Skocz do zawartości
Nerwica.com

Silverene

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Silverene

  1. No tak tylko że to nie jest tak, że np boję się, że to co się dzieje w Obcym, The Thing, Zombieland czy chociażby Parku jurajskim jest w jakimś stopniu prawdziwe. Nigdy mi to nie przeszkadzało czy przy Kingu (Carrie, To) czy Locie nad kukułczym gniazdem. Tu mam swojego potworka, który mnie prześladuje przez to, co zostało powiedziane przez tę postać, co sobie budowałam przez całe życie. W normalnej sytuacji pewnie też by mnie nie ruszyło. Jest jeszcze inny przypadek od tego samego autora a wcześniejsze rzeczy które czytałam potrafiłam sobie właśnie sama wyłączyć. A tego nie. Bo jest zbyt prywatne. I chodzi o to, by zniwelować te myśli i oddzielić tego potwora od wspomnień. To tak jakby np przejmować się wszystkimi sytuacjami gdzie przedstawiani są tzw. 'bullies. W większości przypadków są to tylko ludzie. I poza tym co mówią, to nie ma się czego bać. Michał - czyli jednak pamiętasz dlaczego zacząłeś terapię? Czy pamiętasz np też wszystkie spotkania z psychiatrą? Sprawa jest właśnie taka, że ja bardzo, bardzo chcę wyczyścić swój twardy dysk, ale sama nie mogę. W tym tygodniu zapisuję się na kolejną wizytę.
  2. Witam, chciałabym napisać po pierwsze, że to wszystko jest dla mnie nowe. Nawet jeśli studiowałam psychologię, nie lubiłam samodiagnozowania się. Dopiero w zeszłym roku zobaczyłam, jak naprawdę mnie to moje podejście rozwala. Chodzi o rzecz banalną, bowiem o wygląd. Wiele osób, i przypadkowych i nie, mówi mi, że wyglądam ładnie albo i bardzo ładnie. Ale wiem też, że przez to, co mi ludzie w podstawówce i gimnazjum a także późniejszych latach nagadali, zostało, i przekrzywia mój sposób postrzegania siebie jak w krzywym zwierciadle (klasyczna dysmorfofobia). Chciałabym zaznaczyć też, że oglądam i czytam dużo horrorów, bo mnie to nakręca i moblilizuje twórczo (dużo maluję, rysuję zawodowo także, i przy oglądaniu tych filmów miałam wgląd w nowe techniki, sposoby wizualizacji, kadrowania itd. a także pod względem psychologicznym właśnie). Nigdy nie miałam ani z filmami ani z książkami problemu. Do czasu kiedy w kwietniu obejrzałam jeden okropny, animowany horror, w którym zostało powiedziane w obrzydliwy sposób to, co sobie przez lata zbierałam: że nawet jak tak wyglądałam, to się ludzie ze mną zadawali. Co ciekawe, wiele osób które to widziało zignorowało to, lub uznało za ciekawostkę, a też nie da się przewidzieć co będzie *scenami których się nie zapomni*. Przyjaciółka stwierdziła po tym, że powinnam popracować nad swoją samooceną, bo ją to co widziała z kolei bawiło. Rozniósł mnie też inny komiks, który pewnie normalnie bym zignorowała. Są w końcu różne momenty, kiedy człowiek dowiaduje się, że coś faktycznie jest nie tak. Nie pomógł też fakt, że mam niedoczynność tarczycy, o której wie psychiatra do ktrórej chodzę, i wiem, że miałam etap, kiedy wyglądałam nienajlepiej, i okrutne dzieciaki to wykorzystały. Pamiętam mnóstwo negatywnych sytuacji, o których już wiem, że tamte osoby nie pamiętaja, i się mnie to trzyma non stop. Nie ma tak, że znajdę sobie zajęcie, czy kurs, czy cokolwiek innego, te myśli i teraz dodatkowo obrazy z tego horroru przewalają mi się non stop, chyba że śpię. Wydaje mi się, jakbym miała w hipokampie kilkanaście terabajtów negatywnych śmieci/myśli/obrazów. Już ledwo to wytrzymuję, nie wiem, jak z tamtymi myślami dawałam sobie radę do tej pory. Mam do siebie straszne, destrukcyjne podejście, i nie wiem, jak sobie z tym poradzić, można przecież od tego zwariować, jak się non stop od rana do wieczora, widzi te same rzeczy i te same rzeczy pamięta, teraz też. Psychiatra i hipnoterapeuta, który ma podobne doświadczenia i podejście do mnie, i też to widział, potrafił sobie po dwóch tygodniach wszystko wyrzucić, nasze spotkania również, to oboje mówili, że się da. Tylko nie wiem jak, kiedy zawsze spodziewam się najgorszego, że poza wsparciem rodziny/przyjaciół to nadal mam wrażenie, że np przyjaźnie które budowałam przez neta się rozsypią jak się spotkamy w *realu*, chociaż wiem, że w innych przypadkach tak nie było. Bardzo mi zależy na bliskich mi osobach, i nie chcę ich widzieć jako te potwory, czy życzyć również najgorszego, bo tak będzie lepiej, przynajmniej nie będziemy się już męczyć. I jeszcze jest taka sprawa: czy faktycznie da się wyleczyć to lekami (bo naprawdę nie chcę tego mieć ale sama nie mogę, wyrzucić te 15 lat zamiatania pod dywan, bez zastanawiania się *a dlaczego zaczęłam terapię* bo może się przypomnieć? Więc po co to? Nie chcę z tym zostać do końca życia. Sporo przed 30 czuję się jak 50latka. Teoretycznie psychiatra powiedziała mi, że się da, że to działa u mnie na zasadzie, że boję się co się stanie jak zapomnę. Ktoś inny, że po roku można już nie pamiętać, dlaczego w ogóle miało się depresję. Aha, i co do zachowań: miałam jeszcze przed takie podejście, że mogę chociaż dokładnie powycierać kurze skoro nie potrafię sobie w głowie poukładać. I myję ręce na tyle często, że w zimie skórę mam suchą tak, że na palcach pęka mi do krwi, nie pomaga to, jak cały czas coś nimi robię, czy w domu czy poza.
×