam się na forum. Będzie mi miło jeśli ktoś zainteresuje się moimi wywodami i podzieli się spostrzeżeniami. Nie jestem pewna czy wybrałam właściwy dział.. ale poniekąd moja sytuacja ma charakter depresyjny.
Mam 26 lat... Mieszkam z rodzicami, dziadkami, rodzeństwem. Mam pracę, chłopaka z którym jestem 4 lata. Moje przygody z zaburzeniami nerwowymi zaczęły się gdy skończyłam gimnazjum i poszłam do szkoły średniej. Byłam otwartą opanowaną osobą, zwykłą nastolatką z bujną wyobraźnią. Zmiana towarzystwa wpłynęłą na mnie negatywnie. Czułam się wyobcowana i chciałam żeby nikt mnie nie dostrzegał. Bałam się być w centrum uwagi, zwykła odpowiedź ustna na lekcji była dla mnie horrorem. Czytanie wypracowania na lekcji sprawiało mi trudności. Świadomość że stoję na środku i cała uwaga skierowana jest na mnie była przytłaczająca. W takich sytuacjach głos mi się łamał, ręce, czasem całe ciało drżało ze stresu, serce podchodziło do gardła. Stres gdy nauczyciel typował ucznia w dzienniku do odpowiedzi był ogromny. Opuściłam się w nauce, nie potrafiłam przyswajać wiedzy. Miałam wrażenie że wszycy mnie unikają, wpływało to na moją samoocenę, zły nastrój. Wiedziałam że tak się nie da..
W wieku 18 lat zdecydowałam się zasięgnąć pomocy u psychiatry. Bałam się że nie zdam matury. Brałam na początku leki ziołowe na uspokojenie, lecz nie czułam różnicy. Pani doktor nie chciała truć mnie jakimiś chemikaliami. Po paru miesiącach nieskutecznego leczenia przepisano mi Seronil. Zażywałam ten lek z pół roku i ogólnie było lepiej. Odzyskałam energię, chęć do nauki, domownicy zauważyli że stałam się pogodniejsza. Na tym skończył się etap z lekami.
Obecnie jestem po studiach zaocznych, obroniłam magisterkę i jakoś ciągnę. Nadal mam problemy opisane powyżej, z tym że pojawiają się w innych sytuacjach. Jestem osobą wrażliwą, biorę do siebie wszelką czasem niezłośliwą krytykę, wszytskie niepowodzenia przeżywam wewnątrz, nie uzewnętrzniam ich. Ogólnie jestem skryta, małomówna. W towarzystwie (nawet koleżanek) nie opowiadam długich historii bo to sprawia mi trudności. Nadal się stresuję gdy mam coś powiedzieć. Unikam kontaktów wzrokowych z rozmówcami. Ogólnie myślę że jestem dziwna i że tajk ludzie mnie postrzegają.
Jeśli chodzi o mój związek.. Mój chłopak się stara, kochamy się. Ale nie czuję się szczęśliwa, myślę że jego też unieszczęśliwiam, że zasługuje na kogoś lepszego ode mnie ... Ślub powinien być najwspanialszym dniem a ja obawiam sie że spalę się ze stresu. Nie wyobrażam sobie siebie przed ołtarzem.
Moje życie to monotonnia z przebłyskami szczęśliwych chwil. Wszystko widzę w czarnych kolorach.. Czuję że coraz bardziej będę "dziczeć", że w mogę sie nie odnajdywać gdy będę mieć swoją rodzinę. Wszystko marne...