Skocz do zawartości
Nerwica.com

Christopher28

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Christopher28

  1. uważam, że można wiedzieć - jak z każdą innym zaburzeniem, na przykład jak jest ból głowy i mi on przechodzi, to przecież wiem o tym, jak mam lęk wobec zwierząt, to jak z tego się wyleczę, bawię się z psami itp. tak samo jest z nerwicą, tylko to trochę bardziej skomplikowana sprawa, niemniej w przypadku rzeczywistego wyzdrowienia, różnica powinna być na tyle znacząca, że osoba powinna to jasno odczytywać, powinna czuć się tych sprawach zupełnie innym człowiekiem (przynajmniej ja się tak czuję) bagaż psychologiczny można czasem przebudować, może nie uda się sięgnąć do tego, co jest na samym dnie, ale może część zawartości da się wymienić :) zupełnie inaczej stawiam cel terapii czy jakichkolwiek działań podejmowanych na rzecz zdrowia psychicznego osoby znerwicowanej - liczne przypadki (w tym mój) pokazują, że nie jest to choroba nie uleczalna, że potrzeba nie tylko leczyć objawy, ale można dojść tak głęboko w strukturę człowieka, jego emocji, przeżyć, konfliktów, że często udaje się to rozprostować, przepracować, uzdrowić problemem jest dobra teoria, która opisuje, co naprawdę dzieje się z człowiekiem i na tej bazie pokazuje, jak próbować to zmienić
  2. no i jestem tutaj, tak jak piszesz, przez przypadek na mój rozum radzę - odłóż leki, po konsultacji z lekarzem albo zmień lekarza :) leki nie uleczą, co najwyżej mogą chwilowo wspomóc, ale skoro to dystymia, to nie ma potrzeby chwilowego wspomagania się, mam rację, czy są jakieś potrzeby chwilowe? chcesz przecież wyzdrowieć całościowo, tak? leki trują organizm, kosztują, wciągają w specyficzne rozstrojenie biologiczne organizmu, podtrzymują pewnie stan, może i ustabilizują na lepszym poziomie, ale to nie będzie wyzdrowienie ja jestem zdania, ze to pewnie jakieś nieprawidłowości środowiskowe/rodzinne, bardzo głęboko tkwiące, jestem zdecydowanym zwolennikiem teorii psychogennych, sam mam doświadczenie takie np. brak uczucia gniewu, asertywności i tym podobnych; np. uczucia radości, przyjemności trudne do rozwinięcia itp. trzeba by to dojrzeć, przemyśleć, zbadać... nie uciekaj od samego siebie... żyj!
  3. Jeśli to było jakieś tam zaburzenie nerwicowe, które powstało miesiąc temu i tylko przypominało prawdziwą nerwicę, to może i z tego dołka wyszedłeś, ale nie nazywaj tego nerwicą. Moja nerwica od dziecka wpajana - trzy lata z niej wychodziłem i nie sądzę by z porządne nerwicy dało się wyjść przez tydzień... Po prostu coś se wmówiłeś, albo coś udajesz... -- 06 sty 2013, 07:46 -- Jeśli to było jakieś tam zaburzenie nerwicowe, które powstało miesiąc temu i tylko przypominało prawdziwą nerwicę, to może i z tego dołka wyszedłeś, ale nie nazywaj tego nerwicą. Moja nerwica od dziecka wpajana - trzy lata z niej wychodziłem i nie sądzę by z porządnej nerwicy dało się wyjść przez tydzień... Po prostu coś tak coś tu nie tak opisujesz chyba...
  4. jeśli nie wiesz, czy jesteś zdrowa, to nie jesteś to znaczy, możesz być po części zdrowa, może być lepiej jak było, owszem co wcale nie oznacza, że namawiam na kontynuowanie terapii, może można samemu dalej prawdziwa terapia powinna zmienić człowieka od podstaw, przemieniać go dogłębnie, poprzestawiać mechanizmy wewnętrznego funkcjonowania, a nie tylko objawy wyciszyć sam się wydobyłem z potężnej nerwicy, która nota bene też dobrze maskowałem przed innymi i przed sobą zawsze może być lepiej, tym bardziej jak ktoś ma wątpliwości, a nawet jakby myślał, że jest już dobrze, to i tak może być lepiej trzeba tylko przepracować wszystko - poznać przyczyny zaburzeń, ocenić charakter, funkcjonowanie, zastosować odpowiednie metody "leczenia" i działa... :) tak, tak, wiem, wcale to nie takie proste...
  5. Dzień dobry, Tak sobie czasem szperam po Internecie i wszedłem akurat na to forum. I pomyślałem sobie, że się zarejestruję i napiszę nieco, by się podzielić swoim doświadczeniem, ponieważ mam za sobą wyzwolenie się z potężnej nerwicy. Tak czytam różne opinie i głosy, i czasem mi żal i szkoda wielu osób tutaj, jak bezskutecznie walczą, błąkają się i moim zdaniem nie raz idą w złą stronę. Byłem bardzo ciężkim przypadkiem. Nerwica wzrastała u mnie od dziecka, od pierwszych chwil mojego istnienia, najpierw i zasadniczo wpojona we mnie była w środowisku rodzinnym - jej geneza była ewidentnie w patologicznych wręcz relacjach rodzinnych, a potem wszystkie czynniki społeczne jeszcze przyklepywały i pogłębiały. Obserwowałem u siebie wiele problemów i objawów, np. lękowe, w bardzo szerokim zakresie (funkcjonowałem nie raz jak roślinka, wycofany, mizerny bojący się wszystkiego i wszystkich na około) albo kompulsywnych (uwierzycie, że potrafiłem się masturbować za jednym ciągiem kilkadziesiąt razy?), natręctwa, obsesyjne różne (np. sprawdzanie wielokrotne zamknięcia drzwi na klucz), fobie (przed spadającymi z drzew kwiatami na ziemię, musiałem omijać i płakałem), bulimia czasem (ciastka wyżerałem w sposób chory), egocentryzm, trochę uzależnień i spraw wegetatywnych, momenty agresji. Mógłbym to wszystko wyliczać jeszcze długo. Nerwica przybierała różne kształty. Byłem w przepaści psychologicznej. Pomogła mi wiedza. Tak! Wiedza, prawda (na tyle na ile można ją poznać). O sobie, o relacjach z ludźmi. Po prostu dogłębna analiza uczuć i stosunków międzyludzkich. Czy to nie jest tak, że jeśli mamy prawdziwą wiedzę na dany temat, to powinna ona skutkować? Trzeba mieć dobrą teorię, która dobrze opisuje rzeczywistość i umiejętność jej zastosowania. Skąd więc nieskuteczność teorii? Z ich słabości w opisywaniu mechanizmów psychologicznych w ogólności i zastosowaniu w konkrecie... Problem jest taki, wydaje się, że duża część dzisiejszych teorii opisujących nerwice błąka się w płyciźnie analizy. W naturalizmie ontologicznym, mówiąc językiem technicznym. Ja trafiłem dzięki Bogu na nurt odwołujący się do Arystotelesa, ojca nauki europejskiej. Okazuje się, że jego spostrzeżenia i tych, którzy doskonalą jego intuicje psychologiczne, na przestrzeni wieków, także dziś, mogą bardzo trafnie i bez przesadnego snobizmu intelektualnego mogą opisać mechanizmy rządzące psychiką człowieka. I na dodatek jest to praktyczne, jak każda dobra teoria. Oczywiście wszystko wzbogacone o analizy medyczne/naukowe współczesne, tylko umiejętnie włączone w teorię, a nie same rzucanie liczbami i nazwami. Natomiast sam zręb humanistyczny, realistyczny psychologii sięga do Arystotelesa. Leki nic nie dadzą. Ewentualnie chwilową pomoc, doraźnie, a dalsze ich stosowanie, tylko zaburza naturalne procesy w człowieku. A przecież trzeba je przywrócić, przywrócić zdrowie, a nie dalej się sztucznie przetwarzać. Jeśli wierzyć temu (a ja to sprawdziłem na samym sobie), że genezą nerwicy jest przede wszystkich psychika, rodzina, społeczeństwo, to trzeba przejść tę drogę jeszcze raz. Od podstaw, od czasu, kiedy pojawiło się zaburzenie. Proces zdrowienia w moim przypadku były to trzy lata przechodzenia ze stanu nerwicy do stanu zdrowia. Ale to nie była droga niepewności, tylko przyrównanie siebie do teorii i aplikacja. Chory musi rozumieć, co się z nim dzieje. Nie można nim manipulować poza jego świadomością. Wiedza u chorego niczemu nie szkodzi w procesie terapii. Chyba, że pieniądzom terapeuty, który maskuje swoją nieumiejętność albo koncernom farmaceutycznym, które będą nachalnie promować naturalizm biologiczny. Jakby człowiek nie miał serca, psychiki. Teoria musi sięgać do przyczyny, a nie tylko objawy leczyć. Co to za terapia, która nieco objawy wyciszy? To powinno przemienić całego człowieka, dać mu nowe życie. Sięgnąć głęboko w jego charakter. Zasadniczo to jest proces, który stopniowo przebiega, sięga się do źródła i objawy maleją. Pokusą leczenia nerwicy jest też maskowanie lęku, jakby to nazwać po polsku - energią, ambicją, siłą. Lęk trzeba umiejętnie wyciszyć i obezwładnić, a nie przykrywać go warstwą mocniejszych uczuć/emocji. Człowiek siłą woli ma zdolność despotycznego, autorytarnego wymuszania na sobie pewnych rzeczy. Ale powrót do zdrowia, to nie to. To wyciszenie tego, co chore i pozwolenie na rozwój tego, co zdrowe. To nie walka na siłę, bo to tylko przeszkodzi. Tak tylko pogłębiamy nerwicę i wszystkie konflikty w nas. Miałem sam ku temu bardzo duże skłonności. Tutaj trochę bierności potrzeba w nastrojach, uczuciach, a przy tym pracy rozumu. Nie intelektu, nauki, intelektualizmu technicznego, ale spokojne zastosowanie rozumu do własnych uczuć i do życia swojego. Człowiek jest jednością i psychiki (w tym ducha, umysłu), i ciała. Człowiek jest rozumny. To zwierzę rozumne. Od strony subiektywnej, czyli przeżywania, człowiek odbiera siebie jako osobę rozumną i wolną. Tego nie można lekceważyć w terapii. Potrzeba spojrzenia całościowego na człowieka, nie tylko jako trybiku w maszynie przyrody. Powoli wracały mi przez trzy lata uczucia, które się nie rozwinęły w czasie wychowania, początków rozwoju, za dziecka i które dalej konfliktowały się z innymi przy różnych okolicznościach. W czasie tych lat malały "patologie" nerwicowe, konflikty emocji, szarpanina, drażliwość, lęk... Wrócił spokój, stonowanie, łagodność, piękno, pełnia przeżywania... Musiałem przechodzić wiele etapów dojrzewania, rozwoju, których nie przeszedłem w swoim życiu poprzez trudności natury rodzinnej/społecznej, które wywołały nerwicę. Była to ciężka droga, ale teraz się z tego wszystkiego śmieję. Ale teraz jestem zupełnie innym człowiekiem. Vivat zdrowie! Wybaczcie, rozpisałem się nieco...
×