Skocz do zawartości
Nerwica.com

Prat

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Prat

  1. Od zawsze byłem osobą mocno zamkniętą, jestem nadal nieśmiały mimo, że w tym roku na karku pojawi się 22 wiosna. Do pewnego momentu wydawało mi się, że wszystko o co się martwię to wpojone zasady, lecz w ostatnim okresie odczuwam swój wewnętrzny upadek, zrezygnowałem ze studiów, a teraz już dłuższy czas szukam pracy bez większego efektu. Nie potrafię się z tego wszystkiego wyrwać, o czym za chwilę napiszę. W czasach szkoły podstawowej, gimnazjum byłem postrzegany jako bardzo zdolny człowiek, mający twarde zdanie i dość dużą dozę poczucia humoru. Dzięki dobrej nauce, w szkole pozwalałem sobie na więcej, niż inni uczniowie, oczywiście nie przy wszystkich nauczycielach. Mówię tutaj o zachowaniu, takim trochę chamskim, na siłę wciskałem swoje słowa itp. Nie było to robione z agresji czy czegoś podobnego. Po prostu czułem swoją wartość, wiedziałem, że nie poniosę za to żadnej konsekwencji. Z momentem przejścia do szkoły średniej wszystko minęło, a zaczęło się coraz większa izolacja od innych, w szkole było inaczej, starałem sie utrzymywać dobre kontakty. Ale będąc w domu zabudowałem się na potęgę, nigdy nie miałem żadnych większych przyjaciół. Może oprócz dwóch osób, z których jedną obecnie nie otrzymuję jakiegokolwiek kontaktu. Z czasem im bliżej było matury, tym gorzej zaczynałem się czuć pod względem psychicznym ogromne napięcie. ambicja nie pozwalała mi na odpuszczenie, grałem o jak najlepszy wyniki. I oczywiście pisemną maturę zawaliłem, ustna poszła bardzo dobrze. Co przyniosło kolejne podłamanie. Trzeba było podjać decyzję o studiach, którą wydaje mi się, podjeli za mnie rodzice. Na studiach wszystko się na chwilę odmieniło, mimo mojego zamknięcia, znów poczułem się dobrze. Moja wiedza zaczęła mi sprzyjać, pomogła mi ze startem i uznaniem wśród nowych kolegów. Za chwilę pojawiła się w życiu dziewczyna, w której się zakochałem chyba za mocno, spotykaliśmy się 4 miesiące, później jeszcze dwa. Ale podział jest wyraźny. Zawiodłem ją w pewnym momencie, właśnie po 4 miesiącach. Ten związek wydawał się idealny, każda chwila razem, była spełnieniem marzeń. Zarówno po sobie widziałem, że pierwszy raz w życiu dobrze się czuję. Mam duszę romantyka, pisałem jej wiersze, starałem się by każda wspólna chwila była piękna. No i oczywiście zawiodłem ją, powiedziałem, że kończe z nią. A w rzeczywistości nie chciałem iść z nią na wesele w jej rodzinie. Później się zeszliśmy, ale czułem, że zawiodłem i nie dam rady jej przy sobie utrzymać. Rozstaliśmy się w dość dziwny sposób, ostatni wspólny dzień razem był najwspanialszą chwilą w moim życiu, spotkanie było idealne. Nikt nie pomyślał, że widzimy się pewnie ostatni raz w życiu. Później już było tylko gorzej, nie potrafiłem dalej studiować, chciałem znaleźć pracę, ale nie potrafiłem tego wszystkiego znieść. Wszystko się skończyło i wróciłem do domu rodzinnego. Mam chyba spore problemy z motywacją, cały czas wracam do tamtego związku. Nie potrafię budować relacji z ludźmi, nie lubię innych. Przeraża mnie czasem wizja spotkania. Każdy swój choć najmniejszy błąd przeżywam bardzo długo, analizuję go, starając się wyciągnąć z nich konsekwencje. Czuję się źle w swoim ciele. Nie potrafię wyjść do ludzi, jestem samotnikiem. Moje związki przypominają jedno wielkie dymiące ognisko. Moje niektóre zasady wydają mi się jakby nietrafione w czas. Nie chcę "zaliczyć" od tak jakieś dziewczyny, zaczynam bać się pierwszego razu, dość mocno. Mam wizję prawdziwego związku, romantyczności, miłości wiecznej i prawdziwej, ale gdy związek nadchodzi, mimo wielkiego wewnętrznej radości głowa i tak zachowuje się dziwnie, cały czas coś mi nie pasuje. Teraz mój każdy dzień, to pobudka, komputer, sen. Moja rodzina nigdy nie pokazał mi tak naprawdę prawdziwych uczuć, uczyłem się ich chyba z książek. Moja rodzina przypomina jedną wielką szopkę, z zewnątrz wszystko jest ok, ale wewnątrz tragicznie. Chciałbym być z kimś, ale nie chcę mieć dzieci. Nie boję się odpowiedzialności, bo akurat to stawiam na pierwszym miejscu w swoim życiu. Boje się większych skupisk ludzi, boję się że w miejscach gdzie bywam mogę trafić na kogoś mi znanego. Nie mam nawet w obecnej sytuacji z kim o tym wszystkich porozmawiać. Gdy tylko uda mi się w sieci poznać jakąś dziewczynę (wiem wiem, przez internet haha) od razu widzę, wielką miłość, stąd każdy początek i koniec powodują w późniejszym czasie spory ból wewnętrzny. Mam ogromne problemy ze snem, bo gdy się tylko położę, wszystko wraca pojawiają się obrazy z czasu związku, stąd chodzę spać o drugiej w nocy. O co w tym wszystkich chodzi, jak sobie pomóc, co w sobie zmienić i najtrudniejsze pytanie, jak się zmienić...
×