Skocz do zawartości
Nerwica.com

protogburoplasta

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez protogburoplasta

  1. Chciałabym zapytać o jedną rzecz. Przepraszam, że wtrącam się w wątek poprzedni. Bardzo zależy mi na odpowiedzi. Mam stwierdzoną depresję i osobowość chwiejną emocjonalnie. I mam paskudne myśli samobójcze, których kompletnie nie kontroluję. Gdy zaliczam zjazd do swojego piekła od razu się włączają i bardzo proszą o realizację, natychmiast. Gdy mam ten zjazd kompletnie nie panuję nad myślami, powtarzam tylko w głowie (czy może mój wewnętrzny kat cały czas tylko szepcze mi do ucha), że nie mam po co żyć, nie osiągnę tego, czego chcę, w ogóle nic nie osiągnę, moje życie jest bagnem, nie mam przyszłości - doskonale pewnie to znacie. I, co najgorsze, chcę się poddać, czy gorzej - wewnętrzny kat, poza tym, że wyszukuje w najbliższej przestrzeni wszystkie możliwe sposoby zabicia się, mówi mi, że nie mam, o co walczyć. Nie pomaga myśl, że jest ktoś, kto mnie kocha, że muszę spróbować, że ludzie z tego wychodzą, nic. Wewnętrzny kat dalej swoje. Nie mam, o co walczyć, bo jestem nikim, na nic nie zasługuje. Ta myśl jest tak silna, że nie mogę się jej pozbyć. Popycha mnie, bym wreszcie się zabiła. Szukam tylko możliwości, myślę, kiedy w najbliższym czasie mogę to zrobić, kiedy będę u siebie, ale kompletnie sama. Myślę tylko o tym, by się zabić, bo nie mam, o co walczyć i nie wierzę w jakąkolwiek pomoc. Gdy nie mam tego zjazdu, mówię sobie, że pójdę na terapię, przepracuję, co mam przepracować, zobaczę, jak będzie. Ale jak to się pojawia, to ja naprawdę nie wiem, co mam zrobić, jak bronić się przed tym katem, za bardzo czuję, że nie warto. Nie mam siły kompletnie walczyć, bo i po co. Czy ktoś ma jakiś sposób na powstrzymanie się? Na zatrzymanie tego właśnie w tym określonym momencie. Boję się, że zadźgam się przy pierwszej lepszej okazji. Jedyne, co wiem, że mi pomaga w takiej sytuacji, to przesiedzenie tego stanu z kimś bliskim. Czasami trwa to godzinę, czasami dwie. A nie zawsze ma kto przy mnie być. Kiedyś pomagało planowanie - nie teraz, zrób to za miesiąc, namyślisz się, przygotujesz - teraz nie pomaga. W poniedziałek próbowałam zrealizować swój plan. Przedawkowałam leki. Jak widzicie, nie wystarczająco. Szpital, niekompetenta pani psychiatra i robienie wszystkiego, by nie iść do szpitala psychiatrycznego. I teraz, wiem, że muszę walczyć, jak ten diabeł przychodzi z całym impetem, to jestem kompletnie bezradna. Łatwo mu przychodzi pojawienie się. Zobaczę maszynkę do golenia, szkło - rozwal i podetnij żyły, prześcieradło - zrób sznur i się powieś, aptekę - kup wszystkie możliwe leki, zmieszaj najbardziej jak się da i bierz, torebkę foliową - nałóż na głowę i zawiąż wokół szyi itd. Mogę nawet być w dobrym nastroju i nagle wszystko szlag. Czasem też nie trzeba bodźca z zewnątrz. Jestem w przedsionku swojego piekła, cierpię i się włącza. Kompletnie nie wiem, co z tym zrobić. Przeczytałam to, co napisałam i mam poczucie, że ani trochę, nie oddałam, jak silny to skurwiel. Dodam tylko, że wybieram się na terapię, jutro idę się umówić. Mam psychiatrę, biorę leki. Niestety psychiatra, fantastyczny, ale mieszkający w moim rodzinnym mieście, gdzie mnie teraz nie ma. Chodzi mi o cokolwiek, co pomoże mi dotrwać, do terapii i na jej początku, bo cóż jest to pierwszy problem, jaki chcę przepracować na niej, bo najbardziej zagraża mojemu życiu.
  2. protogburoplasta

    Hej!

    Hej wszystkim! Nazywam się Lidka. Mam zdiagnozowaną depresję i zaburzenia osobowości (chwiejna emocjonalnie, może borderline - lekarz jeszcze nie wie). Zarejestrowałam się tutaj, bo mam kilka pytań, potrzebuje pomocy i chwytam się wszystkiego. Nie wiem, czy będę w stanie dać Wam coś od siebie, przynajmniej nie teraz. Od razu za to przepraszam. Przepraszam też za wszystkie źle umieszczone posty/tematy itp. Jeszcze trochę nie ogarniam tego forum. Dziękuję Wam od razu za pomoc. Jeszcze raz hej!
×