Hej! :) Minął prawie rok, nadal mam te same problemy. A myślałam, że gdy tu napisze, będę mogła powiedzieć "Jestem szczęśliwa". A co się zmieniło? A chodźby to, że mama znalazła stary pamiętnik i suka jedna go przeczytała i wie, że chciałam się zabić i pochwaliła się ze znaleziska mojej siostrze i z tego co wiem, dla niej to była sensacja, a nie jakikolwiek powód do zmartwień, ona nie wie, że ja wiem. Ponieważ jestem anty-społeczna i nie jestem jeszcze pełnoletnia, siostra namawiała mamę, by zapisać mnie do psychologa, uwierzcie mi, że jest w tym najlepsza, niestety, nie zgodziła się. Brak sensu istnienia wciąż jest, a gdy jestem przez chwile radosna, zaraz wpadam w jeszcze większy ryk, płacz. Po prostu nie mogę się nawet cieszyć, więc brak radości z czegokolwiek owszem jest. Czasami wracam to cięć, mam wrażenie, że bezsenność mam już od zawsze ( a to dopiero ponad pół roku) i stres wszystkim co tylko możliwe, złość, szybkie zmiany nastroju( nie, nie jestem w ciąży xd). I mam naprawdę duży problem z jedzeniem, coraz większy. Nie będę się bardziej w to teraz, naraz zagłębiać, bo wiem jak to się kończy. Więc... hmm... co myślicie? Co mam zrobić?